Jasnowłosy
mężczyzna powoli ubierał swój płaszcz z zamiarem wyjścia do
domu. Sekretarka przekazała mu wiadomość, że przyjdą do domu
goście, więc standardowo tego dnia wychodził wcześniej. W takich
sytuacjach uwielbiał być swoim szefem. Oczywiście miał nad sobą
kierownictwo, ale mało kiedy mieli do niego jakieś pretensje
dotyczące jego zmian, częściej mieli mu za złe, że się
przemęcza i zostaje dłużej. Ale on był głuchy na ich rady, był
dorosły i doskonale wiedział jak ma się zachowywać i co robić.
W
pełni ubrany wyszedł ze swojego gabinetu i skierował kroki do
wyjścia. Prawie przy nim będąc został złapany przez biegnącą w
jego stronę przyjaciółkę.
– Ty
skretyniały głupku! – krzyknęła uderzając go mocno w ramię.
– Hej!
Czemu mnie bijesz? Co ci zrobiłem? – zdziwił się i odsunął na
stosowną odległość by uniknąć kolejnych wymachów pięści
młodej kobiety.
– A
właśnie to czego nie robisz, a mianowicie nie dbasz o siebie! –
Znów krzyknęła, a blondyn złapał ją za nadgarstek i wyprowadził
ze szpitala nie chcąc robić sensacji na własnym oddziale.
– A
może przestałabyś mi matkować? Mam już matkę, więc drugiej nie
potrzebuję – wydął usta nieco urażony.
– Nie
przestanę, bo jesteś moim przyjacielem i kocham cię jak brata.
Teraz zamilknę, a jutro masz wolne – powiedziała obejmując Eda
za ramię i idąc z nim w stronę zaparkowanego samochodu mężczyzny.
– Nie
mogę brać wolnego, mam masę pracy i kilka spotkań z kierownictwem
– prychnął na jej słowa, jednak dał się poprowadzić.
– Daj
kluczyki, ja dzisiaj siądę za kierownicą, ty jesteś zmęczony –
powiedziała wyciągając rękę, lecz blondyn nawet nie drgnął.
Westchnęła tylko i włożyła rękę do kieszeni jego spodni i
wyjęła potrzebny przedmiot. Chłopak nawet nie zareagował na ten
gest.
– A
ty niby nie jesteś zmęczona? – mówiąc to podniósł brew w
ironicznym grymasie.
– Tylko
bolą mnie nogi – wzruszyła ramionami i zniknęła za drzwiami
samochodu od strony kierowcy. Blondynowi nie pozostało nic tylko
westchnąć i wsiąść na fotel obok tego zajmowanego przez kobietę.
– Więc kim był ten przystojniak? - Usłyszał, kiedy już zapiął
pas.
– Yyy...
mężczyzną?
– No co ty? Naprawdę?! – zapytała udając zaskoczenie. – Coś
wyglądaliście na bliższych sobie niż mówisz.
– Bo
pomógł mi, gdy o mało nie upadłem? To nasz dobroczyńca, a ja z
takiej strony się pokazałem – warknął zły na siebie i swoje
zachowanie.
– Edziu...
lepszego człowieka jak ty, to ze świecą szukać.
– Taa...
gdyby kadra wiedziała, kim naprawdę jest ich ordynator to długo
bym tam nie popracował...
– Kochany...
przesadzasz. Jesteś taki uroczy, że nic tylko cię brać! –
Kobieta zaśmiała się i ruszyła samochodem w stronę domu Eda
ignorując jego nadąsaną minę. Zawsze to blondyn ją odwoził, ale
teraz ona miała zamiar to zrobić, a potem wrócić na piechotę do
siebie. Nie pozwoli dzisiaj siąść mężczyźnie za kierownicą,
dlatego, że był bardzo bliski zasłabnięcia. Po kilku minutach
cichej jazdy powoli samochód zbliżał się do domu Eda. Chwilę
potem kobieta już wjeżdżała na podjazd do garażu. – Otwierasz
garaż, czy dzisiaj go nie chowasz?
– Nie
chowam. Rano będę go mył.
– Okej.
