wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 7

Ranek zastał blondyna w bardzo dobrym humorze. Bardzo dobrze mu się spało i tym razem wiedział, dlaczego. Odpowiedź na to pytanie zawarła się w jednym słowie, czy raczej imieniu. Cały, no prawie cały, poprzedni dzień był pełen niespodzianek i nowych doświadczeń, a przynajmniej dla Eda. Jego ciało po pobudce było lekkie i odprężone. Przeciągnął się rozkosznie jak kot i rozejrzał po pokoju. Wszystko wyglądało tak jak wczoraj, gdy zasnął, poza drzwiami od łazienki. Bardzo dobrze pamiętał, że je zamykał. O nie... brudne prześcieradło! Spanikował, ale po chwili uświadomił sobie, że to przecież normalne, że mężczyźni czasem brudzą prześcieradła. Ale w sumie... przecież on do przeciętnych ludzi nie należał. Cóż... trudno. Westchnął i znów położył się do łóżka. Przelotnie spojrzał na zegarek i zdał sobie sprawę, że jest jeszcze wcześnie. Zachichotał przykrywając się kołdrą, a jego policzki zrobiły się czerwone, gdy przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Zachowywał się tak cholernie lubieżnie jakby jego ciało już należało do tego niebieskookiego mężczyzny. Nigdy aż tak intensywnie się nie masturbował, ani tego tak mocno nie przeżywał. Czyżby to wpływ Willa? Zachichotał po raz kolejny. Był tak bardzo zaabsorbowany własnymi myślami, że nie usłyszał jak drzwi od jego pokoju uchylają się i ktoś wchodzi do środka. Nie mógł też tego zobaczyć, bo był teraz odwrócony tyłem.

– Przestań tak chichotać do siebie... – Jakiś kobiecy głos dotarł do jego uszu, a on zamarł – to trochę straszne...

Teraz kobieta zachichotała i usiadła obok niego na łóżku. Blondyn obejrzał się przez ramię i jego oczom ukazał się widok jego przyjaciółki Liz. Czasem do niego przychodziła, ale nigdy o tak wczesnej porze. To dało mu trochę do myślenia.

– Co ty tu robisz o tej porze? – zapytał podnosząc się do siadu. Z jego torsu zjechała kołdra, a dziewczyna otworzyła szeroko oczy na ten widok. Słyszała o bliznach i widziała je zanim stały się srebrne... to znaczy widziała je, zanim stały się bliznami. Chłopak powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem i ze zmarszczonym czołem przykrył się na nowo.

– Nie wiedziałam, że tak wyglądają teraz... – szepnęła z bólem w oczach.

– I nie powinnaś – prychnął. Nie chciał by ktoś to widział. Chciał ochronić się przed współczuciem, które wychodzi na twarz każdego, kto mógłby to widzieć. Wiedział, że tak będzie, więc zawsze ukrywał je przed widokiem innych. – Wyjdź. Nie chcę widzieć twojej współczującej miny. Nie potrzebuję tego...

– To nie jest współczucie, kochany. – Dziewczyna szepnęła i dotknęła jego policzka.

– A co, jeśli mogę spytać? – mruknął nieprzekonany.

– Ból. Pochodzący prosto stąd – dotknęła swojej piersi prawą ręką, na której widniał pierścionek. Blondyn uniósł brew, lecz się nie odezwał. – Lub empatia jak wolisz. Kocham cię i boli mnie patrzenie jak cierpisz. Nie musisz się bać tych blizn, ani wstydzić. One pokazują jak wytrwały jesteś. Dobrze, koniec z tymi smutkami – powiedziała cicho i dotknęła delikatnie widocznej zza kołdry blizny koło obojczyka. Blondyn drgnął wyraźnie, ale nie odepchnął dłoni. Wszystko, co powiedziała dziewczyna dało mu nieco do myślenia.

– Masz rację... – powiedział z ociąganiem. – Przepraszam. Ale powiedz mi teraz, co to jest... – Złapał ją za prawą dłoń, na której widniał pierścionek, a wielki uśmiech wkradł mu się na usta. Dziewczyna zarumieniła się lekko i również się uśmiechnęła. Z jej oczu tryskało niczym niezmącone szczęście.

– Miałeś rację! – pisnęła i podskoczyła na jego łóżku. – Oświadczył mi się! Przygotował mega romantyczną kolację a potem uklęknął i poprosił mnie o rękę! - Rzuciła się na Eda i mocno przytuliła. – A u ciebie, co tam? – podniosła sugestywnie brwi.

– N–nic nowego – zająknął się i lekko poczerwieniał.

– Czyżby? Wyglądasz na porządnie wymiętego – uśmiechnęła się i zauważyła brak prześcieradła. – A prześcieradło samo się zdjęło? I nie przeczę, że samo wybrudziło – zachichotała widząc jego zażenowanie.

– Nie robiliśmy tego – szepnął cicho. – Ale pocałowaliśmy i to było... nieziemskie uczucie – uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie. – Will skradł mój pierwszy pocałunek... i wcale się tym nie przejąłem.

– A no tak. Nawet nie wiedziałam jak ma na imię, więc Will? To ten przystojniak, co cię wtedy tak jednoznacznie podtrzymał, gdy poczułeś się słabo? – zapytała i wstała z łóżka łapiąc za kołdrę by tym zmusić Eda do wstania.

– Właściwie to William Collins. – Ed wstał i na światło dzienne wystawił swoje blade ciało usiane kilkoma błyszczącymi bliznami. Największą uwagę przykuwała ta w okolicach pępka. – Nie wpatruj się tak – mruknął odwracając tyłem i tym samym ukazując tamtą, dużą bliznę.

– Ten William Collins? Od Rogera Collinsa? – zapytała nieco zdziwiona marszcząc przy tym brwi.

– Tak... wiem co myślisz o tym, ale nie oceniaj go nawet nie znając – powiedział blondyn i złapał za koszulę by ją na siebie założyć. Dziewczyna uznała, że chłopak naprawdę ma piękne ciało, a te blizny w jakiś sposób dodają mu drapieżności. Ale szczerze wątpiła, by Ed był tą stroną dominującą. Jest na to zbyt uroczy.

– A skąd możesz wiedzieć, co pomyślałam, co? – prychnęła jak oburzona kotka.

– Cóż... nie mogę, ale każdy, kto skojarzy Willa z tym... gościem... może sobie pomyśleć, że jest taki sam. Będę go wspierać, nieważne co! – wykrzyknął z entuzjazmem.

– Oj... widzę, że to z Willem wydaje się czymś specjalnym. – Dziewczyna razem z Edem podeszła do wyjścia z pokoju. Chwilę potem byli już na dole. Mama blondyna przygotowywała właśnie śniadanie.

– Sam nie wiem. Pierwszy raz tak żywo reaguję na kogoś innego niż moja własna dłoń – szepnął przyjaciółce do ucha, na co ona zachichotała.

– Koniec tych sekretów. Czas coś zjeść, siadaj kochana. – Matka Eda uśmiechnęła się do dziewczyny i wskazała na wolne krzesło.

– Nie powinnam była przychodzić tak wcześnie. – Dziewczyna zawstydzona nie mogła spojrzeć na matkę blondyna.

– Nie pleć głupstw. Pracujecie w tym samym miejscu, więc to dla Eda nie problem by móc cię zabrać ze sobą, prawda? – zapytała syna, który już wcinał kanapki. Nie chcąc mówić z pełnymi ustami gorliwie przytaknął.

Już nakarmieni wrócili do korytarza, gdzie na chłopaka czekała Liz. Blondyn poszedł do siebie, by przebrać się w ubrania odpowiednie i wygodne do pracy. Będąc już na dole złapał za kluczyki od samochodu i wyszedł z przyjaciółką depczącą mu po piętach. Wspiął się na fotel kierowcy, a obok niego zasiadła dziewczyna. Chwilę potem już byli w drodze do szpitala. Droga nie była długa, ale jednak na tyle, że chodzenie na piechotę było niemożliwe. Wjeżdżając na szpitalny podjazd blondyn był głęboko zamyślony. Rozmyślał, co powinien zrobić tego dnia i oczywiście myślał o Willu i o tym, kiedy następnym razem się zobaczą. Jakoś miał ochotę się do niego przytulić. Westchnął i wyciągnął z kieszeni telefon by zobaczyć, która jest godzina. Była za dziesięć minut szósta. Wysiadł z auta, a za nim dziewczyna.

– Więc dzisiaj bierzesz się za plany remontu? – Liz zapytała, patrząc na Eda z ukosa. Szli właśnie korytarzem, który na końcu miał dwa rozwidlenia.

– Taa – mruknął zamyślony. Szedł z dłonią na podbródku, a jego oczy patrzyły na stopy.

– Ed... uważaj, bo ten korytarz... – nie zdążyła uprzedzić chłopaka, który nie patrząc gdzie idzie wpadł zdezorientowany na ścianę. Odbił się od niej i syknął. –  skręca.

– Mogłaś powiedzieć wcześniej – jęknął i podtrzymując się dłonią złośliwej ściany potarł czoło, które go bolało. Błagał wszystkich świętych by nie było siniaka, a co gorzej guza.

– Chodź ofermo – powiedziała dziewczyna i złapała chłopaka za ramię. Poprowadziła go do jego własnego gabinetu w pokoju 145. Posadziła go na krześle i podeszła do bocznej szafki skąd wyjęła apteczkę. Wzięła w dłoń kawałek waty i kwadratowy plaster. Watę namoczyła specjalnym płynem i przytknęła do czerwonego czoła przyjaciela. Ten specyfik miał zapobiec przyszłej opuchliźnie. – Matko Przenajświętsza, zachowujesz się jak zakochany nastolatek.

– Nie jestem zakochany, głupia – prychnął rumieniąc się lekko.

– Pewnie, że nie. A krowy umieją latać! – Teraz to i ona prychnęła. Martwiła się, że jej jedyny prawdziwy przyjaciel jest zbyt uczuciowy i zbyt szybko daje sobie zawrócić w głowie. – Ja się po prostu o ciebie martwię. Jesteś zbyt kochany by odmówić osobie, która cię zainteresowała. Wiem, że sama prosiłam go by się tobą zajął, ale nie daj się mu wykorzystać. Ilu to facetów spotkałeś, którzy po pierwszej randce chcieli cię przelecieć chociażby w najbliższej toalecie? Mówię ci, jesteś zbyt uroczy. Dopóki nie znajdziesz sobie stałego partnera, faceci będą do ciebie lgnąć! Nawet ci hetero i żonaci zagubieni we własnej orientacji! Faceci nie są tak bardzo skomplikowani jak można by na początku pomyśleć – zachichotała, ale widząc podniesioną brew blondyna w geście: „Czyżby” dodała: – No dobra, ty jesteś wyjątkiem.

– Dobra, dzięki za opatrunek, a teraz sio. Mam kilka spotkań z ekipami remontowymi – wstał i zaczął pchać dziewczynę w stronę drzwi.

– A zajmujesz się tym, bo...? – zapytała.

– Bo jestem najbardziej upierdliwym człowiekiem na ziemi i jak coś ma być zrobione to po mojej myśli. Pa! – Ed powiedział szybko i zamknął jej drzwi przed nosem. Kochał tę dziewczynę, ale nie lubił, gdy tyle gadała na jego temat. Przecież doskonale wiedział jak widzą go inni. Na własne nieszczęście był tego świadom.

Wyszedł z gabinetu i rozejrzał się. Nigdzie nie widział swojej przyjaciółki, więc westchnął uspokojony i ruszył w stronę recepcji. Nie pamiętał, kiedy dokładnie miał spotkania z tymi ekipami. Gdy był już przy kobiecie, ona zerknęła tylko kątem oka, a widząc, że ktoś stoi powiedziała obojętnie:

– W czymś pomóc?

– Pewnie – powiedział miękko. – Mogłaby mi pani powiedzieć, o której mam spotkanie w sprawie remontu?

– P–pan Edward! – wykrzyknęła zażenowana. – Bardzo przepraszam – jej wzrok powędrował do opatrzonego czoła. – Och... coś się panu stało?

– Mały wypadek – uśmiechnął się delikatnie świdrując kobietę swoim stalowym spojrzeniem. – Nic czym trzeba się martwić, moja droga. Więc, o której te spotkanie?

– P–punkt ósma – zająknęła się i lekko zarumieniła słysząc jak się do niej zwrócił.

– Dziękuję – puścił jej oczko i odwrócił by wrócić do gabinetu. Nie lubił zbytnio takiej zabawy z kobietami, ale niestety był zmuszony by zachowywać pozory.

Wrócił do swojego gabinetu i będąc już w środku przeciągnął się mocno. Dopiero zaczął pracę, a już miał dość. Wyjął telefon z kieszeni i już miał go odłożyć, ale zamarł w pół ruchu. To właśnie przez to urządzenie słuchał sapań, szeptów i krzyków Willa, gdy ten się pieścił i doszedł z jego imieniem na ustach. Zarumienił się na to wspomnienie i chyba będzie musiał zmienić telefon, bo za każdym razem patrząc na niego będzie od nowa przeżywał tę namiętną seks–rozmowę. Usiadł za biurkiem i wyciągnął papiery z szuflad z zamiarem uporządkowania ich. Patrząc na nie i na zegarek westchnął głęboko. Miał dzisiejszego dnia wiele pracy i nie za bardzo mu się to podobało. Może czas pomyśleć nad urlopem? Uśmiechnął się do swoich myśli i wrócił do przerwanej czynności.

***

Will przebudził się tego dnia znacznie wcześniej. O ósmej rano jego błękitne oczy już były otwarte i zajęte obserwowaniem deszczu stukającego o szyby w oknach. Leżał oplątany w błękitną kołdrę, która świetnie komponowała się z jego śniadą skórą. Leniwy uśmiech jawił się na jego twarzy, gdy tylko przypomniał sobie wczorajszy dzień. Przewrócił się na plecy i przeciągnął, strącając tym samym telefon, który zsunął się na ziemię. Nawet to nie wytrąciło go z błogiego uczucia, które towarzyszyło jego ciału, zrelaksowanemu i wypoczętemu. Zamruczał tylko i wsunął dłonie pod poduszkę zamykając oczy i powoli zapadając w drzemkę.

– Will! – pukanie do drzwi obudziło go całkowicie. Aż usiadł i przetarł oczy nie mając pojęcia dlaczego Betty tak dobija się do jego pokoju.

– Tak? – zapytał głośno, by go usłyszała, zwlekł się z łóżka i zaczął rozglądać po pokoju w poszukiwaniu dresów.

– Robię pranie. Muszę zabrać twoje rzeczy z garderoby – rzekła, po chwili stojąc już twarzą w twarz z Willem, który jednak nie znalazł swoich dresów. Stał przed nią w samym bokserkach, ale na Betty nic już nie robiło wrażenia.

– Jasne, wchodź – rzucił tylko i kucnął przy łóżku znajdując swoje spodnie właśnie pod nim. Nie mógł wyjść z podziwu, jakim cudem tam się znalazły. Mile zaskoczony, wsunął je na siebie i zaczął ściągać poplamione prześcieradło.

– Kolejne? – zapytała Betty stając za nim z pełnym koszykiem jego koszul, spodni i t–shirtów. Will, aż podskoczył zaskoczony jej nagłym pojawieniem się tuż za nim.

– Betty, nie strasz mnie – mruknął i ostatnim ruchem ściągnął prześcieradło z wielkiego łóżka. O mało nie nadepnął na swój telefon, który ciągle leżał na ziemi. Westchnął i podniósł urządzenie, a gdy jego oczy napotkały brązowe oczy kobiety poczuł, że jest gotowa na kolejny zawstydzający go komentarz.

– Miła noc, hm? – rzekła sugestywnie biorąc od niego prześcieradło.

– Czasami tego nie kontroluję – skłamał, ale Betty dobrze wiedziała, co jest na rzeczy. Miała oczy i już od wczoraj zauważyła wyraźną poprawę w zachowaniu Willa. Wydawał się być ciągle zamyślony, jego palec ciągle wodził po dolnej wardze, a oczy wlepiał w jeden punkt i myślał. Betty nawet wiedziała, o kim.

– Może sprawiam wrażenie starej i głuchej, ale słuch mam jeszcze dobry kochany – uśmiechnęła się cwanie i pokręciła głową patrząc na zakłopotaną minę mężczyzny.

– Słyszałaś? – Will nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na twarzy.

– Oj panie Collins popełnił pan gafę. Trzeba było zaprosić Edwarda do siebie, a nie wyczyniać takie bezwstydne rzeczy – udała zbulwersowanie, chociaż wcale się tak nie czuła. Znała dobrze bruneta i wielokrotnie słyszała odgłosy z jego sypialni.

– Betty. To nie jest wcale takie proste. – Naciągnął na siebie biały T–shirt. – Ed nie jest tego typu partnerem, jeśli wiesz, co mam na myśli.

– To cię martwi? – spytała widząc wyraz zastanowienia na twarzy mężczyzny, gdy wypowiedział te słowa.

– Nie. Oczywiście, że nie. Martwi mnie to, że go skrzywdzę. Wczoraj, gdy byłem u niego po dokumenty… pocałowaliśmy się. Przyznam, że było bardzo gorąco… a to był jego pierwszy pocałunek Betty. Wyobrażasz to sobie? – opadł na jeszcze niepościelone łóżko i spojrzał na kobietę. – A co jeśli chciał to zrobić wiesz… z kimś innym?

– Niby dlaczego takie rzeczy przyszły ci do głowy Williamie? Gdyby nie chciał się z tobą całować z pewnością by tego nie zrobił. – Kobieta odłożyła koszyk z praniem i klepnęła chłopaka w ramię. – Zejdź z łóżka. Pościelę je.

Brunet wstał i zaczął chodzić po pokoju intensywnie nad tym myśląc.

– Bo może nie chciał odmawiać bojąc się, że wyjdzie na dzieciaka? Lubię go Betty. Te jego niezdarne pocałunki – westchnął i oparł się o ścianę tuż przy wejściu do garderoby. – Jest niewinny, a mi daleko do niewinności.

Betty tylko na niego spojrzała i kontynuowała ścielenie łóżka narzucając na nie szary pled i całą masę poduszek w przeróżnych odcieniach błękitu. Will przeczesał dłonią swoje włosy.

– Ed nie jest teraz moim największym problemem – rzekł, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z ojcem. To jak go potraktował, jak po raz kolejny zmusza go do tańczenia tak, jak mu zagra znów spowodowało, że poczuł wściekłość.

– Właśnie, jak było? – zapytała zaciekawiona Betty, spoglądając na chłopaka przez cały czas, gdy ten opowiadał jej, co wydarzyło się wczoraj w gabinecie ojca. Jak jego nadzieja rozsypała się niczym domek z kart za sprawą maleńkiego podmuchu. Kobieta zawsze stawała w obronie Rogera Collinsa, licząc na to, że nadal jest w traumie po tym jak żona zostawiła go dla pierwszego lepszego mężczyzny. Mimo to teraz, gdy słyszała jak potraktował on własnego syna, który z wiadomych powodów nigdy się nie ożeni poczuła antypatię do tego człowieka. Gdy Will skończył opowieść zapytała:

– Co teraz zrobisz?

– Nie ma pojęcia. Nie wyjdę za żadną kobietę Betty. Nie posunę się do tego stopnia by go zadowolić. Jednak nie chcę zostać z niczym, gdy mu o tym powiem. Wyrzuci mnie z rodziny, a ja nie mam żadnego zabezpieczenia. Myślałem, że, gdy da mi firmę będę mógł w końcu być samodzielny. Wtedy mógłbym mu powiedzieć „Wybacz tato, ale jestem gejem i pieprzę się z mężczyznami”. No i znów dał mi czek. Mam parędziesiąt milionów na moim koncie. Mógłbym żyć z nimi dostatnio do końca życia, ale nie na tym poziomie, co teraz i bez pomocy innym.

– Rozumiem twoje obawy Williamie. – Betty podeszła do mężczyzny i pocieszająco położyła dłoń na jego ramieniu spoglądając w te teraz bezradne, błękitne oczy. – Myślę, że masz jeszcze dużo czasu żeby to przemyśleć. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Obiecasz mi to?

– Jasne, Betty – uśmiechnął się do niej lekko i wziął głęboki wdech.

– No, a teraz mógłbyś mi zdradzić…

– Nie, Betty – zaprzeczył szybko, wybuchając po chwili gromkim śmiechem. – Jesteś niemożliwa. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł ci go przedstawić.

– Też mam taką nadzieję. A teraz powiedz mi, co chcesz na ten obiad. Wczoraj tak się do czegoś spieszyłeś… – spojrzała na niego sugestywnie, co wywołało śmiech ich obojga.

– Chętnie zjem łososia – odpowiedział do wychodzącej już z pomieszczenia kobiety.

Całą resztę dnia Will spędził starając się znaleźć wyjście z patowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Betty miała rację. Miał jeszcze dużo czasu by podjąć odpowiednią decyzję, ale ta myśl nie dawała mu spokoju. Każda opcja, którą miał nie była tą dobrą. Na każdej tracił. Nazywał się materialistą, zgorzkniałym bogatym synkiem tatusia, ale po chwili zdawał sobie sprawę, że wszelakie oskarżenia, które kieruje sam do siebie są błędne. Potrzebował pieniędzy by pomagać, właśnie tak jak pomógł szpitalowi, w którym pracował Ed. Myśli chwilowo oderwały się od problemów i same podążyły w kierunku blondyna o niezwykłych szarych oczach, wywołując lekki uśmiech na jego twarzy.

Gdy problemy nie chciały zniknąć Will wyszedł z domu, wsiadł do auta i wybrał się na zakupy by, choć przez chwilę czerpać satysfakcję z tego, że może sobie pozwolić na wszystko, czego tylko zapragnie. Przechadzając się między butikami sławnych projektantów nie myślał o nikim innym tylko o sobie. Przez tę krótką chwilę przestał się zamartwiać i czerpał z życia pełnymi garściami, a raczej z portfela. Po pięciu godzinach wrócił na kolację do domu z trzema parami butów, nowymi koszulami, swetrami, nowym płaszczem i kilkoma parami spodni.

– Wykupiłeś cały Nowy Jork? – zapytała zaskoczona Betty, dla której nowe ciuchy oznaczały więcej prania.

Po kolacji zaszył się w swoim pokoju, gdzie pogrążył się w lekturze książki. Nie potrafił się jednak na niej skupić. Ciągle miał wrażenie, że powinien coś zrobić. Zabrać się za coś, a nie tylko siedzieć w domu. Mimo to Will Collins był domatorem. Nie lubił imprez, nie lubił dużego towarzystwa, a tym bardziej nie lubił, gdy kobiety ciągle się do niego szczerzyły, gdziekolwiek się nie pojawił.

Zrezygnowany westchnął, odłożył książkę i zamknął oczy usadawiając się wygodniej w fotelu.  Po godzinie spojrzał na swój zegarek, zastanawiając się czy pomysł, na który wpadł jest dobry. Coś podpowiadało mu by przestał myśleć o młodym lekarzu, jednak za każdym razem szybko zbywał te myśli. Chciał o nim myśleć. Dlatego też postanowił go zabrać na „randkę”. To by była pierwsza randka Willa. Nigdy nie zapraszał nikogo na randki, nigdy też nie został zaproszony. Wszystko zaczynało i kończyło się na łóżku. Ed jednak był inny niż mężczyźni, z którymi dotąd się spotykał. Dlatego też, gdy wskazówki zegarka wskazały dwudziestą, Will zaparkował swoje auto przed domem Eda i odetchnął głęboko jeszcze raz analizując swoje postępowanie. Raz kozie śmierć, pomyślał i wysiadł z samochodu, kierując się w stronę drzwi, przez które już raz przechodził. Gdy tylko tam dotarł pewny siebie, gdyż pozbył się wszystkich obiekcji, nacisnął dzwonek do drzwi i czekał.

Była godzina osiemnasta, kiedy Ed wrócił do domu z pracy. Postanowił rzeczywiście zadbać nieco o swoje zdrowie i mniej pracować, lecz gdy jego przyjaciółka krzyczała, że dwanaście godzin w pracy zamiast trzynastu to żadna poprawa, on zbył ją starając się uspokoić słowami, że złe nawyki bardzo trudno jest wyplenić. Od razu po powrocie wszedł do kuchni by napić się swojego ulubionego soku i ze szklanką w dłoni wszedł do o dziwo pustego salonu. Usiadł na kanapie, lecz po chwili rozsiadł się bardziej tak, że teraz jego pozycja była półleżąca. Nawet nie wiedział, kiedy przymknął oczy i zasnął. Nie spał długo, bo ze snu obudził go dzwonek do drzwi. Sennym krokiem przeszedł przez korytarz. Chwilę majstrował przy zamku i w końcu otworzył drzwi. Jego zaspany wzrok nagle się wyostrzył, gdy zobaczył gościa. Z chrypką w głosie zapytał:

– Will? Co ty tutaj robisz?

– Ed... jest piątek, więc pomyślałem, że moglibyśmy się gdzieś wybrać razem, jeśli nie jesteś zbyt zmęczony po pracy? – zapytał brunet uważnie badając spojrzeniem Edwarda i przewracając kluczyki od auta w dłoni.

Blondyn przez chwilę się zastanawiał, lecz w końcu kiwnął głową z niewielkim rumieńcem na twarzy i otworzył drzwi szerzej.

– Wejdź, a ja pójdę się przebrać – szybkim krokiem ruszył do pokoju.


Będąc w nim zdjął z siebie ubrania, w których wrócił z pracy i założył ciemnoniebieskie spodnie i do tego beżową koszulę. Spojrzał w lustro i uśmiechnął się półgębkiem, bo pomyślał sobie, że wybiera się jak jakaś nastolatka. Zostawił dwa górne guziki rozpięte, przez które dało się dostrzec srebrną szramę koło obojczyka. Był tak bardzo zaabsorbowany swoim wyjściem, że tego nawet nie zauważył. Po chwili był już na dole całkowicie gotów.

Will słysząc jego kroki odwrócił wzrok od regału ze zdjęciami i przesunął nim po całej postaci Eda, zatrzymując go na dekolcie i pochłaniając spojrzeniem jego bladą skórę.

– Więc idziemy – zarządził i ruszył jako pierwszy do wyjścia, słysząc kroki chłopaka za sobą. Obszedł auto dookoła i zatrzymał się przy drzwiach kierowcy. – Podwieziemy jeszcze mojego kumpla na spotkanie z dziewczyną. Nie będzie ci to przeszkadzać? – zapytał spoglądając w szare oczy i przypominając sobie ten namiętny i zasapany głos w słuchawce telefonu.

– Nie, skądże – powiedział z uśmiechem i wsiadł do auta. Jak dziecko rozglądał się w środku. – Naprawdę niezłe cacko – mruknął nieumyślnie. Zerknął na Willa i nie mógł powstrzymać ciała przed zalaniem twarzy zdradliwym gorącem. Ed już miał tego dość, ale ciało miało jego i jego myśli głęboko w poważaniu. Jeszcze słyszał w uszach ich wczorajszą zabawę. Przez to nie mógł przez większość dnia skupić się na pracy. I raz wpadł na ścianę.

– Dobrze, że ci się podoba – uśmiechnął się lekko i wsunął kluczyki do stacyjki. Po chwili już jechali ulicą, w kierunku innego osiedla, na którym mieszkał kolega Willa. Mężczyzna musiał się pilnować by zbytnio nie przyspieszać, bo już zdążył się zorientować, że Ed tego nie lubił. Zerknął na chłopaka, który siedział obok znów zarumieniony. – Jak remont? Zacząłeś już robić coś w tym kierunku? – zapytał i skręcił w ulicę przepuszczając na przejściu kobietę z dzieckiem.

– Tak. Miałem dzisiaj kilka spotkań z grupami remontowymi. Musiałem wytłumaczyć im, czego oczekuję. Widziałem, że po kilku minutach rozmowy mieli mnie już dość – zaśmiał się. – Mógłbym to zrobić sam, ale ktoś musi być ordynatorem... – głęboki oddech wymknął się z jego ust. Spojrzał w bok i uśmiechnął się krzywo.

– Nie możesz robić wszystkiego. Mam nadzieję, że część, która miała zwrócić się tobie za remont jest na twoim koncie, a nie na koncie szpitala? – zapytał skręcając w kolejną uliczkę i zerkając na nawigację, która wyświetlała się na przedniej szybie gdzie dokładnie ma jechać. Scott, bo tak miał na imię kolega bruneta nie tak dawno zmienił adres zamieszkania.

– Ta... to samo powiedział mi brygadzista zespołu remontowego – zaśmiał się blondyn w odpowiedzi. – I tak. Kierownik szpitala odesłał mi nadwyżkę pieniędzy. Jesteś genialny z wyliczaniem kosztów. Praktycznie dokładnie tyle przeznaczyłem. Dziękuje, ale mimo wszystko nie musiałeś.

Chłopak umilkł i spojrzał za okno na mijany krajobraz. Zamyślił się i potarł czoło czując jeszcze ból z porannego uderzenia.

– W porządku Ed... za tyle ostatnio kupiłem garnitur. Tobie przydadzą się bardziej niż mi – mruknął, po czym troszkę przyspieszył. Po co w ogóle to powiedział? Teraz Ed zapewne uzna go za rozpieszczonego synalka tatusia. Od pamiętnej rozmowy z ojcem ciągle starał się znaleźć sposób by się usamodzielnić, ale myślenie o tym powodowało u niego bóle brzucha. – To chyba tutaj... – sięgnął do wyświetlacza umieszczonego obok kierownicy i wyszukał w kontaktach numeru chłopaka, po czym od razu się z nim połączył. – Wybacz, ale popsuło mu się auto... a kobieta czeka – uśmiechnął się lekko i już po chwili w aucie rozbrzmiał głos chłopaka.

– Już schodzę.

Połączenie zostało przerwane.

– Hmm... – Blondyn starał się coś odpowiedzieć na informacje o garniturze, lecz nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Uśmiechnął się tylko niepewnie, bo nie wiedział, jakim życiem żyje Will, gdy się nie widzą. On i jego rodzice nie byli biedni, ale również też nie aż tak bardzo zamożni. Mogli bez problemu żyć nie odmawiając sobie niczego, ale Ed na swój pierwszy samochód zarabiał cały rok. – Nic nie szkodzi – odpowiedział na przeprosiny mężczyzny z łagodnym uśmiechem.

– Powinienem cię jeszcze uprzedzić. Scott jak resztę moich znajomych i rodzina nie wie, że jestem gejem... więc jeśli coś palnie na ten temat... po prostu nie zwracaj na niego uwagi – rzekł przyglądając się jego uśmiechowi z fascynacją. Gdy tylko zamilkł ktoś zapukał w jego szybę. Will odwrócił się i nacisnął guzik, a szyba opadła na dół odsłaniając twarz młodego chłopaka, który uśmiechał się niewyraźnie.

– Zmiana planów Will – rzekł nie zauważając Eda. – Podwójna randka? Zaprosisz Emmę czy jak jej tam?

– Mam już inne plany Scott. Wsiadasz czy nie? – chłopak spojrzał na niego lekko zdenerwowany, że kolega zmienił plany.

– Wiesz... Christina wpada jednak do mnie.

Will zacisnął mocniej dłoń na kierownicy.

– Więc wlokłem się tutaj po jaką cholerę?

Scott uśmiechnął się przepraszająco.

– Wybacz.. mogłem zadzwonić, ale myślałem, że będziesz sam – dopiero teraz spojrzał na Eda – i wpadniesz tu do mnie.

– Nie myśl następnym razem – rzekł chłodno Will zdenerwowany, że stracił czas, który mógł spędzić o wiele przyjemniej. Nim chłopak zdążył coś odpowiedzieć szyba zasunęła się, a brunet zaczął wycofywać auto z uliczki.

– Emma? – Blondyn zapytał z lekkim uśmiechem. – Więc gdzie się wybieramy? – Obejrzał się do tylu starając się dojrzeć czy ten cały Scott nadal stoi na uliczce.

– Daj spokój... pierwsze imię, jakie wpadło mi do głowy. – Will zaśmiał się już rozluźniony i wyjechał na główną drogę. – Zabiorę cię do klubu. Napijesz się czegoś. Potańczymy... albo zajmiemy jakaś kanapę w rogu sali – zażartował i skinął na dotykowy ekran w samochodzie – możesz wybrać jakąś muzykę, jeśli chcesz. Ed zachichotał i skinął lekko głową. Z chęcią by sobie potańczył i się rozluźnił. Nieco niepewnie dotknął urządzenia i poszukał odpowiedniej muzyki. Cóż... jakoś nie mógł znaleźć czegoś, co lubił, więc zostawił urządzenie bez włączania.

– Wiesz, to nie jest tak, że mam cały weekend wolny. Jestem ordynatorem, więc muszę być dostępny pod pagerem w razie wypadku – mruknął nieco zirytowany. Ile to czasu minęło, gdy ostatnio mógł sobie pozwolić na odprężenie?

– Zdaje sobie sprawę, że nie każdy ma wolne siedem dni w tygodniu przez dwadzieścia cztery godziny tak jak ja – rzekł i przyspieszył nieznacznie. – Dziś będziesz mógł się rozerwać. A ja z chęcią ci potowarzyszę – spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. Nie mógł nic poradzić, że w jego towarzystwie czuł się tak swobodnie. Nie musiał udawać, ani skrywać swojego prawdziwego ja. Mógł po prostu być sobą. Po kilku minutach jazdy, która upłynęła im na miłej rozmowie i posyłaniu sobie uśmiechów Will zaparkował auto na wolnym miejscu, które było zarezerwowane specjalnie dla niego i zgasił silnik.

– Co to za miejsce? – zapytał blondyn zwracając się do towarzysza. Rozejrzał się wokół. Miejsce, na którym zaparkowali było jedynym wolnym. Uniósł zdziwiony brew i wysiadł z auta.

– Klub, który... często odwiedzam – rzekł do niego odpinając swój pas. – Byłeś kiedyś w klubie tylko dla mężczyzn? – zapytał, gdy już wysiedli z auta i przeniósł wzrok na budynek, który był jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów z tej kategorii. Nie mógł do nich wejść byle jaki człowiek, gdyż sam wstęp kosztował tysiąc dolarów za osobę.