– Ciemnowłosa zaparkowała i wysiadła oddając kluczyki
właścicielowi. – Wiesz co, Edziu? Ten facet wygląda na miłego.
– Jaki?
– zapytał prawie śpiąc na stojąco.
– No
ten z którym miałeś dzisiaj spotkanie, a może na gadaniu się nie
skończyło? – zapytała sugestywnie unosząc brwi.
– Niemożliwe!
– Blondyn w odpowiedzi zarumienił się lekko. – Nawet nie wiem,
czy jeszcze kiedyś się spotkamy. Przygotuję mu tylko dokumenty i
faktury, co do remontu i zaopatrzenia oddziału. I tyle... –
Ostatnie słowa powiedział z lekkim, słabo wyczuwalnym smutkiem. –
A może wejdziesz? Chyba moi dziadkowie dzisiaj przyjechali. Mama coś
mówiła o gościach, ale kogo innego możemy się spodziewać?
– Nie
mogę kochany. Ludwik czeka już na mnie w domu. Jakąś
niespodziankę mi przygotował – uśmiechnęła się i uścisnęła
Eda, który oddał uścisk.
– Pewnie
oświadczyny. – Blondyn uśmiechnął się. – Jak mam rację, to
daj znać.
– To
do zobaczenia – cmoknęła go jeszcze w policzek i ruszyła w drogę
do domu. Nie miała daleko, więc traktowała to jako miły
popołudniowy spacerek.
Blondyn
został sam na podjeździe, więc powoli skierował kroki w stronę
wejścia do domu. Chwilę potem przekroczył próg domu i zaczął
zdejmować płaszcz, którym był opatulony. Zaraz potem zdjął
swoje nieco zabrudzone trampki i wskoczył w swoje niebieskie puchate
kapcie. Idąc w stronę salonu, skąd słyszał ciche rozmowy,
zahaczył o kuchnię by napić się swojego ulubionego soku z
grejpfruta. Nalał sobie pełną szklankę i zamruczał wraz z
pierwszym łykiem napoju. Uwielbiał tę goryczkę w smaku. Jeszcze
ze szklanką w dłoni udał się do salonu, lecz będąc w korytarzu
zachwiał się na nogach i upuścił trzymany sok. Dźwięk
tłuczonego szkła rozległ się nienaturalnie głośno w pustym
korytarzu. Ed lekko sapiąc oparł się o ścianę przymykając oczy.
Nagle usłyszał kilka par kroków stających się coraz
głośniejszych i nieco za szybkich jak na spokojny chód. Otworzył
oczy i okręcił głowę w prawo widząc patrzącą na niego matkę i
tak jak przewidział, dziadków.
– Synku?
– najmłodsza z kobiet w pomieszczeniu niepewnie podeszła do
blondyna. – Dobrze się czujesz?
– Tak
mamo. Szklanka wyślizgnęła mi się z rąk.
– Myślę,
że powinieneś się zgłosić do lekarza. – Kobieta dotknęła
czoła syna i westchnęła, bo wyczuła lekką gorączkę.
– Mamo,
tak dla twojej informacji to ja jestem lekarzem. To tylko lekkie
przemęczenie. – Wiedział, że ma rację, lecz to przemęczenie z
pewnością nie było lekkie. Może jednak powinien wziąć urlop? –
A ty mamo? Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał, samemu czując się już
lepiej. Jak zawsze sprawiał problem mamie, która była chora na
stawy, które z dnia na dzień bolały ją coraz bardziej.
– Dobrze
kochanie, chodź do salonu. A potem pójdziesz i odpoczniesz.
– Witaj
dziadku. – Chłopak podszedł do starszego mężczyzny, który
złapał go za ramiona i przyjrzał się dokładnie jego twarzy.
– Ależ
ty zmężniał Edwardzie – uśmiechnął się widząc zaskoczenie
młodego blondyna.
– Daj
mi przytulić mojego wnusia. – Teraz starsza kobieta złapała Eda,
mocno go do siebie przytulając. – Ale z ciebie przystojniak! Kiedy
w końcu poznam twoją drugą połówkę?
– Jak
ją znajdę. – Chłopak zaśmiał się dźwięcznie.