– Nie, nigdy. Jakoś nie miałem do tego głowy – mruknął i chwilowo czuł się nie na miejscu. Nie zwracając uwagi na to, co robi, złapał za ramię mężczyzny nadal się dookoła rozglądając. Gdy jego spojrzenie wróciło do ich dwóch chciał już zabrać dłoń, nie chcąc już dłużej gnieść ubrania mężczyzny.

– Tu przynajmniej nikt nie będzie patrzył na nas z niesmakiem – zdjął jego rękę z ramienia i splótł ich palce, ciągnąc chłopaka za sobą w kierunku wejścia, przy którym stali ochroniarze, którzy tylko skinęli głową na powitanie i bez problemu wpuścili ich do środka. Ich uszy od razu zaatakowała głośna muzyka, rozmowy i śmiechy. Sala pełna była mężczyzn dobrze ubranych, gotowych przeżyć dobrą zabawę. Niektórzy tańczyli na parkiecie, niektórzy zajmowali kanapy, byli też tacy, którzy obściskiwali się pod ścianą, ale też i tacy, którzy samotnie pili drinki przy barze. Will nachylił się w stronę Eda:

– Jeśli nie będzie ci się podobać zmienimy lokal.

– N–nie. Wygląda dobrze – rozejrzał się i jego policzki zaczerwieniły, gdy napotkał na kilka par mężczyzn, którzy bez skrępowania całowali się namiętnie. – Po prostu, nie wiem czy umiem się bawić – spojrzał na ich splecione dłonie. Nie mógł się powstrzymać przed głębokim śmiechem. Zawsze marzył by kogoś trzymać właśnie w tej sposób.

– Co cię tak śmieszy? – Will słysząc ten piękny dźwięk, który mimo głośnej muzyki i tak dotarł do jego uszu mimowolnie się uśmiechnął i pociągnął go w stronę baru. – Każdy potrafi się bawić... postawię ci mojego ulubionego drinka – skinął na barmana i powiedział. – To, co zwykle.

Barman skinął głową i już po chwili niebieskozielony napój ze słomką i kawałkiem mandarynki stał przed Edem.

– Tak tylko się zaśmiałem, bez szczególnego powodu – skłamał na poczekaniu. Nie mógł powiedzieć na głos powodu, bo jeszcze sobie Will pomyśli o nim, że z niego jest jakiś dzieciak. Zerknął na dopiero co przyniesiony napój i podniósł go. Naprowadził słomkę do ust i pociągnął łyk. Smaczny napój rozlał się w jego ustach i zamruczał w odpowiedzi. – Dobry – mruknął uśmiechając się lekko.

Will z uwagą obserwował jak usta Eda obejmują słomkę by wciągnąć napój do ust, Gdy przełykał jego grdyka lekko się uniosła po czym opadła. Dla bruneta ten widok był piękny. Już nie mógł się doczekać by wpić się w te usta swoimi własnym. Ed przyssał się na dobre do swojego drinka i wypuścił dopiero gdy szklanka była już pusta. Oblizał usta i zerknął na Willa, który od jakiegoś czasu intensywnie się w niego wypatrywał. Zmrużył nieco oczy i zapytał z lekkim uśmiechem:

– Coś nie tak?

– Zatańczymy? – zapytał, ignorując jego pytanie. Myślał, że odpowiedź jest oczywista. Ed wydawał się jeszcze nie mieć pojęcia jak bardzo działał na bruneta. Gdyby wiedział zapewne cały by się zaczerwienił. Will wziął chłopaka za dłoń i pociągnął go w stronę parkietu.

Blondyn delikatnie podchmielony dał się porwać do tańca. Nie był pewien, czy nie zawstydzi Willa swoimi umiejętnościami tanecznymi, a raczej ich brakiem. Muzyka głośno grała, więc gdy w końcu przystanęli w miejscu nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Will uśmiechnął się cwanie i zbliżył się do Eda tak, że prawie stykali się ciałami. Mimo, że wokół było pełno mężczyzn, na których zapewne wcześniej zwracałby uwagę dziś liczył się tylko Ed. Widział jego zakłopotanie.

– Nie krępuj się – szepnął i zburzył mu fryzurę dłonią zaczynając lekko poruszać się w rytm muzyki od czasu do czasu ocierając się lekko o jego biodra. Ed nieco ośmielony szeptem Willa, zaczął poruszać własne ciało w rytm ciała partnera. Odchylił głowę w bok, by spojrzeć na innych, lecz po chwili znów patrzył na Willa. Wczepił jedną dłoń w ciemne włosy swojego przystojnego towarzysza i przybliżył ich twarze, a druga ręka wisiała bezwładnie z boku ciała. Przytknął swoje czoło do czoła Willa i głęboko westchnął. Jego ciało było już rozluźnione. Jakiś mężczyzna obok zagwizdał głośno z uznaniem, lecz był zaabsorbowany tylko niebieskookim Willem. Brunet wlepił swoje intensywne spojrzenie w szare tęczówki Eda, które znajdowały się teraz tak, blisko, że mógł dokładnie się im przyjrzeć. Czuł na swoich ustach oddech chłopaka. Ciepły i pachnący alkoholem. Wplótł jedną z dłoni w jego włosy zaciskając ją na nich. Drugą dłonią zjechał po jego boku i położył ją na jego biodrze od czasu do czasu mocniej zaciskając by przybliżyć tym samym ich ciała, poruszające się w rytm muzyki i ocierające się o siebie od czasu do czasu. Wargi bruneta wygięły się w uśmiechu zadowolenia. Ed był na tyle zamroczony, że pozwolił Willowi prowadzić swoim ciałem. Sporadyczne ocieranie ich ciał sprawiało, że wzdłuż kręgosłupa szarookiego chłopaka przebiegały dreszcze. Sapnął cicho mając nadzieję, że Will tego nie usłyszał. Zerknął w oczy partnera i od razu został schwytany ich intensywnością. Nie mógł oderwać od ich oczu, bo były takie piękne, a dodatkowo jeszcze uśmiech Willa i Ed był już stracony. Teraz to już naprawdę wątpił czy będzie w stanie czegokolwiek odmówić mężczyźnie.

W głowie Willa pałętało się tyle myśli, że po raz pierwszy miał wrażenie, że za chwilę zwariuje, jeśli będzie chciał je wszystkie uważnie rozpatrzeć. Wziął wolną dłoń Eda i położył ją sobie na brzuchu. Mimo koszuli na jego ciele można było wyczuć twardość jego mięśni. Przez ten cały czas nawet na chwilę nie odwrócił od niego spojrzenia. Tonął w tych oczach i uwielbiał to uczucie. Lekko rozchylone wargi chłopaka aż prosiły się o złożenie na nich namiętnego pocałunku, ale powstrzymał się przed tym. Chciał to zrobić, gdy tylko będę sami, a nie na środku parkietu pełnego podnieconych i napalonych mężczyzn. Szarooki pisnął cicho gdy poczuł te cudowne mięśnie. Jego własne nie były aż tak rozbudowane, ale bądź co bądź istniały. Przejechał dłonią po brzuchu mężczyzny badając każdy mięsień z osobna, by móc dłuższej podziwiać ich fakturę. Jego dłoń niespiesznie ruszyła do góry gdzie natrafiła na równie twarde mięśnie klatki piersiowej. Jęknął z zachwytu i zapewne to samo odbiło się w jego oczach. Z torsu dłoń powędrowała do szyi po drodze specjalnie trącając mocno jeden z wystających sutków. Teraz dwiema dłońmi obejmował mężczyznę za kark, lekko go masując. Chwilę potem dłońmi lekko dotknął obu policzków niebieskookiego i uśmiechnął się do niego czule. Jedna dłoń pozostała, a druga zaś powędrowała śladem ręki mężczyzny w kierunku własnego biodra. Tam złapał za nadgarstek mężczyzny i powoli oderwał jego dłoń z zajmowanego miejsca. Chwilę potem podniósł jego dłoń do ust i pocałował przymykając z lubością oczy. Brunet zauważył zachwyt Eda, gdy ten dotykał jego mięśni. Zadrżał, gdy ciepła dłoń młodego lekarza podrażniła jego sutek. Gdy jego dłonie powędrowały wyżej poczuł jak chłopak drażni się z nim, specjalnie dotykając jego wrażliwe miejsce na karku, o którym zapewne nie miał pojęcia. Dreszcze przebiegły po jego ciele powodując, że zadrżał. Gwałtownie przyciągnął chłopaka bliżej siebie i szepnął do jego ucha.

– Chcesz potem wpaść do mnie? Obiecuję, że nie zrobię niczego, czego byś sobie nie życzył – wymruczał, po czym przejechał palcem po wrażliwym miejscu na szyi Eda

Ed zadrżał na nagłe pociągnięcie. O mało nie upadł, więc złapał ramiona Willa by się przed tym uchronić. Sam szept przy jego uchu mógłby doprowadzić go na szczyt. Nieśmiało skinął głową i przytulił się do mężczyzny by móc szepnąć:

– Ufam ci, Will. – Chwilę potem jego twarz zalało gorąco, więc odwrócił się by móc ten fakt ukryć.

Will nie miał pojęcia, dlaczego na te dwa słowa, które usłyszał z ust chłopaka poczuł się źle. Wziął na siebie dużą odpowiedzialność proponując Edowi noc w jego domu. Chłopak miał do niego zaufanie, a on musiał dopilnować by jutro też ciągle je miał. Poprzysiągł sobie w myślach, że będzie odpowiedzialny. W końcu, jako pierwszy zawrócił Edowi w głowie. Nie mógł go skrzywdzić.

– Znasz mnie tylko trzy dni. Dlaczego sądzisz, że możesz mi ufać? – zapytał biorąc w dłonie twarz blondyna i zmuszając go tym samym by na niego spojrzał.

– Nie pytaj mnie – powiedział szeptem jakby to, co mówił było tajemnicą. – Tylko tego – powiedział biorąc dłoń mężczyzny i przykładając ją na miejscu gdzie było jego serce. W tym momencie waliło jak młotem. – Wiem, że nie powinienem tak mówić, bo tylko sam się proszę o zranienie, ale taki już jestem. Przepraszam. Nie chcę być kłopotem – szepnął i sięgnął do swojej twarzy by oderwać dłonie mężczyzny, które z powrotem się tam znalazły. Chyba powinien już wracać, bo to, co mówił i czuł było zbyt szalone.

Ed przypominał Willowi chłopca, który zbyt szybko się zakochiwał i zbyt szybko ufał. Mimo, że jego rozum krzyczał by jak najszybciej przerwać tą znajomość, by nie skrzywdzić niepoprawnego romantyka, serce mówiło zupełnie co innego. Odsunął dłonie od jego twarzy, ale zaraz złapał go za dłoń, ciągnąc w kierunku wyjścia. Gdy chłodne powietrze uderzyło w ich rozpalone ciała Will zatrzymał się i spojrzał na Eda, który wydawał się zagubiony i zawstydzony własnymi słowami.

– Stąd do mnie jest niedaleko. Mam cztery sypialnie, więc jeśli będziesz chciał możesz sobie wybrać jedną z nich. Pożyczę ci też coś luźnego do spania..

– Przepraszam. Wszystko zepsułem. – Blondyn potrząsnął głową i uśmiechnął się przepraszająco. – Nie martw się. Chcę byś wiedział, że wszystko, co się stanie będzie tylko moją winą. Wiem, że to, że nadal mam swoją niewinność może być przerażające dla ciebie, że boisz się mnie zranić. Nie chcę byś tak się czuł, więc zapomnij, co powiedziałem na parkiecie. Teraz jestem świadom jak wielką presję na tobie wywarłem. Przepraszam – szepnął blondyn i ruszył w stronę samochodu.

Will ruszył za nim nie mając pojęcia co mógłby mu powiedzieć. Daleko mu było do ideału faceta, jakiego z pewnością chciał mieć Ed. I to chyba smuciło go najbardziej. Wiedziony chęcią poczucia się tak, jak gdy całowali się po raz pierwszy, chwycił Eda za nadgarstek i nim ten się odwrócił przyparł go całym swoim ciałem do samochodu. Przez chwilę patrzył na niego jakby zastanawiając się, co do jasnej cholery robi, po czym szepnął w jego usta:

– Ed twoja niewinność mnie nie przeraża, ale ja sam siebie, bo po raz pierwszy nie chcę nikogo skrzywdzić. Gdyby na twoim miejscu był kto inny, nawet bym się nie zastanawiał, ale wziął go w toalecie w tym klubie. Ty zasługujesz na lepsze traktowanie Edwardzie Moore. Dlatego pocałuję cię dopiero wtedy, gdy znajdziemy się już w mojej sypialni – wymruczał owiewając usta chłopaka ciepłym oddechem.

Ed drgnął i nagle poczerwieniał słysząc, co Will by zrobił gdyby nie było go tutaj i teraz. Blondyn osobiście nie mógłby tego zrobić biorąc pod uwagę to, że raczej należał do tej strony biernej. Will powiedział, że on zasługuje na coś lepszego i nie wiedzieć czemu, czuł się wyróżniony. Teraz już był w pełni świadom tego, jak Will musi się przy nim hamować. Zrobiło mu się jednocześnie i wesoło i smutno. Wesoło, dlatego że jest dla Willa czymś nowym, czymś, co widocznie bardzo go zainteresowało, a smutno, bo jednak nie należał do świata tego mężczyzny. Mimo wszystko chciał poznać tego przystojniaka bliżej i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Jakby zdarzyło się, że straci swoją niewinność właśnie z nim to nie będzie niczego żałował.

– Dobrze – szepnął Ed przybliżając niebezpiecznie blisko twarz, że ich usta prawie się stykały. Lecz wtedy uśmiechnął się diabolicznie i odepchnął od siebie mężczyznę, który widocznie zdziwił się takim działaniem.

– Uważaj Ed... mnie się nie drażni – uśmiechnął się uśmiechem wygranej osoby. – Wsiadaj. – Otworzył auto i wsiadł za kierownicę czekając aż to samo zrobi chłopak. Chciał tylko znaleźć się z nim sam na sam, by znów poczuć jak jego ciało drży pod wpływem jego dotyku. Zapalił silnik i już po chwili byli w drodze powrotnej do domu Willa, który jak na razie milczał, błądząc gdzieś myślami. Jedynie jego dłoń, jakby zupełnie odłączyła się od całej reszty, głaskała udo chłopaka siedzącego obok. Brunet zastanawiał się, dlaczego tak bardzo zależy mu na Edzie. Każda odpowiedź wydawała się być niepoprawna. Może w głębi duszy pragnął w końcu czegoś stałego. Przelotne związki cieszyły tylko przez chwilę. Potem czuł się jeszcze bardziej samotny. Relacja, której oczekiwał Ed byłaby czymś na dłużej i nie opierałaby się na samym seksie. Will dawno już nikogo nie kochał. Czy ciągle to potrafił?

– M–m–może lepiej będzie jak twoje obie dłonie znajdą się na kierownicy? T–tak dla pewności? – zapytał z nieśmiałym uśmiechem biorąc dłoń mężczyzny z uda i prowadząc ją wyżej. Dłoń mężczyzny wylądowała na gładkim podbrzuszu Eda, który sapnął gdyż te okolice były bardzo wrażliwe. Potem poprowadził dłoń w górę po swoim brzuchu upewniając się czy Will nadal patrzy przed siebie.

– Edwardzie co ty wyprawiasz z moją dłonią ? – zapytał Will nawet nie odwracając wzroku z jezdni. Jego twarz nadal nie zdradzała żadnych emocji, jedynie kącik jego ust drgnął nieznacznie, co jako jedyne świadczyło o jego rozbawieniu tą sytuacją

– Cóż. Chyba się bawię – odpowiedział i oderwał dłoń od brzucha i przybliżył do twarzy. Uśmiechnął się z diabolicznym błyskiem w oku, którego nie mógł niestety zobaczyć Will. Oblizał usta i złapał jeden z palców mężczyzny ustami, by po chwili dotknąć go językiem. Mlaszczący odgłos opuścił jego usta, gdy zaczął lizać i ssać palec. Lecz nie długo Ed otworzył szerzej usta i włożył w ich gorące i wilgotne wnętrze dwa palce, które zaczął energicznie lizać.

– Edwardzie? – Will był zszokowany zachowaniem nieśmiałego jak dotąd chłopaka, który chyba nie miał zbyt mocnej głowy. Willowi tylko jedno przyszło do głowy, gdy mężczyzna z taką wprawą lizał jego palce. Poczuł jak dreszcz przebiega przez jego ciało od dłoni aż do jego brzucha. – Też umiem się bawić... ale musisz z tym poczekać aż dojedziemy do domu – skarcił go delikatnie i wydostał swoją dłoń z ust mężczyzny. Spojrzał na dwa mokre od jego śliny palce i wsunął je do ust oczyszczając je. – Czyżbyś robił się niecierpliwy ? – zapytał zmysłowo skręcając już w ulicę, na której miał swój dom.

– Może trochę – Ed odwrócił głowę w stronę szyby by uderzyć w nią czołem. Znowu... czy jego mózg nie może najpierw pomyśleć, zanim zacznie wydawać komendy. To nieco go otrzeźwiło, więc spojrzał przed siebie z gorącymi policzkami. – Przepraszam – powiedział tylko i schował twarz w dłoniach. Pokręcił głową jakby żałował z głębi duszy, że jest taki a nie inny, czyli czasami niepoprawny.

Willa zadowoliła odpowiedź chłopaka. Uśmiechnął się i wjechał w bramę, która samoistnie zaczęła się zamykać za nimi. Długim podjazdem przejechał przez cały ogród aż dotarli do nowoczesnej willi, która o tej porze, tj. wieczorem była pięknie podświetlona od zewnątrz. Większość ścian zajmowały wielkie okna, przez które było widać wnętrze domu równie minimalistyczne i nowoczesne. Will zatrzymał samochód przed garażem, który również samoistnie otworzył się wyczuwając czujką obecność auta przed drzwiami. Po chwili znaleźli się już w środku gdzie stały jeszcze dwa równie drogie i sportowe auta.

– Jesteśmy na miejscu. Betty pewnie śpi, więc poznasz ją dopiero rano – uśmiechnął się i wysiadł z auta.

– No nieźle się urządziłeś chłopie – powiedział Ed z zachwytem wysiadając z auta. Przelotnie spojrzał na pozostałe auta i wrócił spojrzeniem na zewnątrz garażu. Wyszedł stamtąd chcąc przyjrzeć się willi. Jak dziecko okręcił się dookoła starając się objąć wzrokiem wszystko. Po chwili wrócił do Willa, któremu posłał uroczy uśmiech.

– Jesteś uroczy Edwardzie... ale poczekaj, aż zobaczysz, co jest w środku – wziął go za rękę i wyprowadził z garażu do właściwej części willi. Pomieszczenia zaprojektowano w męskim stylu. Królował minimalizm, wszystko zachwycało prostotą i elegancją. Will zadowolony, że Edowi się tu podoba przeprowadził go przez wszystkie pomieszczenia aż do sypialni, gdzie punktem centralnym było wielkie łóżko z błękitną satynową pościelą i wieloma poduszkami. Przy oknie na całą ścianę stał skórzany fotel, skąd Will uwielbiał obserwować ogród. Po drugiej stronie parę szafek i drzwi do ogromnej garderoby, do której właśnie został wprowadzony Ed.

– Potrzebujemy prysznica. Nie sądzisz?

– Yhym – mruknął Ed z niejaką powagą. Rozmowa z przyjaciółką pokazała mu, że blizny nie są czymś, co źle o nim świadczy. Postanowił pokazać je mężczyźnie i zobaczyć jak ten zareaguje. Zawsze będzie mógł uciec. – Masz piękny dom. A tak w ogóle to widzę, że lubisz niebieski kolor. Ja także – zaśmiał się cicho.

- Więc jest nas dwóch... – Will sięgnął do jednej z szafek, w których miał całą masę t–shirtów. – Wybierz sobie jaki chcesz do spania – otworzył kolejną – tu wybierz sobie dresy. Łazienka jest tu – wskazał drzwi z którymi była połączona garderoba i sypialnia równocześnie – możesz z niej skorzystać. Ja pójdę do tej na parterze.

– To nie ra...? – urwał pytanie i chwilę potem z czerwoną twarzą wziął pierwszą lepszą niebieską koszulkę i jakiś czarny dres i pognał do łazienki. Nie zamknął drzwi, bo nie miał na to siły. Oparł się o nie i głęboko westchnął. Rozejrzał się po łazience i sapnął. Była przeogromna i pięknie wyglądająca. Wzruszył ramionami i począł rozpinać koszulę. Szybkim ruchem zdjął ją z ramion i wyskoczył ze spodni. Chwilę potem był już w kabinie prysznicowej i zmywał z siebie trudy dnia dzisiejszego.

Will zszedł po cichu na dół i wszedł do nieco mniejszej łazienki, która znajdowała się przy mniejszej sypialni służącej gościom. Ściągnął z siebie ciuchy i wrzucił je do kosza na brudy, po czym wszedł pod zimny strumień wody. Wszystkie jego mięśnie spięły się momentalnie pod wpływem zimna, ale później poczuł się rozluźniony. Po dziesięciu minutach już zmierzał do swojej sypialni, Miał na sobie jedynie szare dresy luźno zwisające z jego bioder. Nigdy nie spał w koszulce. Z jego włosów ciągle jeszcze wilgotnych skapywały kropelki wody, które spływały po jego karku i umięśnionych plecach.

Po chwili mycia i szorowania jasnowłosy chłopak wyszedł spod prysznica. Dokładnie się wytarł i założył dres, który ledwo co mógł utrzymać się na jego szczupłych biodrach. Na to wyglądało, że był szczuplejszy od Willa. Zazwyczaj nie spał w koszulce, ale postanowił mężczyźnie stopniowo pokazać blizny, żeby szok nie był zbyt wielki. Założył koszulkę, która była cóż... po prostu nieco za duża. Czy on rzeczywiście jest aż tak drobny? Prychnął i wyszedł z łazienki, po chwili nieco zdenerwowany trafiając do sypialni Willa.

Brunet wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi, żeby czasami Betty nie zechciała ich zaskoczyć. Gdy odwrócił się w stronę łóżka, przy którym stał już Ed na jego twarzy wymalował się łobuzerski uśmiech. Chłopak był za mały na jego ciuchy, ledwo co się na nim trzymały. Wystarczyłby jeden ruch, a byłby już bez nich.
– Dobrze ci w niebieskim – stwierdził i wyminął chłopaka usadawiając się na łóżku. – Dołączysz do mnie? – zapytał uwodzicielskim głosem utkwiwszy wzrok w drobnej postaci młodego lekarza.

niedziela, 16 października 2016

Rozdział 6

Will tym razem pokonał odległość między ich domami w dziesięć minut. Ulice o tej porze były puste, więc bez problemu mógł rozwinąć znacznie większą prędkość. Uwielbiał naciskać pedał gazu i czuć jak szybko mknie pozostawiając wszystko inne w tyle. Zahamował dopiero przed domem. Niezdarnie odszukał klucze w kieszeni, wiedząc, że Betty z pewnością już śpi. Po cichu wszedł do domu, nie mogąc się już doczekać łóżka i rozmowy z Edem. Zdjął kurtkę i ruszył schodami, ale nim dotarł na górę usłyszał za sobą ciche chrząknięcie. Odwrócił się szybko.

Betty? Myślałem, że już spisz... – wytłumaczył się. – Zachowałbym się znacznie ciszej.

Spieszysz się gdzieś...? Chciałam z tobą porozmawiać o tym, co chcesz jutro na obiad?
Chłopak jęknął.

Pogadamy o tym rano. Padam z nóg. Wezmę szybką kąpiel i kładę się spać. I tobie też to radzę. – Pomknął do swojego pokoju, a z niego do łazienki czując jak jego ciało nie może się doczekać drobnych pieszczot. Zimny prysznic nieco ostudził jego pragnienia. Po kilkunastu minutach już leżał w łóżku, zamknięty w swojej sypialni. Wybrał numer Eda i przyłożył telefon do ucha oczekując jego głosu.

Telefon w dłoni chłopaka zawibrował nieco go tym strasząc. Szybko przesunął palcem po ekranie i przyłożył urządzenie do ucha.

W–Will? Szybko dotarłeś – powiedział zdziwiony na maksa. Aż tak bardzo chciał usłyszeć jego głos? Chwila, chwila! To znaczy, że musiał jechać bardzo szybko, a było już ciemno za oknami. – Ty głupku! – krzyknął przerażony możliwymi scenariuszami takiego działania.

Will aż odsunął telefon od ucha.

Mam nadzieję, że masz powód by się tak na mnie wydzierać – powiedział zimnym tonem nie rozumiejąc jego wybuchu złości. Przewrócił się na plecy i utkwił wzrok w suficie.

Jestem prawie pewien, że jechałeś za szybko! Ciemno na dworze, a ty wariujesz! A co jakby ktoś nagle wyskoczył na tory... znaczy ulicę? – przejęzyczył się bojąc powtórki z rozrywki w jego życiu. Może okoliczności były inne, ale wypadek był wypadkiem.

Will westchnął ciężko. A więc o to się rozchodziło. Odkąd pamiętał jeździł szybko i odkąd pamiętał nikogo zbytnio to nie obchodziło. Nawet jego samego. A teraz mężczyzna, którego znał tak krótko wykazuje wobec niego troskę, większą niż jego własny ojciec.

Przepraszam – wydusił z siebie. – Postaram się o tym myśleć gdy będę chciał następnym razem wcisnąć do oporu pedał gazu

Jest dobrze, póki rozumiesz. – Ed westchnął i uśmiechnął się usatysfakcjonowany. – Tak jak prosiłeś leżę już w łóżku. – Chłopak zastanawiał się, czego chciał jeszcze tego dnia mężczyzna. Będą przecież mogli rozmawiać każdego innego, więc dlaczego dzisiejszy był taki ważny?

– Ja też – przyznał Will i sięgnął ręką na szafkę nocną i zgasił światło tak, że w pokoju zapanowała ciemność. – Drażniłeś mnie, a ja zawsze muszę się odegrać – dodał i zamknął oczy. – A ty mi w tym pomożesz... ale najpierw chce usłyszeć twój sen... kawałek po kawałku, Ed.

Chłopak nie owijając w bawełnę, rozpoczął opowieść:


Przyszedłeś do mojego gabinetu na oddziale, ale nikogo poza nami tam nie było. Stałem tyłem do drzwi, więc nie wiedziałem, kto przyszedł. Gdy się odwróciłem to byłeś tuż za mną. Nieco się przestraszyłem. – Zachichotał dziwnie się czując opowiadając erotyczny sen. Sięgnął dłonią i zgasił światło w pokoju.

– Z pewnością wypinałeś swój tyłek. Ostatnio dość często to robisz. Oczywiście nie narzekam – dodał i uśmiechnął się lekko wyobrażając sobie tę scenę tak, jak opowiadał mu Ed. Gdy zachichotał nie mógł się powstrzymać by się nie uśmiechnąć. Uwielbiał jak tak robił. Mógłby słuchać jego chichotu cały czas.


– Nie zaprzeczę, bo to całkiem prawdopodobne. Lubię swój tyłek – podsumował blondyn i podjął na nowo opowieść. – Wtedy ni stąd ni zowąd podniosłeś mnie i posadziłeś na biurku samemu siadają na moim krześle biurowym. Wiem, że wtedy czułem zdziwienie – zamruczał do słuchawki.

Dreszcz przebiegł po ciele bruneta, gdy usłyszał tuż przy uchu pomruk Eda. Nie mógł się dłużej powstrzymać. Sięgnął wolną dłonią do jednego ze swoich sutków i zaczął się nim bawić, czując czystą przyjemność.

Brzmi coraz bardziej ciekawiej – wyszeptał,

– O tak – jęknął blondyn słysząc ten zniewalający szept. – Siedząc na tym biurku czekałem na twój ruch. Sięgnąłeś do mojego paska spodni i wolno, z moją pomocą, zdjąłeś je ze mnie. – Chłopak znów jęknął wkładając do ust palec, który polizał. Przejechał nim po swojej wrażliwej szyi i tym razem głęboko westchnął czując sensacje przebiegające przez kręgosłup.

Will słysząc jęk mężczyzny po drugiej stronie poczuł jak jego męskość powoli ponownie budzi się do życia. Zjechał swoją dłonią na swój sześciopak skrupulatnie badając każdy mięsień, wyobrażając sobie, że zamiast jego ręki czuje dłoń Eda. Jego oddech stał się głębszy.

Nawet nie masz pojęcia ile razy miałem ochotę to samo dziś zrobić... – wymruczał wodząc dłonią po swoim torsie.

Następnie szybkim ruchem rozdzieliłeś moje nogi i podziwiałeś moje blade ciało. Pewnie byłem wtedy czerwony jak pomidor. Twoje dłonie zjechały na moje uda, głaszcząc ich delikatne wnętrze.
Blondyn zdjął spodnie, w które był ubrany i przejechał dłonią po miejscach, które opisywał. Głęboki oddech wymknął się z jego ust.

Ed... nie wiem czy za pierwszym razem miałbym cierpliwość by cię tam dotykać. Przejechałbym gorącymi ustami po wewnętrznej stronie twoich ud, wsłuchując się w niezwykłe jęki, jakie z siebie byś wydawał. Lekko przegryzałbym twoją skórę, a gdy by się zaczerwieniła łagodziłbym ból moim wprawnym językiem.

Will zsunął ręce niżej lekko rozchylając jedną nogę, by móc przejechać dłonią po biodrze. Gdy sunął nią w dół począwszy od wystającej lekko kości po wnętrze uda musnął przez przypadek kciukiem swój wrażliwy członek, co spowodowało, że niski jęk, lekko zachrypnięty wydostał się z jego ust.

O rany! – wysoki pisk wymknął się z ust Eda, ale opowiadał dalej: – Potem pociągnąłeś mnie tak, że wpadłem wprost w twoje ramiona. Niecierpliwie przejechałeś ustami po mojej wrażliwej szyi. Twoje wysiłki zostały nagrodzone moim głośnym jękiem. – Blondyn nie mówił, on już sapał i skomlił na przemian. – Uniosłeś mój nagi tyłek tak, byś mógł rozpiąć własne spodnie. Jedna ręką powędrowała do mojego wejścia, a druga zniknęła pod moją koszulką.

Ed... – Brunet wyszeptał jego imię jakby ten przy nim był. Jakby to on go dotykał.– Wystarczy... powiedz mi teraz, co robisz... – wrócił dłonią do swojej klatki piersiowej znów pocierając na przemian każdy z sutków. – Masz coś na sobie? – zapytał chcąc wyobrazić sobie Eda, który zapewne tak jak i on dogadzał sobie, co dało się słyszeć po odgłosach jakie dochodziły do Willa z drugiej strony słuchawki. Były tak podniecające i na tyle głośne, że mężczyzna miał wrażenie, że Ed jest tu przy nim. Nie mógł powstrzymać się od kolejnego jęku, gdy zacisnął palce mocniej podrażniając sutek.

N–nie. Jestem nagi – stęknął cichutko jasnowłosy chłopak. – Pieszczę swoje sutki... k–które są już twarde i cholernie wrażliwe! – syknął, gdy ścisnął jeden z nich. Słysząc Willa przez słuchawkę telefonu nie mógł nic poradzić na coraz silniejsze podniecenie, jakie czuł.

Ja też – wymruczał mężczyzna w odpowiedzi. – Chciałbym być tam z tobą Ed – wymówił jego imię przeciągle i znów powrócił do swoich bioder. Jego dłoń podświadomie kierowała się w stronę jego męskości, ale przedłużał ten moment jak najdłużej. – Mógłbym wtedy położyć się na tobie, otrzeć nasze biodra o siebie. Zdajesz sobie sprawę, jakie... – zamruczał przeciągle gdy jego dłoń w końcu dotknęła jego członka –  jakie to przyjemne? – wyszeptał. Jego głos drgał, a oddech stał się nierówny, jęknął głośno zaciskając mocniej dłoń.

Liczę, że... – Chłopak zjechał dłonią na swoje uda. – Wszystko mi pokażesz z biegiem czasu. – Dłoń do tej pory znajdująca się na udach powoli sunęła do góry. Aby zrobić to, co chciał musiał wstać i uklęknąć. Wypiął swoje nagie pośladki najmocniej jak pozwalał mu kręgosłup i sam w siebie włożył palec jęcząc bezwstydzie.

Jezu Ed....– Will wsłuchując się w głośne i spazmatyczne jęki chłopaka zaczął poruszać dłonią w górę i w dół najpierw powoli. – Brzmisz tak podniecająco. – Musiał na chwilę odłożyć telefon na bok by drugą ręką sięgnąć do swoich jąder. Wsłuchując się w jęki chłopaka, w którym zaczął się zadurzać i który podniecał go jak nikt inny dotąd było mu tak cholernie dobrze. Zaczął poruszać biodrami, co chwila jęcząc spazmatycznie, nie przejmując się tym, ze Betty mogłaby go usłyszeć.

Ach, Will! – Blondyn poruszał swoim palcem coraz szybciej w międzyczasie dodając pozostałe dwa. Z trzema palcami w wejściu prawie krzyknął, gdy dotarł do swojej prostaty. Był zmuszony położyć telefon na poduszce, lecz chwilę potem ułożył obok głowę wyginając się tak, że prawie leżąc był w stanie nadal pieprzyć się palcami. Głęboki głos Willa pełny pożądania i napięcia pobudzał go jeszcze bardziej. Drugą ręką chwycił za sączący się członek i zaczął poruszać dłonią w rytm palców w jego tyłku. – Will! Ja już prawie dochodzę! – zakwilił głęboko, starając się zdusić głośne jęki, jakie chciały uciec mu z ust.

Ja... – Will przyspieszył ruchy dłonią czując jak jego ciało powoli wygina się lekko w łuk szykując się na ostatnie targnięcie przez spazm rozkoszy – Ed... ja też....

Poczuł jak na jego ciało napiera kolejna fala gorąca coraz bardziej odczuwalna im bliżej było mu do końca. Zacisnął dłonie mocniej, powieki również. Wsłuchiwał się w jęki blondyna, które pomagały mu dojść. Po chwili całe jego ciało znieruchomiało a fala rozkoszy zalała jego ciało, tak samo jak ciepła sperma jego dłoń.

Ed! – ni to krzyknął ni to wysapał ogłaszając tym samym swój finisz. Jego klatka piersiowa unosiła się jak oszalała, serce biło w rekordowym tempie, a ciało powoli odzyskiwało zdolność ruchu, sparaliżowane rozkoszą.