– Nie
rozumiem ludzi tego miasta. Taki wspaniały chłopak jak ty nadal
jest samotny. Życzę ci wszystkiego dobrego kochanie. A teraz
posłuchaj matki i może od razu idź się położyć. Przyjechaliśmy
na jakiś czas, więc jeszcze zdążymy porozmawiać. Dobranoc,
wnusiu.
– Dobranoc.
– Ed uśmiechnął się i ucałował babcię w policzek, a
ona uśmiechnęła się do niego promiennie. Dziadkowi uścisnął
dłoń, a mamę ucałował w czoło, ponieważ była o wiele niższa
od niego i to był ich mały rytuał. Ona zawsze w odpowiedzi
głaskała go po policzku. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem.
– Śpij
dobrze kochanie.
Jasnowłosy
chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i ruszył schodami w górę
do swojego pokoju. Wskoczył szybko do łazienki na szybki prysznic i
wcisnął się w spodnie od pidżamy, które trzymały mu się luźno
na wąskich biodrach. Stanął przed dużym lustrem i skrzywił się
widząc ogromną bliznę szarpaną w okolicach pępka. Lecz to nie
było wszystko. Na klatce piersiowej miał kilka bladych blizn
ciętych, które nie odznaczały się zbytnio na jego bladej skórze.
Nie tak jak blizna po nożu. Odwrócił się i skrzywił jeszcze
bardziej. Jego plecy może nie wyglądały tak źle, lecz długa
szrama ciągnąca się na skos pleców bardzo go irytowała. Po raz
kolejny przeklinał siebie za swoją głupotę, gdy był gówniarzem.
Mimo że jego ciało zachwycało muskulaturą wyrobioną na siłowni
to blizny zawstydzały go, w efekcie tego Ed unikał miejsc, w
których musiał się obnażać. Westchnął i wyjął ze spodni,
leżących w koszu na brudną odzież, małą kartkę. Zachichotał
cicho i wrócił do pokoju. Zastanawiał się, co Will by pomyślał
widząc jego ciało usiane bliznami. Byłby zaskoczony, czy może
wręcz przeciwnie, obrzydzony? Dla niego postać Willa była
intrygująca. Nie potrafił powiedzieć, co ten myśli. Było widać,
że mężczyzna uczył się nie ukazywać emocji zbyt dosadnie.
Zastanawiał się, dlaczego tak się dzieje? Przecież emocje to coś
pięknego. To dzięki nim możemy nazywać się ludźmi. W umyśle
Eda utkwił uśmiech właśnie tego mężczyzny. Taki piękny, taki
szczery.
Wskoczył
do łóżka cały w skowronkach i ułożył się w jak najbardziej
wygodnej pozycji i zamknął oczy. Gdy to zrobił pod powiekami znów
zobaczył ten uśmiech i towarzyszące temu emocje. Dotyk dłoni na
jego biodrze też nie został zapomniany. Z myślami rozgrzewającymi
serce, zasnął.
***
Will
przebudził się czując w pokoju czyjąś obecność. Otworzył
zaspane oczy i po chwili je zamknął, okrywając się szczelniej
satynową pościelą i starając się zignorować krzątającą się
po pokoju kobietę w czarno-białym kostiumie angielskiej gospodyni
domowej. Przewrócił się na brzuch obejmując poduszkę i mocno ją
ściskając pragnąc jeszcze chwili spokojnego snu. Szuranie ścierki
po meblach drażniło jego wyczulony o tej porze słuch.
– Gdybym
cię nie znała pomyślałabym, że nieźle imprezowałeś wczoraj. –
Kobieta odwróciła się w jego stronę i stanęła nad łóżkiem.
Mężczyzna
leniwie otworzył oczy i mruknął tylko coś niewyraźnego w
odpowiedzi, nie mając ochoty na dalsze konwersacje. Betty, bo tak
miała na imię druga osoba w tym pomieszczeniu, była dla niego jak
matka, zastępując mu tą prawdziwą, którą mało obchodziły jej
własne dzieci. Betty przeniosła się razem z nim, gdy sześć lat
temu wyprowadził się z rodzinnego domu i od tamtej pory stała się
jego powierniczką, najlepszą przyjaciółką i osobą, której jako
jedynej pozwalał się otwarcie krytykować.