Blondyn poruszał swymi biodrami w takt stymulowania członka. Coraz bardziej i coraz głębiej nabijał się we własne palce. Jego oddech stał się lekko świszczący, gdy tarcie, jakie sam sobie fundował ocierając o materac zaczynało mu bardzo skutecznie drażnić sutki. Nie mogąc wytrzymać dłużej, w akompaniamencie krzyków i sapnięć Willa dochodzących ze słuchawki jego telefonu, Ed doszedł, mocno i obficie. Siła orgazmu wyrwała z jego ust całe powietrze, a on sam zdołał tylko wysapać głębokim pomrukiem jedno słowo:

Will!

Po dosłownie zapierającym dech w piersiach szczytowaniu, jasnowłosy chłopak na nowo uczył się oddychać.
Will oblizał swoją dłoń palec po palcu, mrucząc przy tym z zadowolenia, że w końcu pragnienie, które nękało go od początku dnia zostało zniwelowane. Na jego usta wypełzł błogi uśmiech, a gdy odnalazł w pościeli telefon i przyłożył go do ucha nie mógł powstrzymać się od westchnięcia.

Dziękuje, że zechciałeś to przeżyć razem ze mną – szepnął zrelaksowanym i seksownym głosem mrucząc przeciągle do słuchawki, gdy przeciągnął się na łóżku by rozluźnić swoje ciało. Ciągle słyszał w swojej głowie krzyki rozkoszy Eda, jego własne imię wymawiane z taką czułością i z takim pragnieniem.

Tak, to było coś niesamowitego. - Ed nadal sapał starając się przywrócić normalną szybkość oddechów. – Zastanawia mnie jedno – zamyślił się masując bolący kręgosłup. Nadal słyszał w uszach ten seksowny krzyk układający się w jego imię. A teraz po orgazmie, głos Willa potrafił pobudzić każdego, dlatego Ed cieszył się, że jest już po jednym. Może jest prawiczkiem, ale jego ciało znało, co to rozkosz.

Co takiego Edwardzie? – zapytał zmysłowo i usiadł rozglądając się za bokserkami, by je na siebie założyć gdyby Betty chciała wpaść rano do pokoju. Gdy je znalazł ramieniem przytrzymał telefon przy uchu i naciągnął je na siebie. Potem znów położył się na łóżku i przykrył kołdrą biodra, zamykając oczy.

Dlaczego ja? – Blondyn był tego ciekaw. Spojrzał w dół i zobaczył prześcieradło w jasnych, jednoznacznych plamach. Zaklął cicho i jednym płynnym ruchem zdjął je i przy okazji się nim wytarł. Poszedł do łazienki by zanieść je do kosza na brudy i wrócił do pokoju. Chwycił leżące o dziwo na lampce spodnie i ubrał je kładąc chwilowo telefon na szafce.

Will przez chwilę zastanawiał się sam nad tym pytaniem. Nigdy sobie go nie zadał, bo niby, po co miał kłopotać sobie nim głowę. Ed mu się podobał, był inteligentny, inny niż inni, których dotąd spotkał, miał to, czego jemu brakowało... pasję, niewinność. Wziął głęboki wdech i utkwił wzrok w suficie.

Jest w tobie coś co sprawia, że chce cię mieć przy sobie Edwardzie – wyszeptał. – Czasami ktoś wpada do twojej głowy i nie możesz go z niej wyrzucić... tak jest z tobą. Tkwisz w moich myślach od momentu, gdy zobaczyłem cię w kawiarni... Zdumiewające jest to, że poznaliśmy się wczoraj po południu, a dziś już czuje jakbym znał cię od dawna.

Tak, bo jak ktoś mnie pozna to nie może już beze mnie żyć! – Edward zachichotał czując jak rozpiera go wewnętrzna radość. – Ja uważam, że ty jesteś człowiekiem, który zbyt długo musiał udawać. Chcę byś miał w kimś oparcie. Jesteś wielkoduszny i to nic, że masz powód by to robić, liczy się sam gest, Williamie. – Po tych słowach Ed poczuł jak jego policzki zaczynają płonąć, gdy dotarł do niego sens własnych słów. Rzeczywiście, najpierw mówił, potem myślał.
Will milczał przez chwilę przetwarzając słowa, które usłyszał z ust chłopaka.

Czy naprawdę sprawiam wrażenie kogoś tak stłamszonego? – zapytał przypominając sobie słowa Betty, które brzmiały bardzo podobnie jak słowa Eda.

Nie, nic z tych rzeczy. Wybacz, jeśli uraziły cię moje słowa! – wykrzyknął przerażony, że mógł wszystko zniszczyć. – Przepraszam, mam za długi język i gadam, co mi ślina na niego przyniesie. - Ed zaczął panikować. Ile to razy przez swoją szczerość ranił ludzi, który koniec końców zaczęli go nienawidzić i życzyć jak najgorzej. – Proszę, myśl o mnie, co chcesz, tylko proszę, nie nienawidź mnie. – Panika była coraz bardziej słyszalna w jego głosie. Gdyby to był każdy inny niż Will to by się nie przejął, ale to właśnie o Willa chodziło. Nie wybaczyłby sobie gdyby zranił mężczyznę. Słowa mają wielką moc

Ed... – Brunet zmarszczył lekko brwi starając się się uspokoić chłopaka. – Nie pomyślałem nic z tych rzeczy. Nie panikuj – szepnął uspokajająco lekko zaniepokojony tym wybuchem.

Nie nienawidzisz mnie? – chłopak zapytał szeptem nadal niepewny. Objął się wolnym ramieniem i zwinął w kłębek na łóżku. Pociągnął kołdrę aż pod samą szyję. Przy uchu nadal trzymał telefon. – Przepraszam – szepnął cicho. – Nie miałem prawa cię oceniać. Naprawdę mi przykro, Will. Przepraszam.

Edwardzie, jeśli w tej chwili nie przestaniesz mnie przepraszać to wsiądę do auta w tym co mam na sobie i będę w dziesięć minut żeby cię doprowadzić do porządku. – Jego głos brzmiał jak groźba tyle. że było w niej więcej rozbawienia i zmysłowego tonu niż jakiejkolwiek złości. – A wtedy nawet obecność twojej mamy cię nie uratuje przed krzyczeniem mojego imienia... to byłby już trzeci raz dzisiaj – zaśmiał się lekko, przewracając na brzuch.

Ani mi się waż! Nie będziesz po nocy jechał jak wariat. – Edward ofuknął jego pomysł jak nadąsana kotka. – I przestań mówić takie rzeczy, bo na kolejny orgazm nie mam siły – wyznał w duchu pragnąc dotknąć właśnie teraz gorącego i nagiego ciała Willa. Zastanawiał się jak ten wygląda nago i jaki ma odcień skóry.

Ja chyba tez nie... chociaż – zastanowił się i westchnął, gdy jego ręka natrafiła na mokrą plamę na prześcieradle. – Powinienem zmienić prześcieradło, ale wszystkie są w pokoju, w którym śpi Betty... chyba zrobię to rano. Nie mam ochoty słuchać jej wywodu na temat ile to już ich zużyłem – westchnął ponownie i odsunął się bardziej na brzeg łóżka, wciąż błądząc myślami po wydarzeniach z dzisiejszego dnia.

Ja już to zrobiłem. – Blondyn zaśmiał się. - Znaczy nie zmieniłem, bo czyste są na dole w składziku, ale chociaż zdjąłem te brudne. Często się zadowalasz? Ile razy myśląc o mnie? – Ed nawet nie wiedział skąd u niego ta śmiałość. Nawet teraz jego niewinność wychodziła na wierzch. Poczuł głębokie zawstydzenie. – Ile razy można się rumienić w ciągu jednej rozmowy? – mruknął jakby do siebie.

A mówimy tu o przeciętnym człowieku czy o tobie? – zaśmiał się słysząc jego pytanie, po czym odchrząknął i postanowił odpowiedzieć na to, które zadał wcześniej. – Raz gdy wróciłem do domu z naszego pierwszego spotkania, drugi raz dziś rano... no i przed chwilą – wyliczył znów zmieniając pozycje na łóżku. – Wolę seks i mam nadzieje ze kiedyś zaufasz mi na tyle bym mógł się zagłębić w twoim ciepłym wnętrzu – wymruczał wyobrażając sobie jak ciasny i gorący musi być Ed.

– W–W–Will! – Blondyn zająknął się, a jego twarz jakby płonęła. – W t–twoich ustach brzmi to cholernie lubieżnie – sapnął cicho wyobrażając sobie uczucie bycia wypełnionym. – Aż robię się mokry – jęknął cichutko. – Najwyższy czas już iść spać, Will. Zanim kompletnie mnie rozbudzisz.


To teraz, gdy mi mówisz ze robisz się mokry? Ed ja nie wiem co ty ze mną wyprawiasz – westchnął. – Cholera Ed... – wyszeptał zdając sobie sprawę, że znów będzie miał problemy ze snem.

Twoja wina, że musiałem to powiedzieć. A to, że zadowalałem się palcami niedawno wcale nie pomaga by moje wejście było suche – powiedział konwersacyjnym tonem specjalnie drażniąc Willa. Był ciekaw jak bardzo ten go pożąda.

Willowi przed oczami stanął obraz Eda zabawiającego się w ten sposób. Wiedział, jaką musiał przyjąć pozycję i musiał się porządnie skupić by jego myśli nie uciekły na zgubny tor.

Ed... wiesz, co robię żeby partner był suchy? – Nie da się tak łatwo wyprowadzić z równowagi. O nie. – Wsuwam w niego język. Zdążyłeś się już przekonać jaki jest sprawny... Poruszam nim... jest gorący i wilgotny, ale świetnie się do tego nadaje

O cholera. Dobra, wygrałeś! Masz większe doświadczenie, więc oddaje ci swoje zwycięstwo i może niedługo i tyłek – powiedział zmysłowo przyciągając litery na ostatnich słowach. Może przegrał bitwę, ale nie wojnę.

Już się nie mogę doczekać – zamruczał i zaczął żałować, że nie został u Eda na noc. Mogliby leżeć teraz koło siebie drażniąc się nawzajem i sprawdzać cierpliwość tego drugiego.

W takim razie miłych snów Edwardzie – szepnął.

Miłych snów Will – odpowiedział blondyn.

Z minuty na minutę lubił tego mężczyznę coraz bardziej. Przyłapał się na myśli, że mógł poprosić by ten został. Świetnie by było zasnąć i obudzić się w silnych i gorących ramionach. A Will należał do raczej tych gorących mężczyzn.

Brunet odsunął telefon od ucha i rozłączył się. Jeszcze przez chwile spoglądał na ekran, po czym odłożył telefon na drugą poduszkę. Był po raz pierwszy od dłuższego czasu w znakomitym humorze. Znajomość z Edem, chociaż jak na razie krótka coraz bardziej go wciągała. Jego myśli wirowały tylko wokół niego. Will uznał to za jakieś szaleństwo. Uśmiechnął się się błogo i zamknął oczy, zastanawiając się, kiedy po raz kolejny spotka Eda i czy będzie to wkrótce czy dopiero za jakiś czas.
Chwile potem już zasnął tym razem spokojnym i głębokim snem.

Blondyn odłożył swój telefon na szafkę nocną z szerokim uśmiechem na twarzy.

William Collins – szepnął cicho i zachichotał. Od jakiegoś czasu jedyną rzeczą, o jakiej mógł myśleć to było jego spotkanie z tym niebieskookim przystojniakiem. Uśmiechnął się jeszcze do siebie i zamknął oczy. Chwilę potem już spał.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 5


Jasnowłosy chłopak od jakiegoś czasu siedział przy kuchennym stole. Z gorącym herbacianym naparem w dłoni wystukiwał szybkim tempem klawisze na ekranie dotykowego telefonu. Wysyłał instrukcje dotyczące dokumentów, jakie powinny zostać zabrane z jego gabinetu, a jakie dodane. Sam wykonywał ich treść, ale musiał na każdym z nich posiadać pieczątkę i podpis kierownictwa szpitala. Dlatego teraz korespondował z ich sekretarką, która swego czasu była w nim zakochana, ale on skutecznie ukrócił jej zapędy mówiąc, że w jego życiu nie ma miejsca dla kobiety. I wcale nie kłamał, ale powód był zupełnie inny. Powiedział, że ma za dużo na głowie by móc się nią opiekować tak jak na to by zasługiwała. Ona zarumieniła się głęboko i przytaknęła ze zrozumieniem. Przez chwilę Edowi wydawało się, że się rozpłacze, ale ona jedynie uśmiechnęła się i życzyła mu szczęścia w przyszłości. Od tamtego czasu kobieta odnosiła się do niego z większą niż powinna zażyłością. Jemu to nie przeszkadzało, bo wiedział, że się w niej nie zakocha, ale inne sekretarki w ich pokoju biurowym wydawały się rozczarowane. Pewnie dla nich wyglądali jak zakochana para, a dla Edwarda to było nawet na rękę by tak myślano. Miał swego rodzaju osłonę przed zainteresowaniem.

Siedząc przy stole nadal nie potrafił uciec myślom od spotkania Johna... bał się i miał ku temu powód.

Edward? – jego uszu dobiegł głos mamy.

Tak, mamo?

Stało się coś? Coś niewyraźnie wyglądasz. Może źle się czujesz? – zapytała z troską podchodząc do chłopaka, który spojrzał na nią smutnym wzrokiem.

John... – To słowo wystarczyło by kobieta zrozumiała co się dzieje z synem. Dobrze wiedziała jaki jest jej syn i co przez tego chłopaka przeszedł.

Nie przejmuj się kochanie. On nie ma prawa cię dręczyć. Jak będzie cię nachodził to po prostu zadzwoń na policję – kobieta dotknęła piersi syna, na której pod koszulką widniały blizny, których sprawcą pośrednim był właśnie John.

Po wyznaniu miłości przyjacielowi, Ed został napadnięty przez kumpli Johna z siłowni, którzy mieli za zadanie dać mu nauczkę... nie tylko poprzez pobicie. Blondyn skutecznie się bronił, lecz nie udało mu się unikać głębokich cięć na klatce piersiowej i schwytania. Wtedy został uratowany przez pewną dziewczynę, która chowając się za budynkiem zadzwoniła na policję. Tą dziewczyną była jego teraźniejsza przyjaciółka Liz. Od tamtego czasu John przeprowadził się i dokończył studia w innym mieście. Edwarda nie obchodziło to, dopóki miał spokój. Ale teraz wszystko się miało zmienić. Od nowa miało się zacząć dręczenie przez Johna, któremu teraz nie zależało tylko na uszkodzeniu go, lecz również na poniżeniu i zniszczeniu wszystkiego co zdążył przez te trzy lata zbudować. Blondyn się obawiał, że nie jest na tyle silny by przeciwstawić się temu człowiekowi. Gdyby miał jakieś wsparcie... Westchnął głęboko i ucałował swoją matkę w czoło.

Już jest dobrze. Nie jestem już tym samym człowiekiem, co trzy lata temu – uśmiechnął się z pewnością siebie, której tak naprawdę wcale nie czuł. Nadal się bał, lecz był zdeterminowany, by nie dać się zastraszyć kolejny raz. Policja zapewne będzie po jego stronie, gdy dojdzie do jakiegoś incydentu. Jakby nie patrzeć był docenianym i znanym lekarzem w tym okręgu. – Idę trochę popracować. Muszę zająć się pewną sprawą.

Tylko nie przesadź. Masz czas do obiadu, potem będziesz musiał odpocząć. Nie po to masz dzień wolny by także wtedy pracować.

Ed przez chwilę stał w miejscu zastanawiając się czy mówić mamie o jednej z ważnych rzeczy jakie kłębiły się w jego głowie odkąd poznał Williama Collinsa.

Mamo... jest taki mężczyzna... – zaczął niepewnie, jednak decydując się na wyznanie.

Ciemnowłosa kobieta od razu się ożywiła. – Chcę zrobić na nim dobre wrażenie. Jest naszym dobroczyńcą, więc osobiście chcę zebrać dokumentację.

A w ogóle jest godny zainteresowania? – zapytała uśmiechając się delikatnie, ze wzrokiem pełnym miłości dotknęła dłonią różowiejącego policzka syna.

Sądzę, że tak. Jest bardzo interesującym człowiekiem i mówię to również, jako obywatel tego kraju. Jest bardzo oddany sprawie, widać, że ma powody by pomagać. Musi pochodzić z zamożnej i wpływowej rodziny, ale nawet, jeśli by tak nie było, to sądzę, że jest wart bliższego poznania. – Chłopak uśmiechnął się nieśmiało z całą czerwoną twarzą. Dawno nie mówił tak zawstydzających słów.

Synku, jesteś bardzo uroczym i niewinnym chłopcem. – Kobieta przytuliła się do swojego dziecka.

M–mamo, jestem dorosłym mężczyzną! – zaprzeczył żarliwie blondyn.

Ale to nie zmienia faktu, że nadal uroczym. A teraz idź zajmij się tym co miałeś zamiar. Zawołam cię jak obiad będzie gotowy.

Dobrze – powiedział i chwilę potem zniknął w swoim pokoju.