– Byłem
w szpitalu – ziewnął i przewrócił się na plecy, a wzrok utkwił
w suficie.
– I
udało się? – zapytała ciekawa, powracając do swojej pracy.
– Chcieli
tylko milion dolarów – przetarł zaspane oczy – a szpital jest w
złym stanie. Może nie najgorszym, ale nikt nie powinien ani
pracować, ani leczyć się w takim miejscu.
– Sądzisz,
że będą potrzebowali więcej? – zapytała z garderoby, wieszając
w niej świeżo wyprasowane koszule we wszelakich kolorach.
– Zawsze
potrzebują więcej Betty. Ceny idą w górę i nie mówimy tu tylko
o przemyśle spożywczym. Wszystko drożeje, a jeśli będą chcieli
porządnie odnowić i zaopatrzyć szpital nie będą mieli wyjścia.
Która w ogóle jest godzina?
– Południe
Will. – Kobieta pojawiła się znów przy jego łóżku i jednym
płynnym ruchem zsunęła z niego kołdrę. Młody Collins był dla
niej jak syn i wielokrotnie widziała jego smukłe, umięśnione
ciało, wyrzeźbione ramiona i płaski brzuch, na którym pięknie
rysowały się wszystkie mięśnie. Gdy Will zdradził jej, że nigdy
nie poślubi kobiety była zaskoczona, ale bardziej tym, że jej to
wyznał niż tym, że okazał się gejem. Jej podświadomość
cichutko szemrała jej o takiej możliwości już od dawna.
– Nie
spałem przez pół nocy – mruknął, co było zgodne z prawdą.
Cały wieczór od momentu przekroczenia progu do momentu zapadnięcia
w sen po jego głowie przechadzał się obraz Eda, natrętnie nie
pozwalając o sobie zapomnieć.
– Coś
mi się wydaje, że wczoraj wydarzyło się coś więcej –
podekscytowana Betty usiadła na brzegu łóżka na chwilę
przerywając swoją pracę i wlepiła swoje przewiercające na wylot
spojrzenie, przed którym Will nie potrafił zachować żadnej
tajemnicy.
– Musisz
wszędzie wściubiać swój nos? – zapytał rozbawiony, ale też
wdzięczny, że kobieta sama poruszyła dręczący go temat. Musiał
z kimś o tym porozmawiać, a Betty była najlepszą osobą do tego.
– Znasz
mnie mój drogi. No, a teraz opowiadaj, co za ciacho wpadło ci w
oko?
– Ciacho?
– zdziwił się nigdy nie słysząc takiego słowa w ustach prawie
sześćdziesięcioletniej kobiety. – Masz taki wyraz w swoim
słowniku?
– Nie
odwlekaj tematu Will – pokiwała palcem. – Prawie cały dzień
przebywam w twoim towarzystwie, od kogoś się uczę takich
dziwacznych słów.
Mężczyzna
roześmiał się głośno i pokręcił głową. Podniósł się i
usiadł na brzegu łóżka przez chwilę zastanawiając się, jak
dobrze oddać słowami to, co wczoraj się wydarzyło.
– Ordynator.
– Co
ordynator, chłopcze? – Kobieta zmarszczyła brwi, nie mając
pojęcia, o co mu chodzi.
– Ordynator
jest tym, przez którego nie mogłem spać – wyjaśnił, ale widząc
dziwny niepokój w oczach swojej powierniczki, zmarszczył brwi. –
Coś nie tak?
– Will
ja rozumiem, że starsi mężczyźni są bardziej doświadczeni i z
pewnością robią większe wrażenie na młodzieńcach takich jak
ty, niż twoi rówieśnicy, ale czy to nie przesada, by zauroczyć
się w kimś tak dużo lat starszym. Zapewne mógłby być twoim
ojcem. – Karcący ton Betty i jej coraz szybsze tempo wyrzucania z
siebie wyrazów świadczyły o tym, że jest trochę wyprowadzona z
równowagi. – Pewnie, że doszedł do czegoś, ale pewnie tylko by
się tobą zabawił…
– Betty...
– Will starał się jej przerwać.
– I
wykorzystał i…
– Betty!
– uniósł trochę głos, co powstrzymało słowotok kobiety, która
lekko urażona spojrzała w jego błękitne oczy. – On ma
dwadzieścia sześć lat.
– Och.
To zmienia postać rzeczy – chrząknęła. – Wybacz to, że tak
się uniosłam.
– Rozumiem.
– Mężczyzna wstał i naciągnął na siebie dresy, które luźno
zwisały z jego bioder. Przeniósł się na skórzany fotel w rogu
pomieszczenia i utkwił zamyślony wzrok w coś za oknem. – Ma na
imię Ed – uśmiechnął się lekko – Edward.
– Wy
mężczyźni tak łatwo i szybko się zakochujecie. – Perlisty
śmiech Betty wypełnił pomieszczenie. Kobieta zabrała się za
ścielenie łóżka, które ciągle jeszcze było ciepłe.
– Nie
zakochałem się, Betty – stwierdził stanowczo. – Ed wywarł na
mnie dobre wrażenie. Spodobał mi się w wielu kwestiach, ale to
dalekie jest od miłości – mruknął zły, że kobieta nigdy nie
traktowała jego uczuć wobec innego mężczyzny na poważnie. W
sumie po chwili stwierdził, że nie miała do tego podstaw skoro
tyle razy przyprowadzał do swojej sypialni różnych kandydatów, a
z żadnym z nich nie został na stałe.
– Nie
złość się kochany – skarciła go. – Kimkolwiek dla ciebie ten
Ed jest…
– Nikim
dla mnie nie jest Betty – zacisnął mocniej dłonie na oparciach
fotela. Nie miał pojęcia, dlaczego zareagował tak emocjonalnie.
Nie zdarzało mu się to tak często. Prawie nigdy. Kobieta
wygładziła pled i spojrzała na swojego wychowanka badawczo.
– Coś
mi się wydaje, że ktoś wczoraj w końcu sprawił, że twoje serce
zaczęło mocniej bić. Mam rację?
Twarz
Willa przez chwilę nie zdradzała nic. Poważna i formalna.
Nieustępliwe spojrzenie utkwione w Betty wcale jej nie przeraziło.
Nadal oczekiwała odpowiedzi. Mężczyzna westchnął zrezygnowany i
opuścił maskę.
– Wygrałaś.
Jestem zły, bo nawet nie wiem czy Ed jest taki sam jak ja – osunął
się lekko na fotelu przyjmując wygodniejszą i bardziej swobodną
pozycję. – Ta niewiedza krępuje moje ruchy. Nie mogę nic
zdziałać, bo nie mam ochoty przerażać jakiegoś zagubionego w
swojej orientacji hetero – ucisnął nasadę nosa, a jego myśli
znów zaczęły pędzić jak oszalałe po tylko jemu znanych rejonach
jego umysłu.
– A
on wie, jaki ty jesteś? – zapytała uważnie obserwując
zagubienie malujące się na twarzy chłopaka, na które pozwalał
sobie tylko w jej obecności.
– Wie.
A przynajmniej domyśla się – odrzekł, przypominając sobie Eda
przegryzającego wargę. Ten obraz na tyle utkwił mu w pamięci, że
nie mógł się wczoraj powstrzymać przed przywoływaniem go przed
oczy wczorajszego wieczora, gdy musiał rozładować całe to
napięcie, które nagromadziło się podczas czasu, kiedy przebywał
w pokoju numer 145.
– Być
może Ed to kolejna krótka znajomość Williamie. Nie możesz, gdy
tylko spotkasz wartego uwagi mężczyznę, myśleć o nim w kategorii
partnera.
Mężczyzna
westchnął, ignorując komentarz kobiety.