Przechodząc koło lustra stojącego obok szafy z ubraniami przystanął i spojrzał na swoje odbicie. Z czerwonymi z zażenowania policzkami, szybkim oddechem i napiętymi sutkami, które były doskonale widoczne przez nadal mokrą i przyklejoną do jego ciała koszulkę, wyglądał... lubieżnie i sam potrafił to stwierdzić. Sutki zareagowały tak, a nie inaczej, bo koszulka przez to, że była mokra ochładzała jego tors. Bezwiednie sięgnął palcami do swojej klatki piersiowej i jęknął głośno, gdy jego wrażliwe skutki zostały podrażnione. Widział swoje odbicie, gdy to robił... cholera... czy on naprawdę tak wygląda? Tak... po prostu lubieżnie. Zerwał kontakt wzrokowy ze swoim odbiciem i podszedł żwawym krokiem do łazienki. Szybkim ruchem pozbył się ubrań i wszedł pod prysznic. Jego męskość stała dumnie czekając na zainteresowanie. Kto by pomyślał, że drażnienie sutków może doprowadzić do takiego stanu. Gorącą dłoń owinął wokół swojej męskości i nie czekając na nic zaczął nią w szybkim, równym tempie poruszać. W górę i w dół. W górę. W dół. Wielki finał nadszedł wkrótce potem, więc Ed zmył z siebie wszystkie ślady orgazmu i umył się dokładnie.

Nagi, jakiego go mama na świat wydała, ruszył po czyste ubrania. Założył niebieskie, obcisłe bokserki i spodnie od czarnych dresów. Nie zakładał nic na górę. Nikt go przecież nie widział. Sięgnął po telefon, który zostawił na biurku i wybrał numer kierownika szpitala, który wcześniej zostawił mu wiadomość, że odnotowali wpłatę na konto szpitala w wysokości miliona dolarów z dodatkowymi pięćdziesięcioma tysiącami, które bez wiedzy Eda, zostały przelane na jego własne konto. Kierownictwo szpitala wiedziało, że blondyn wyłożył ze swoich kieszeni kwotę dorównującą właśnie tym pięćdziesięciu tysiącom. Will naprawdę znał się na szacowaniu kosztów. Blondyn uśmiechnął się i przyłożył telefon do ucha.

Witam, panie Edwardzie! – odezwał się wesoły głos ze słuchawki. Rozmawiał z sekretarką kierownika Newmana. – Kierownik jest w tej chwili na spotkaniu dotyczącym kosztorysu pańskiego oddziału. Faksem zostały panu wysłane wstępne plany remontu oddziału dziecięcego chorób zakaźnych.

Szybcy są – powiedział Ed zerkając na zegarek. Prośbę o dokumenty wysłał około godziny temu, a dochodziła godzina trzynasta. Miał jeszcze dwie godziny do obiadu.

Tak, kierownictwo jest bardzo wdzięczne darczyńcy, dlatego nie zwlekają z działaniem. – Kobieta zaśmiała się przez telefon. – Słyszałam, że spotkał się pan z nim osobiście.

Dokładnie tak. – Chłopak podszedł do swojego faksu w którym znalazł plik dokumentów. Tutaj i w biurze posiadał faks, więc prosił kierownictwo by w razie dnia wolnego dokumenty zostały przesyłane do domu, a jak w pracy to do faksu biurowego. – Bardzo dziękuję za dokumenty. Kiedy otrzymam resztę?

Dzisiaj o szesnastej. Zostanie również przygotowana kopia dla pana Collinsa. W razie jakichś błędów proszę o skorygowanie. Ale to raczej zbędne, gdyż pan sam już wcześniej większość z nich przygotowywał czekając na zainteresowanie. Widzi pan, miałam rację! – Kobieta w słuchawce wykrzyknęła z triumfem.

A z czym, jeżeli mogę spytać? – zdziwiony uniósł brew, lecz po chwili jego wyraz twarzy wrócił do normalnego, bo przecież kobieta nie mogła tego zobaczyć.

Że to dzięki panu nasz szpital zostanie zauważony. Pański geniusz jest czymś niezwykłym! Taki młody i już ordynator! – Kobieta emocjonowała się, na co blondyn nieco przygasł. Nie lubił jak oceniają go na podstawie posiadanej wiedzy.

Dziękuję jeszcze raz za dokumenty. Do usłyszenia.

Tak, miłego dnia!

Ed rozłączył się i z dokumentami w dłoni usiadł przez laptopem zabierając się za ich przeglądanie oraz ewentualne poprawianie. W pokoju od pewnego czasu było słychać szelest przewracanego papieru i stukania klawiszy komputera. Pięć minut przed godziną piętnastą, matka chłopaka zapukała do drzwi jego pokoju. Zero odpowiedzi. Zapukała jeszcze raz i teraz nieco mocniej. Nadal bez odzewu. Lekko zaniepokojona otworzyła drzwi i zobaczyła swojego syna siedzącego przed biurkiem przy stosie dokumentów, bardzo pochłoniętego wykonywaną czynnością. Podeszła do niego cicho i dotknęła ramienia. Chłopak podskoczył lekko przestraszony i odwrócił głowę w stronę właścicielki owej dłoni. Uspokojony odłożył trzymany dokument i spojrzał na zegarek. Była już prawie godzina piętnasta, a to oznaczało, że przez dwie godziny non stop wertował dokumenty dokładnie jej sprawdzając. Nie mogło w nich być żadnego błędu. Szarooki przeciągnął się mocno i podszedł do szafy by zmienić swój ubiór. Tylko przy matce nie wstydził się swoich blizn. Na nagi tors założył bordowy sweter z kaszmiru. Uwielbiał dotyk tego materiału na skórze. A w miejsce dresowych spodni założył opinające pośladki i uda ciemne dżinsy. Tak ubrany zszedł w towarzystwie mamy do jadalni na obiad. Podczas posiłku cała czwórka rozmawiała na mało znaczące tematy. Dziadkowie pytali o pracę Eda, a on dziadków, czy czasem nie potrzebują pomocy na działce za ich domem na obrzeżach miasta. Powiedzieli, że o tej porze roku nie ma wiele do zrobienia, lecz może na lato z chęcią przyjmą jego pomoc. Po napełnieniu żołądka, Ed wrócił z powrotem do pokoju. Zauważył, że otrzymał już drugi plik dokumentów. Obejrzał dokładnie zawartość, dając sobie na to kilka minut i nie widząc już żadnych błędów włożył gotowy plik do koperty. Teraz nie pozostawało mu nic, jak zadzwonić do Willa i powiadomić, że dokumenty są gotowe. I udało mu się je skompletować dzięki wolnemu dniu.

Nie zwlekając już dłużej Ed chwycił za leżący na blacie biurka telefon, a w drugą rękę złapał karteczkę z numerem Willa. Wpisując cyfry w ekran wybierania zaczął się stresować. A co jeśli mu przeszkadza? Bał się tego, ale sam Will mówił, aby do niego zadzwonił, gdy dokumenty będą już gotowe. A właśnie były. Gdy cały numer znalazł się na ekranie blondyn sprawdził poprawność by jak najdłużej przeciągnąć moment konwersacji. Jednak teraz, gdy numer był wprowadzony poprawnie, nie pozostało mu nic innego jak nacisnąć zieloną słuchawkę i przyłożyć urządzenie do ucha. Z szybko bijącym sercem wsłuchiwał się w dźwięk sygnału łączenia.

Will właśnie wybrał się na wieczorny jogging, co pozwalało mu uporządkować myśli i dokładnie jeszcze raz przemyśleć wszystko, co go ostatnio gnębiło. Bieganie relaksowało go i utrzymywało jego ciało i sprawność fizyczną w doskonałej formie. Przemierzał właśnie dziesiąty kilometr parkową alejką niedaleko swojego osiedla, gdy telefon w kieszeni jego spodenek zawibrował. Mężczyzna zwolnił tempo aż do szybkiego kroku i wyciągnął urządzenie. Spojrzał na ekran, na którym migotał nieznany numer, zastanawiając się, kto może dzwonić o tej porze. Przez chwilę nie odbierał pozwalając by telefon dzwonił. Musiał unormować oddech. Jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Dopiero po chwili przeciągnął palcem po ekranie i przyłożył telefon do ucha.

William Collins...

Blondyn sapnął cicho słysząc nieco zasapany głos Willa. Taki był jeszcze bardziej seksowny. Zastanawiał się jakby taki głos brzmiał na żywo tuż przy jego uchu.

Will? Z tej strony Edward Moore. Widzieliśmy się wczoraj. Dzwonię by powiadomić, że mam już gotową dokumentację – powiedział szybko starając się by jego głos nie drżał za bardzo.

Will uśmiechnął się się lekko słysząc głos chłopaka. Postarał się by jego własny był jak najbardziej zbliżony do normalnego po tak intensywnym biegu i odezwał się opierając jedną dłoń na biodrze:

Świetnie Ed. Kiedy mogę je od ciebie odebrać? – zapytał, mając nadzieje na jak najszybsze zobaczenie się z mężczyzną.

Kiedykolwiek. Nawet w środku nocy – powiedział Ed cicho i uderzył się otwartą dłonią w czoło. Dlaczego nie potrafi trzymać języka za zębami? – Miałem na myśli, że dostosuje się do twoich planów. Jak dla mnie to może być nawet teraz.

Brew Willa automatycznie uniosła się ku górze, gdy usłyszał słowa mężczyzny po drugiej stronie telefonu. Rozejrzał się po okolicy i spojrzał na zegarek, myśląc intensywnie nad tym czy jechać po dokumenty dziś, czy też pozostawić spotkanie z Edem na jutrzejszy dzień.

W środku nocy? – W jego głosie dało się słychać rozbawienie. – Powiedz mi gdzie mógłbym cię dzisiaj złapać tak za jakąś godzinę? – Jeszcze raz spojrzał na zegarek. Godzina wystarczyłaby mu do powrotu do domu i wzięcie szybkiego prysznica po treningu. O siódmej byłby gotowy spotkać się z Edem.

Blondyn jęknął cicho słysząc żartobliwy ton niebieskookiego mężczyzny po drugiej stronie. Znów w jego policzki uderzyło gorąco.

Jestem u siebie w domu, więc chcesz wpaść do mnie czy może spotkamy się gdzieś na mieście?

Będę u ciebie za godzinę – rzekł uśmiechając się lekko sam do siebie i zawracając w kierunku domu. – Podaj mi tylko adres. Mam nadzieję, że nie mieszkasz na samym końcu miasta? Chociaż wtedy wyrobiłbym się akurat na noc. – Miękki głos, jaki wydobył się z jego ust, sam go zaskoczył. Nie mógł powstrzymać się przed tym komentarzem. Już wyobraził sobie Eda, który rumieni się po drugiej stronie słuchawki, przystępując z nogi na nogę.

Blondyn zażenowany komentarzami dotyczącymi jego wcześniejszej wypowiedzi wypowiedział szeptem własny adres. Miękkość głosu mężczyzny sprawiła, że upadł na kolana nie mogąc dłużej ustać.

Auć – syknął cicho, niestety jego dłoń zbyt wolno zasłoniła usta.

Ed? Coś się stało? – zapytał już poważnie Will, przyspieszając kroku, by jak najszybciej zobaczyć Eda. Nie miał pojęcia, dlaczego chłopak tak na niego działał. Widział się z nim zaledwie godzinę, a myśli o nim natrętnie zawracały mu głowę przez cały wczorajszy i dzisiejszy dzień.

Nic. Upadłem – wyznał zażenowany, chowając twarz w wolnej dłoni. Cholerny Will i jego cholerny głos. – Nic poważnego.

Ten mężczyzna kiedyś doprowadzi Eda do zawału, albo skutecznego potłuczenia kolan.

Znowu? Twoja przyjaciółka miała jednak racje – skarcił go delikatnie, nie mając świadomości, że tym razem nie było to przemęczenie a jego własny głos. – Będę u ciebie za godzinę. Możesz się rozłączyć, albo potowarzyszyć mi w drodze do domu – zaśmiał się lekko i podłączył do telefonu słuchawki, by móc rozmawiać z Edem w trakcie truchtu, jeśli tego by sobie zażyczył. Sam telefon znów wylądował w jego kieszeni.

To nie to! – zaprzeczył szybko, ale jeszcze szybciej zamilkł, bo nie miał pojęcia jak ma to wytłumaczyć by nie wyjść na jakiegoś idiotę. – Cóż... wczoraj po powrocie znów miałem zawroty głowy, ale poszedłem wcześniej spać i dzisiaj czuje się lepiej. Miałem wolne – dodał. – I nie mam nic przeciwko rozmowie – powiedział nieśmiało, wstając z podłogi i siadając na łóżku.

Świetnie. Postaram się zbytnio nie sapać ci do słuchawki – zapewnił go zadowolony, że może z nim porozmawiać. Jego głos przez telefon był zupełnie inny niż na żywo, ale i tak bardzo mu się podobał.

Och – wykrzyknął cicho blondyn rozumiejąc powód zasapanego głosu chłopaka. – Biegasz. 

A myślałeś, że co robię? – nie mógł powstrzymać śmiechu znając już odpowiedź. Westchnął starając się znów wpaść w rytm wdechów i wydechów, z którego sam się wytracił śmiechem.

Cóż. – Blondyn również się zaśmiał, rumieniąc na myśl, że Will jest aż za bardzo domyślny.

Nie miałem pojęcia, że mieszkasz tak niedaleko. Czasami chodziłem w tamte okolice na spacery... ale nigdy cię nie widziałem. Mieszkasz sam? – zapytał Will z ciekawości i lekko przyspieszył.

Nie, mieszkam z mamą. Mnie często nie ma w domu, więc to może być powodem... – zamilkł nagle przypominając sobie spotkanie Johna nie tak dawno temu. A co jak ten idiota zrobi coś Willowi? Nagle poczuł się słabo wyrażając sobie najgorszy scenariusz. I co on ma teraz zrobić? Cz-często biegasz? – zapytał nienaturalnie pogodnym głosem.

Codziennie – odrzekł, wyczuwając nagłą zmianę głosu mężczyzny. Uznał jednak, że nie są na tyle blisko by zaczął go wypytywać o problemy, jakie go dręczą. To mogłoby być uznane za niegrzeczne

Will, muszę ci coś powiedzieć... – Chłopak powiedział tajemniczo nie wiedząc jak ująć w słowa swoją myśl.

Zamieniam się w słuch – rzekł lekko, a ciekawość, co takiego ma mu do powiedzenia Ed zżerała go od środka.

Moja mama jest bardzo kochaną kobietą, ale czasami mówi za dużo. Jak zacznie gadać, jaki ja to byłem piękny gdy byłem dzieckiem uciekaj gdzie pieprz rośnie! – mówiąc to Ed zaśmiał się głośno. Jego dobry humor znów wracał. – Szybko uciekniemy do mojego pokoju, tam nie ma wstępu, ale czasem może złapać gościa za ramię i wciągać do rozmowy. Uprzedziłem mamę o twoim istnieniu, ale... – zamilkł i zarumienił się po same uszy odtwarzając w myślach jak jego słowa zabrzmiały. – T–to nie tak! Dlaczego nie potrafię się po ludzku wysłowić? – zapytał retorycznie, zrozpaczony.

Ed... – głos bruneta zabrzmiał uspokajająco. Will nawet nie pomyślał o innym znaczeniu tych słów. Dlaczego Edward wychwytywał takie niuanse z rozmowy? Zanotował w pamięci, że musi go o to zapytać, ale jak się uspokoi. – Uwielbiam jak zapominasz słów gdy emocje biorą nad tobą górę – pocieszył go i z ulgą wbiegł do swojego ogrodu. Wszedł do środka czując przyjemny zapach ciasta, które piekła Betty. – Z twoją mamą sobie poradzę i chętnie ją poznam... a teraz muszę kończyć. Idę pod prysznic – to mówiąc już pozbył się koszulki i odrzucił ją na sofę w salonie.

Dobrze, to czekam – powiedział cicho i teraz wydawało mu się, że zabrzmiał jak nastolatka czekająca na randkę. A może myśli za dużo?

Will rozłączył się i odłożył telefon na szafkę w łazience. Po szybkim prysznicu, który zmył z niego pot po biegu, ubrał się w szary sweter, spod którego wystawał kołnierzyk miętowej koszuli i ciemne dżinsy, w których wyglądał obłędnie. Wysuszył włosy, układając je w artystycznie nieład i zgarnął z salonu kluczyki do swojego nowego Lexusa LF–LC, którego kupił wczoraj.

Wychodzę Betty! – krzyknął i już go nie było. Wyjechał z garażu autem i ruszył pod wskazany adres, chcąc jak najszybciej stanąć znów twarzą w twarz z Edem.

Ed zachichotał cicho przypominając sobie słowa Willa. Lubi, gdy Ed nie może znaleźć słów, kiedy emocje biorą nad nim górę. Stanął przed lustrem i spojrzał na swoje odbicie. Sprawdził, czy na pewno każda z blizn na jego ciele została ukryta i zszedł na dół do mamy i dziadków, którzy siedzieli w salonie.

Mamo – zwrócił się do kobiety, która razem z babcią grała w pokera. – Przyjdzie do mnie ten, o którym ci mówiłem. Mam dla niego dokumenty, więc proszę nie mów mu nic głupiego, dobrze?