– Uroczo
się rumieni – zamknął oczy, by trafniej opisać postać młodego
lekarza. – Robił to dość często. Plątał mu się język, no i
ma fantastyczny tyłek – uśmiechnął się do siebie. – Może
to ostatni raz jak go widziałem, ale po raz pierwszy od dłuższego
czasu miałem ochotę by był tylko mój. Rozumiesz… patrzyłem na
niego i chciałem mieć go zawsze przy sobie… tu w tym domu. Nie
wypuszczać z ramion, kupować wszystko, czego sobie zapragnie,
wywoływać ten nieśmiały uśmiech i wpatrywać się w te szare,
przyjazne oczy – westchnął po raz drugi i powoli otworzył oczy.
– Nie wiem jak to nazwać…
– Zaborczość?
– podsunęła Betty, podchodząc do okna i otwierając je na
oścież, by wpuścić do środka rześkie popołudniowe powietrze.
– Nigdy
nie zaprzeczałem, że mam zapędy egoistycznej zaborczości, jeśli
coś takiego w ogóle istnieje – mruknął i utkwił swój lekko
zamglony wzrok w swoje delikatne i zadbane dłonie.
– Przestań
bujać w obłokach, a lepiej zrób coś z sobą, żebyś mógł wyjść
do ludzi.
– Wiesz,
co mnie poruszyło jeszcze wczoraj, gdy rozmawiałem z Edem? –
spojrzał na Betty, która wyniosła mu z garderoby czarne dżinsy i
miętową koszulę.
– To,
że ma niezły tyłek? – zażartowała sobie z jego wcześniejszych
słów, ale ten ją zignorował i kontynuował swój wywód.
– To,
że on jest całkowicie oddany temu, co robi. Widać to w jego
oczach, gdy mówi o szpitalu, dzieciach. Nigdy nie widziałem
człowieka z taką pasją. Zapewne całe dnie spędza w swoim
gabinecie, od rana do nocy, a pewnie i w nocy... a ja? Nie mam nic
takiego. Całe dnie albo wydaję kasę ojca, albo ślęczę w tym
domu i czytam książki. Dobija mnie to, że nic nie potrafiłem
zrobić i do niczego dojść – mruknął z goryczą w głosie.
Betty
przekrzywiła lekko głowę i spojrzała na niego matczynym wzrokiem.
– Williamie
nie możesz ciągle karcić się za to, w jakich realiach żyjesz, bo
to niezbyt rozsądne. Dzielisz się tym, co posiadasz z ludźmi,
którzy tego potrzebują. Wielu może pracować w szpitalach kochany.
Wielu może być politykami, mieć własne firmy, ale nie każdy
potrafi zrezygnować z części własnych pieniędzy na cel
dobroczynny. To chyba jest coś, co cię nakręca, prawda? Nim
wybrałeś się na rozmowę z Edem kilka dni rozmyślałeś o tym,
komu i jak pomóc. Czy to nie jest twoja pasja?
Will
westchnął ciężko trawiąc słowa Betty. By zyskać czas, sięgnął
po koszulę, którą mu podała i nałożył ją na siebie.
– Pomagam,
bo chcę naprawić błędy mojego ojca – rzekł poważnie,
zapinając ostatni guzik – a nie dlatego, że to moja pasja. Czuję
się winny, że dzierżąc władzę nie myśli o tych, o których
powinien, tylko o sobie – sięgnął po spodnie i naciągnął je
na siebie, wstając z fotela.
– Nie
jest rzeczą ważną, co pcha nas do dobrych uczynków –
stwierdziła jeszcze raz rzucając okiem na pokój. – ale to, że
je zrobiliśmy. Nie przejmuj się, na pewno jeszcze znajdziesz coś,
co będzie cię zadowalać, tak jak praca zadowala Eda –
uśmiechnęła się do niego dobrodusznie i ruszyła do drzwi. –
Obiad jest już na stole.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To znowu ja. Czytałam poprzednie komentarze. Bardzo się cieszę, że opowiadanie zdobywa czytelników!
Senri97 wiem, że dużo osób czeka na kolejną część mojego opowiadania, ale nawet jeśli mam plan wydarzeń rozdziału, to nie potrafię znaleźć weny na spisanie tego. Może jak pojadę do babci, napiszę coś. U mnie zawsze jest wiele osób w domu, a ciężko jest znaleźć wtedy spokój i stuprocentowe skupienie. Dziękuję jednak za cierpliwość!
~ Fantasya.