Tego nie mogę obiecać. – Kobieta uśmiechnęła się pod nosem widząc minę syna, który bał się jej wybryków. – To ten, o którym mówiłeś, że jest godny zainteresowania?

Dokładnie. Ale nie mów mu tego! – wykrzyknął nagle przerażony. Babcia zachichotała, a dziadek schował się za gazetą by ukryć swój uśmiech. Dużo można było zarzucić rodzinie Eda, jak np. to, że są nadopiekuńczy albo śmieją się z jego zawstydzonej miny, ale nigdy nie powiedzieli złego słowa na to, że jest gejem. Wręcz przeciwnie. Cała trójka bardzo go wspierała.

Will zatrzymał swoje auto pod jednorodzinnym domkiem, jeszcze raz sprawdzając czy adres się zgadza. Nie było jednak mowy o pomyłce. Droga zajęła mu około dwadzieścia minut, podczas których ciągle zastanawiał się, a zarazem martwił, by mama Eda nie poznała w nim syna senatora Collinsa. Nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział. Wstydził się tego, co robił ojciec i nie zniósłby gdyby myślano, że jest taki sam. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z auta. Jedno kliknięcie na kluczyku wystarczyło, aby samochód zamigotał oznajmiając, że jest pozamykany. Obszedł je i przeszedł przez bramkę, po czym brukowaną alejką dotarł prosto pod drzwi domu, w którym mieszkał Ed. Westchnął i nacisnął dzwonek.

Blondyn podskoczył słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. Jego serce zaczęło grać w takt tylko sobie znanego skocznej melodii. Na miękkich, lecz lekkich nogach podszedł do drzwi myśląc, że korytarz, na końcu którego znajdowało się wyjście nigdy się nie skończy. Stojąc już z dłonią na klamce westchnął głęboko i otworzył drzwi. Dał sobie kilka sekund by przyjrzeć się mężczyźnie, który prezentował się jak zawsze świetnie i z szerokim uśmiechem powiedział:

Cześć.

Witaj Ed – zachłannym spojrzeniem omiótł jego całą postać, po chwili jednak przywołując się do porządku. Mężczyzna wyglądał na rozluźnionego i beztroskiego. Dla Willa taki widok był bardzo przyjemny dla oczu. Przez chwilę poczuł się tak, jakby znali się od dłuższego czasu i mieli za chwilę paść sobie w ramiona. W końcu poczuł się spokojny. Cały dzień nerwowego myślenia o lekarzu, którego poznał niespełna dobę temu zmęczył go do tego stopnia, że ponowny widok jego pięknego uśmiechu podziałał na niego kojąco. – Dziwnie widzieć cię bez fartucha – rzekł po chwili i wlepił w niego swoje błękitne spojrzenie, a ten w odpowiedzi zaśmiał się cicho.

Też się do niego przyzwyczaiłem. Proszę, wejdź – otworzył szerzej drzwi, wpatrując się w oczy swojego gościa. Nie znali się długo, ale Ed mógł powiedzieć, że w jakiś sposób są sobie bliżsi. – Oho. Idzie – szepnął na widok mamy, która pomimo chorych stawów szła żywiołowym krokiem.

Witam, młody człowieku! – kobieta uśmiechnęła się, a on westchnął z rezygnacją mówiąc bezgłośnie w stronę Willa: „zawsze taka jest”.

Will uśmiechnął się do niej serdecznie uważnie obserwując jej twarz jakby wyszukiwał podobieństwa między nią, a jej synem. Znalazł i to nie jedno. Chwycił delikatnie jej dłoń, którą mu podała i musnął lekko ustami jej wierzch, po czym znów spojrzał w jej oczy. To zawsze pozwalało mu bardziej poznać człowieka. Oczy nie kłamały i nigdy nie zwodziły.

Miło mi panią poznać, pani Moore.

Ed szeroko się uśmiechnął na taki pokaz. Nie wiedział, że Will jest tak szalenie szarmancki. Podobało mu się to, ale jednocześnie zastanawiał się jak to możliwe, że taki człowiek nie należy do jakiejś kobiety. Po chwili wyrzucił te myśli z głowy i wzruszył ramionami. Lepiej dla niego, to znaczy dla przyszłego partnera Willa, o ile teraz go już nie ma. Te myśli otrzeźwiły blondyna. Przecież nie jest gdzieś napisane, że Will jest singlem. Dyskretnie uderzył się w czoło otwartą dłonią i zwrócił do mamy.

To jest Will Collins, darczyńca na rzecz oddziału, którego jestem ordynatorem. – Teraz odwrócił się do Willa. – To jest Liliana Johes–Moore, była śpiewaczka operowa. A skoro powitania mamy za sobą, zapraszam cię do mojego pokoju. Wspólnie obejrzymy dokumenty – odwrócił się by skierować gościa we właściwą stronę. Spojrzał przez ramię czekając na Willa aż do niego dołączy.

Will uśmiechnął się do mamy Eda i po chwili ruszył za chłopakiem, który najwyraźniej tak, jak uprzedził przez telefon nie chciał, aby jego mama palnęła coś głupiego przy gościu. To lekko rozbawiło mężczyznę. Liliana sprawiała wrażenie osoby bardzo miłej i z chęcią porozmawiałby z nią o małym Edwardzie, który musiał być z pewnością bardzo ujmujący. W drodze do pokoju Will nie mógł opanować swojej potrzeby zerknięcia na tyłek Eda, który w tych spodniach był świetnie uwydatniony. Doskonały kształt. Taki, jaki lubił. Niezbyt płaski i niezbyt okrągły. W sam raz na to, żeby... Stop Williamie, skarcił się w myślach za takie fantazje.

A jeszcze jeden mały szczegół. – Edward przystanął i uśmiechnął się przepraszająco do Willa. – Mamo, gdzie je tym razem położyłem?

W kuchni koło chlebaka – nadeszła natychmiastowa odpowiedź.

Poczekaj chwilę. Możesz zdjąć ubranie wierzchnie.

Mężczyzna pospieszył do kuchni i po chwili wrócił z przedmiotem, który odbijał światło. To coś posiadało dwa szkła i zakładało się na nos. Chwilę potem przedmiot znalazł się tam, gdzie powinien. Ed zawsze zapominał, by je nosić. W efekcie tego głowa go już trochę bolała, więc teraz nie miał wyboru jak przedmiot wcisnąć na nos. Podjęli wędrówkę i weszli do pokoju. Ed zamknął drzwi i rzucił:

Rozgość się.

Will zdjął z siebie skórzaną kurtkę i rzucił ją na oparcie fotela, rozglądając się po pokoju Eda, który można było nazwać przytulnym. Wolał jednak przyglądać się czemuś innemu, a raczej komuś innemu.

Okulary? – podszedł do niego bliżej chcąc się mu przyjrzeć dokładniej. Po chwili uśmiechnął się i spojrzał mu prosto w oczy. – Więc, na co dzień nosisz soczewki? – stwierdził czując zbyt wyraźnie bliską obecność mężczyzny.

Dokładnie. Dziwnie wyglądam? – zapytał patrząc uważnie na drugiego mężczyznę. Gdy podszedł do niego to praktycznie czuł jego ciepło. Gdyby podszedł jeszcze bliżej to nie wiedział, co by zrobił. Przygryzł dolną wargę, co zawsze robił, gdy był w jakimś stopniu zdenerwowany. I czekał.

Nie. Bardzo.. – Mężczyzna przez chwilę zastanowił się nad doborem odpowiedniego słowa, które by oddało dobrze to, co widział przed sobą, ale każde wydawało się być do niczego – seksownie, Ed... – Skierował wzrok na jego wargę, czując jak atmosfera napięcia między nimi rośnie z sekundy na sekundę. – Nigdy nie całowałem mężczyzny w okularach – szepnął wpatrując się w te szare oczy, czując jak dziwny dreszcz przebiega po jego ciele. Zawsze to czuł, gdy w nie patrzył i uznał, że to bardzo przyjemne uczucie.

S–seksownie? – Blondyna zatkało. Nie wiedział jak ma zareagować, a słysząc dodatkowo tekst o pocałunku zarumienił się malowniczo. Nie mógł nie odpowiedzieć. – A ja nigdy nie całowałem nikogo – wyznał i znów zamilkł. Przy tym mężczyźnie nie potrafił kłamać i nie odpowiadać patrząc w te oczy. Ten człowiek działał na niego pobudzająco. Blondyn sapnął cicho i znów przygryzł wargę starając się odwrócić wzrok, ale w jakiś sposób nie potrafił.

Brew Willa powędrowała w górę w geście zdziwienia. Czyżby Ed był prawiczkiem? Poczuł jak jego serce przyspiesza

Naprawdę? – Nie mieściło mu się w głowie, że ktoś taki jak Ed, ktoś kto tak malowniczo się rumienił właśnie i przegryzał tę wargę nigdy z nikim nie był. To było niemożliwe, a zarazem Will poczuł uczucie zadowolenia, że mógłby być tym pierwszym. Pozostała kwestia tego, czy Ed był gejem. Jeśli tak to nie pogniewałby się gdyby go pocałował, jeśli nie mógłby go znienawidzić i poczuć do niego obrzydzenie.

T–tak jakoś wyszło. M–miałem złe doświadczenia w tej materii, więc... nie ważne. Mam kompleksy, więc byle komu nie pozwalam się dotykać. To może być tylko ktoś wyjątkowy – powiedział cicho. Odwrócił w końcu wzrok. – Wielu chciało mnie wykorzystać, ale w porę się otrząsałem. Dlatego nienawidzę własnego geniuszu. To on jest przyczyną tego wszystkiego. Od tamtej pory nikomu nie pozwalam się dotknąć.

Blondyn westchnął znów patrząc na niebieskookiego.

Nie myśl o mnie źle. I najlepiej będzie jak zapomnisz o tym, co mówiłem. 

Will zbliżył się jeszcze bardziej i nachylił lekko w jego stronę i szepnął do ucha.

Ja nie zapominam.

Gdy to mówił ciepły oddech owiał kark młodego lekarza. Will przesunął wargami po policzku Eda, wyczuwając pod nimi jego ciepłą i delikatną, a na dodatek pięknie pachnącą skórę. Dłońmi odszukał jego dłonie i splótł ich palce. Ustami zszedł wzdłuż linii jego szczęki

Ładnie pachniesz – stwierdził mrucząc cicho.

Blondyn zadrżał lekko na ten gest. Jego chłodne palce zostały schwytane w ciepłe, gładkie, delikatne i trochę większe od jego własnych dłonie. Will budził w nim namiętność, o której nie zdawał sobie sprawy, że ją posiada.

Will – jęknął w odpowiedzi na czułe pieszczoty. Jego nogi zrobiły się dziwnie miękkie i gdyby nie dłonie mężczyzny trzymające jego to z pewnością by upadł. – Przestań, bo zacznę sobie wyobrażać zbyt wiele – znów jęknął nie mogąc powstrzymać ust przed wydawaniem tych dźwięków.

Will spojrzał na niego wzrokiem pełnym zachłannego pragnienia, po czym lekko przeniósł wzrok na jego zaczerwienioną wargę. Zbliżył swoje usta do ust lekarza, by po chwili poczuć jak się stykają. Zupełnie zignorował jego komentarz. Chciał go pocałować odkąd pierwszy raz go ujrzał, a teraz miał do tego możliwość. Lekko ugryzł jego dolną wargę zaczynając lekko ją ssać, doprowadzając tym chłopaka do szaleństwa.

Blondyn jęknął po raz kolejny oddając swoje usta w posiadanie drugiego mężczyzny. Nie wiedział, dlaczego, ale był w stanie tu i teraz oddać się mu, ignorując czerwoną lampkę, która zapaliła się w jego głowie. Coś w nim mówiło, że to nie jest dobry pomysł. Otworzył lekko usta, z których wymknął się drżący oddech.

Will uznał to za znak, że może posunąć się odrobinę dalej. Poczuł ciepły oddech blondyna na swoich ustach, co całkowicie nim zawładnęło. Ostrożnie wsunął język do jego ust, badając każdą przestrzeń, sprawiając, że ich pocałunek stał się bardziej namiętny. Położył sobie jego dłonie na ramionach, swoje zaś przeniósł na jego biodra delikatnie je masując.

Ręce Eda nieco drżały gdy zostały ułożone na ramionach Willa. Jego teraz ciepłe dłonie wczepiły się w kark mężczyzny, który go całował. Język w jego ustach był tak gorący, że blondyn nie mógł nic poradzić na głębokie westchnienie. Dołączył swój język do zabawy starając się nieudolnie oddać pocałunek. Jego policzki płonęły, a okulary nadal będące na nosie nieco się przekrzywiły. Will westchnął, czując jak Ed próbuje dorównać jego ruchom języka. Nieporadnie i miło drażnił jego język. Dłońmi zaczął badać plecy mężczyzny, przysuwając go do siebie znacznie bliżej. Ich ciała stykały się i teraz brunet mógł wyczuć nierówne unoszenie się klatki piersiowej Eda. Językiem próbował naprowadzić jego język, by wykonywał prawidłowe ruchy. Czuł, że przyjemne gorąco zalewa jego ciało centymetr po centymetrze. Dłońmi mocniej ścisnął jego biodra i przysunął do swoich.

Ed był tak ekstremalnie zawstydzony, że czuł jakby jego ciało w objęciach mężczyzny roztapiało się. W pozytywnym sensie. W odpowiedzi na błądzące na jego plecach ręce, Ed swoimi własnymi delikatnie czochrał włosy mężczyzny. Czuł jak po jego brodzie ścieka ślina. Niebieskooki przyciągnął jego biodra do swoich, ale Ed starał się zapobiec temu by Will nie odkrył, że podniecił się samym pocałunkiem.

Will – jęknął głośno przerażony tymi dźwiękami. Nie miał nad nimi żadnej kontroli.

Ciii Ed – uspokoił mężczyznę czując jak drży w jego ramionach. Miał nadzieję, że to tylko z podniecenia, a nie z innych negatywnych emocji. Zamruczał przeciągle czując jak palce młodego lekarza przeczesują jego włosy. Miłe uczucie, do którego mógłby się przyzwyczaić. Mocniej przyciągnął go do siebie, a gdy już się zetknęli, jego całujące usta ułożyły się w kształt uśmiechu, gdy wyczuł na swoim udzie erekcje Edwarda. To upewniło go ostatecznie w tym, że chłopak jest taki sam jak on. Powoli zszedł pocałunkami na szyję młodego lekarza, raz całując, a raz przegryzając delikatną skórę wokół jego grdyki.

– J–jak ty to robisz? – Blondyn oddychał nierówno i zdecydowanie za szybko. – Dziwnie się czuje... strasznie mi gorąco, i l–ledwo co stoję. W–Will – krzyknął czując usta mężczyzny na swojej szyi, która była jego punktem erogennym. Will całując to miejsce nie wiedział, że po ciele szarookiego przechodziły prądy podniecenia, zalewając je ogromnymi falami. – Will – Blondyn pisnął przerażony, chwiejąc się na nogach.

Will był zafascynowany tym, jak działał na Eda, a to przecież były tylko niewinne pocałunki. Mężczyzna był bardzo wrażliwy na pieszczoty, co go bardzo zadowalało

Edwardzie... radzę ci być trochę ciszej, jeśli nie chcesz by rodzina ruszyła ci na ratunek. A to po prostu praktyka – wyszeptał w jego skórę, ponownie całując to wrażliwe miejsce i wsłuchując się w jęk chłopaka. Musiał go mocniej przytrzymać, gdyż czuł jak blondyn powoli traci władzę w nogach, co było niezwykłe. Will przesunął swoją dłoń na erekcję Eda, delikatnie pocierając ją przez materiał spodni. Jego usta powędrowały tymczasem znów na rozpalone i gorące wargi chłopaka rozpalając je jeszcze bardziej.

Will... – Blondyn szepnął w usta partnera. – Masz rację – sapnął. Jego usta znów zostały zaatakowane. Zdawał sobie sprawę, że Will jest bardzo wprawnym i niezwykle namiętnym kochankiem. Jakoś nie czuł dziwnych sensacji, gdy ten go dotykał. Czy może to w końcu ten jego wymarzony partner? Gdy poczuł na swojej erekcji dłoń, która nie była jego własną, Ed wbił paznokcie w ramiona Willa. – Nie – szepnął. Chwilę potem jego usta były namiętnie całowane, a on sam zaczął pomału uczyć się, na czym ta sztuka polega. Czuł, że jego wargi są całe czerwone i napuchnięte. Mimo tego nie mógł nie dać się nie całować.

Nie chcesz? – zapytał, spoglądając na mężczyznę na chwilę odrywając swoje usta od jego ust i przypatrując się czerwonym wargom, które przed chwilą namiętnie całował. Jego dłoń znieruchomiała. Nie chciał go przestraszyć, ani zrazić, będąc zbyt nachalnym. Widząc troszkę śliny na brodzie chłopaka nie mógł się powstrzymać by jej nie zlizać. Zamruczał i utkwił wzrok pełen pożądania w szarych oczach blondyna.

Nie w tym rzecz. Gdy t–to zrobisz to dla mnie i mojego serca nie będzie już odwrotu. Nie chcę znów tego przechodzić – Ed spojrzał na niebieskookiego wilgotnym wzrokiem. – Nigdy się nie k–kochałem, ale byłem bliski bycia ofiarą gwałtu. Mam ohydne c–ciało i boję się kochać. To wszystko jest tak cholernie skomplikowane! – Blondyn warknął i wyrwał się z objęć Willa by usiąść. Zdjął okulary i schował twarz w dłoniach. Jego ciałem targały dreszcze.

Will przez chwilę stał zamurowany w tym samym miejscu, w którym przed chwilą się całowali. Nie miał pojęcia, że Ed zareaguje tak gwałtownie na jego ruch. Nie miał też pojęcia o tym, że ktoś próbował go skrzywdzić. Poczuł narastający gniew, na tego kogoś. Irracjonalny, bo przecież znał Eda tylko dzień. Czy dzień wystarczyłby by zupełnie się w kimś zatracić? Westchnął i kucnął przed chłopakiem opierając dłonie na jego kolanach by utrzymać równowagę.

Wybacz, więc mój nietakt – rzekł cicho spoglądając na chłopaka, którego miał przed sobą. – Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał niepewnie pierwszy raz znajdując się w takiej sytuacji.

Ułożyłoby mi gdyby ktoś inny jeszcze wiedział. Tylko Liz wie – wziął drżący oddech i położył dłoń na dłoni Willa. – Lubię cię, wiesz? – uśmiechnął się nieśmiało z delikatnym rumieńcem. – Kiedyś byłem zakochany w swoim przyjacielu Johnie. On mnie zranił mówiąc że jestem obrzydliwy, że to nienormalne. W odpowiedzi nasłał na mnie swoich kolegów. Mieli mnie pobić, ale jednak nie tylko. B–było ich sześciu. Jeden z nich zranił mnie na piersi nożem. Umiem się bronić, ale przecież było ich tylu. Nikt nie dałby rady. Dwóch złapało mnie od tyłu. Wyjęli sznur i skrępowali mi ręce. Brzuchem do dołu przycisnęli mnie do ziemi, a moje biodra zostały uniesione do góry. Wiedziałem, co to oznacza. Krzyczałem i szarpałem się, ale oni nawet nie drgnęli.

Blondyn pobladł i zacisnął szczęki.

Zdjęli mi spodnie i zaczęli coś wkładać we mnie. To były palce jednego z nich. I gdy już miało dojść do... usłyszałem krzyk dziewczyny, która mówiła, że policja już w drodze. To była Liz. Uratowała mnie – szepnął przymykając oczy. Will czuł jak coraz większa wściekłość w nim wzbiera. Mocniej zacisnął szczęki, a jego oczy lekko pociemniały

Nie potrafię znaleźć cenzuralnych słów żeby to określić Edwardzie – rzekł poważnie sięgając jedną z dłoni do policzka mężczyzny, który już nie był taki gorący i pogłaskał go delikatnie wzdychając ciężko. Teraz już w pełni rozumiał obawy chłopaka przed pełnym zbliżeniem i chociaż bardzo tego pragnął, nie był świnią, żeby nie wziąć tego pod uwagę. Jednocześnie dotarły do niego słowa Eda, że go lubi. Poczuł się wyróżniony. Usiadł obok chłopaka i wziął do ręki jego okulary przewracając je w palcach.

Dlatego wstydzisz się swojego ciała? Pozostały blizny?

Tak. Przez nich mam blizny na piersi i dużą na plecach. – Blondyn westchnął. – Mam jeszcze jedną, ale to już przez co innego. Byłem kiedyś strasznie głupi. Ale to opowieść na inną chwilę. – Blondyn westchnął i oparł się o chłopaka siedzącego obok. – Wiesz, ta nasza znajomość jest szalona. Jak to się mogło tak szybko zmienić? Nie to, że narzekam.

Will uśmiechnął się lekko i pocałował go w czubek głowy.

Znajomości i bliższe kontakty między mężczyznami rozwijają się znacznie szybciej niż między mężczyzną, a kobietą – wyjaśnił. – Jesteśmy zbyt niecierpliwi i zbyt napaleni – zaśmiał się odwracając głowę w jego stronę, ciągle myśląc o jego bliznach, które pokrywały ciało Eda. To piękne, delikatne ciało. – A przynajmniej ja taki jestem – dodał.

Cóż. Jesteś pierwszym facetem, który tak na mnie działa. – Blondyn westchnął i dotknął swojej piersi. – To jest szalone – szepnął. – Bardzo szalone. Jestem taki rozbity. Niepewny. Zachowuje się irracjonalnie i nie rozumiem tego.

Blondyn wstał i podszedł do biurka. Wziął do dłoni kopertę.

To są dokumenty. – Ed podszedł do nadal siedzącego mężczyzny i nieco niepewnie usiadł mu na kolanach okrakiem. – Nawet nie wiem, co teraz robię.

Chyba właśnie usiadłeś mi na kolanach... w bardzo swobodnej pozycji – dodał Will również lekko zaskoczony i rozbawiony zachowaniem dotąd nieśmiałego mężczyzny. Wziął od niego kopertę i odłożył na bok, a okulary delikatnie założył na ich miejsce uważając by mu przy tym nie zrobić krzywdy. Bardzo dobrze w nich wyglądasz – stwierdził i objął go w tali – Nigdy z nikim nie byłeś. To normalne, że twoje ciało i umysł reagują zupełnie inaczej niż zwykle. A to, że nad tym nie panujesz jest urzekające – przejechał dłońmi w górę jego pleców przysuwając go bliżej siebie.

Ed uśmiechnął się pod nosem myśląc, że Will także go polubił. Przysunął się bliżej mężczyzny i przytulił jakby był małym dzieckiem siedzącym na kolanach mamy.

Sądzę, że powinieneś już iść. Musimy sobie obaj wszystko poukładać w głowach. Dla mnie to nowość, ale twoja osoba jakoś mnie uspokaja. A blizny... nadal się ich wstydzę. Są szpetne.

Blondyn powoli przymierzał się do opuszczenia kolan mężczyzny. Will przytrzymał go mocniej nie pozwalając mu na to. Chciał jeszcze chwilę przytrzymać go w ramionach.

Powinieneś być z siebie dumny Edwardzie. Wytrzymałeś takie rzeczy, nigdy nie ukrywając prawdziwego siebie – westchnął, zdając sobie sprawę, jaki z niego jest tchórz. Nigdy nie przyznał się nikomu w swoim otoczeniu o tym, że jest gejem. Wiedziała o tym jedynie Betty i kochankowie, z którymi zaspokajał swoje potrzeby, ale oni szybko znikali i o wszystkim zapominali. – Te blizny są tego przykładem – rozluźnił uścisk ramion pozwalając chłopakowi na opuszczenie jego kolan.

Szarooki chłopak spojrzał na Willa zmrużonymi oczami. Nie wiedział jak ma to rozumieć. Czyżby przystojniak... ukrywał prawdziwego siebie?

Will. – Ed szepnął mężczyźnie do ucha. – Nie warto ukrywać swoich uczuć. Każdy zasługuje by być sobą, nieważne co. To w pewien sposób ukazuje dojrzałość. Uważam, że byłem trzymamy w ramionach przez prawdziwego ciebie, a może się mylę? – szepnął nieśmiało.

Przyjemny dreszcz przebiegł przez ciało mężczyzny, gdy ciepły oddech Eda połaskotał jego skórę. Przymknął oczy rozkoszując się tą subtelną pieszczotą i odsunął lekko od siebie chłopaka by spojrzeć mu prosto w oczy.

Tak... to prawdziwy ja Edwardzie. Ty to rozumiesz... jesteśmy tacy sami, ale niekiedy... ktoś z bliskich ci osób... z rodziny, zmusza cię do ukrywania tego, kim naprawdę jesteś – uśmiechnął się lekko. – Twoja mama jest naprawdę miłą kobietą – dodał zazdroszcząc mężczyźnie. – Akceptuje cię takiego, jakim jesteś?

Tak. Wspiera mnie tak jak i dziadkowie. Liz jeszcze wie i jej chłopak. W pracy nawet nie wiedzą. Rozumiem, co masz na myśli. – Ed znacznie posmutniał. – To smutne. Twoi rodzice nie akceptują tego?

Moja matka w ogóle się mną nie interesowała, więc pewnie byłoby jej to obojętne. Rozwiodła się z moim ojcem pięć lat temu – stwierdził po chwili zastanowienia. – A ojciec... – tu zrobił dłuższą pauzę. – Moim ojcem jest Roger Collins, a to mówi samo za siebie – mruknął po czym spojrzał na Eda i rozpromienił się. – Ale to chyba nie czas i miejsce na takie tematy – oparł dłonie na klatce piersiowej Eda pocierając kciukami przez materiał swetra jego sutki. – A to tak, żeby ci się dobrze spało – szepnął mu w usta. Przegryzł lekko jego wargę, którą po chwili possał by złagodzić ból.

Iiik! – pisnął blondyn czując dziwne sensacje, gdy jego sutki zostały podrażnione. Momentalnie stały się twarde i niewyobrażalnie wrażliwe. Zadrżał i pozwolił się pocałować.

Lepiej przestań, bo nie będę miał sił i woli by cię puścić – jęknął cicho w usta mężczyzny – I kojarzę twojego ojca. Wiedz, że cię wspieram... cokolwiek postanowisz.

To bardzo miłe z twojej strony – odrzekł i delikatnie, lecz powoli wsunął dłonie pod sweter Eda aż dotarł nimi do sutków, już twardych i pięknie odstających. Zaczął je drażnić masując, ściskając między palcami i szczypiąc.

Nie, nie, nie. Moje blizny! Nie patrz – jęknął starając się odepchnąć dłonie mężczyzny, ale nie miał siły. To było zbyt zniewalające uczucie. – N–nie patrz.

Nie będę patrzył Ed – spojrzał mu prosto w oczy. – Widzisz... patrzę na ciebie... tam tylko cię dotykam... – wyszeptał w jego usta. – Znów się podnieciłeś – zauważył czując jak coś go uwiera.

Twoja wina – pisnął przygryzając wargę. Otworzył do tej pory zamknięte oczy i sapnął patrząc w niebieskie spojrzenie cholernie przystojnego faceta. I nagle przypomniał sobie swój sen. – Will... moje marzenie senne się spełnia. Śniłeś m–mi się...

Śniłeś o mnie? – zapytał zaskoczony wysuwając dłonie spod jego swetra i kładąc je na jego biodrach. Nie potrafił się na niego napatrzeć. Nie potrafił nie poczuć gorąca gdy był blisko niego. Ed był w jego oczach tak niewinny i dobry, że aż obawiał się, że go skrzywdzi. Teraz jednak, gdy wyczuwał jego erekcję, widział jego lekko rozchylone wargi, zarumienione policzki i słysząc lekko przyspieszony oddech nie potrafił zahamować reakcji swojego organizmu, czując jak dżinsy lekko napinają się w strategicznym miejscu.

T–tak – zająknął się i spojrzał na Willa. Poruszył się lekko na kolanach przystojniaka. – Nie wiem, co z tego było prawdą, ale to był erotyczny sen. – Chłopak odwrócił wzrok nagle bojąc się spojrzeć na Willa. – Może już wyjdź, bo palnę coś jeszcze głupszego!

Jeśli wolisz... możesz mi to opowiedzieć przez telefon – zaczerpnął powietrza, czując jak chłopak nieświadomie podrażnia jego wrażliwe miejsce. – Ale chyba faktycznie powinienem już iść. Chcesz żebym zadzwonił do ciebie wieczorem? – zapytał lekko zsuwając go ze swoich kolan i przenosząc obok, mając nadzieję, że chłopak nie zauważy tego, co się z nim działo.

Czyli teraz będziesz dzwonił? Już tęsknisz? – Blondyn zachichotał, ale był również zdziwiony, z jaką łatwością Will go podniósł. – Jestem aż taki lekki? I spójrz na zegarek. – Wskazówki wskazywały prawie dwudziestą pierwszą.

Chciałbym usłyszeć twój sen i uporać się z moim na całe szczęście już mniejszym problemem – dodał wstając z kanapy i zgarniając z fotela kurtkę, którą płynnym ruchem nałożył na siebie. Spojrzał na chłopaka – I tak... jesteś dla mnie lekki. Kurczę, a miałem wpaść tylko po dokumenty.

Blondyn uśmiechnął się szeroko i złapał nadal leżące dokumenty na kanapie z zamiarem podania ich mężczyźnie. Pochodząc z nimi niby niechcący je upuścił.

Ups – powiedział i z dziecinnym uśmiechem pochylił się celowo odwracając się tyłem do Willa. Wyprostował się i podał dokumenty mężczyźnie. – W razie problemów, dzwoń. Mój numer już masz.

Will sięgnął po dokumenty uważnie śledząc jego ruchy. Gdy wypiął tyłek znów poczuł gorąco. Z trudem przełknął ślinę.

Zrobiłeś to celowo Edwardzie – wyszeptał czując jak głos uwiązł mu w gardle, wobec czego gdy się odezwał brzmiał jeszcze bardziej seksownie przez chrypkę. Już był myślami przy wieczorze. Gdy zostanie sam ze swoją erekcją i obrazem Eda przed oczami wyobraźni.

To było moim celem – szepnął Ed rumieniąc się przez tą chrypkę, jaką usłyszał u głosie Willa. Przystąpił z nogi na nogę i przygryzł po raz kolejny wargę. Czuł się pewniej, ale nadal obecność mężczyzny onieśmielała go.

Żebyś wiedział, że zadzwonię – ruszył do drzwi razem z chłopakiem. – Jeszcze dziś. Sam sobie jesteś winien – uśmiechnął się cwanie, zastanawiając się jak chłopak zareaguje, gdy usłyszy jego podniecony głos przez słuchawkę telefonu.

Tak, koniecznie zadzwoń. – Stalowooki otwierając drzwi do pokoju cmoknął mężczyznę delikatnie w usta. Od razu zaraz po tym spuścił wzrok zawstydzony własną śmiałością.

Coraz bardziej śmiały, a jednak ciągle się rumienisz – Will zaśmiał się lekko i pokręcił głową. – Odprowadzisz mnie do auta? – zapytał chcąc jeszcze raz pocałować chłopaka, a to, gdy byli już na korytarzu nie było dobrym pomysłem. Nie ważne jak dobre wrażenie zrobiła na nim mama Eda, nie miał ochoty zostać przyłapanym na czułościach.

Tak. Chodźmy. – Blondyn spojrzał przelotnie na mężczyznę. Szedł przodem, więc mógł przez chwilę ochłonąć. Chwilę im zajęło dotarcie do drzwi wyjściowych. Ed otworzył je i wyszedł. Poczekał chwilę, gdy i Will znajdzie się na zewnątrz i zamknął za nimi. Podszedł do nieznanego mu auta i aż zachłysną się. – Niezłe cacko.

Dziękuję – odrzekł czując się mile połechtany tym komentarzem. – Kupiłem go wczoraj. Mam nadzieję, że będę nim jeździł więcej niż miesiąc – westchnął i wyciągnął kluczyki z kieszeni, jednak nim otworzył auto przyparł do niego zaskoczonego Eda. – Gdy zadzwonię masz grzecznie leżeć już w łóżku – wyszeptał mu do ucha po czym pocałował go po raz ostatni wkładając w ten pocałunek dużo pasji i pragnienia, które ciągle pozostało niezaspokojone. – Dobrze, Ed?

Tak jest. – Chłopak bardzo lubił taką zaborczość. Chciał do kogoś należeć, był skłonny oddać siebie Williamowi bez reszty. Pocałunek, który bardzo szybko się skończył zostawił palący ślad na jego wargach. – Szkoda, że będę tam sam – szepnął przytulając się do mężczyzny. Znowu powiedział zanim pomyślał. – Zapomnij, co przed chwilą powiedziałem.

Zapominasz, że ja nie zapominam – pogłaskał go po plecach i odsunął od siebie. – Do usłyszenia Edwardzie – obszedł samochód i wsiadł do środka wkładając kluczyk do stacyjki. Gdy silnik zamruczał cicho niczym pantera spojrzał na niego po raz ostatni, po czym odjechał w kierunku domu.

Tak. Do usłyszenia – szepnął do samego siebie i czekał aż samochód z Willem za kierownicą zniknie za horyzontem. Zamknął wszystkie bramy i ruszył z powrotem do domu. Z głupim uśmiechem otworzył drzwi i zamknął je na zamek. Starając się poruszać jak najciszej ruszył w kierunku swojego pokoju.

Ed? – odezwała się mama wychodząc z kuchni w szlafroku.

Tak? – odwrócił głowę w inną stronę zbyt zawstydzony.

Przystojniak już pojechał? – Kiwnięcie głową blondyna służyło za odpowiedź. – I jeszcze jedno kochanie. – Podeszła do niego lekko. – Ja wiem, że masz piękny i seksowny głos, ale twoi dziadkowie nie są zbyt młodzi i niektóre rzeczy przeżywają bardziej. To tak na przyszłość. – Kobieta pogłaskała go po policzku i ze szklanką wody w ręce udała się do swojego pokoju, który tak jak i pokój dziadków znajdował się na parterze.

Blondyn ogromnie zawstydzony pokonał schody w ekspresowym tempie i wskoczył do łazienki na szybki prysznic. To nieco ochłodziło jego ciało i tak jak obiecał Willowi szybko znalazł się w łóżku w telefonem w dłoni. Już się denerwował.