Jasnowłosy
chłopak od jakiegoś czasu siedział przy kuchennym stole. Z gorącym
herbacianym naparem w dłoni wystukiwał szybkim tempem klawisze na
ekranie dotykowego telefonu. Wysyłał instrukcje dotyczące
dokumentów, jakie powinny zostać zabrane z jego gabinetu, a jakie
dodane. Sam wykonywał ich treść, ale musiał na każdym z nich
posiadać pieczątkę i podpis kierownictwa szpitala. Dlatego teraz
korespondował z ich sekretarką, która swego czasu była w nim
zakochana, ale on skutecznie ukrócił jej zapędy mówiąc, że w
jego życiu nie ma miejsca dla kobiety. I wcale nie kłamał, ale
powód był zupełnie inny. Powiedział, że ma za dużo na głowie
by móc się nią opiekować tak jak na to by zasługiwała. Ona
zarumieniła się głęboko i przytaknęła ze zrozumieniem. Przez
chwilę Edowi wydawało się, że się rozpłacze, ale ona jedynie
uśmiechnęła się i życzyła mu szczęścia w przyszłości. Od
tamtego czasu kobieta odnosiła się do niego z większą niż
powinna zażyłością. Jemu to nie przeszkadzało, bo wiedział, że
się w niej nie zakocha, ale inne sekretarki w ich pokoju biurowym
wydawały się rozczarowane. Pewnie dla nich wyglądali jak zakochana
para, a dla Edwarda to było nawet na rękę by tak myślano. Miał
swego rodzaju osłonę przed zainteresowaniem.
Siedząc
przy stole nadal nie potrafił uciec myślom od spotkania Johna...
bał się i miał ku temu powód.
– Edward?
– jego uszu dobiegł głos mamy.
– Tak,
mamo?
– Stało
się coś? Coś niewyraźnie wyglądasz. Może źle się czujesz? –
zapytała z troską podchodząc do chłopaka, który spojrzał na nią
smutnym wzrokiem.
– John...
– To słowo wystarczyło by kobieta zrozumiała co się dzieje z
synem. Dobrze wiedziała jaki jest jej syn i co przez tego chłopaka
przeszedł.
– Nie
przejmuj się kochanie. On nie ma prawa cię dręczyć. Jak będzie
cię nachodził to po prostu zadzwoń na policję – kobieta
dotknęła piersi syna, na której pod koszulką widniały blizny,
których sprawcą pośrednim był właśnie John.
Po
wyznaniu miłości przyjacielowi, Ed został napadnięty przez kumpli
Johna z siłowni, którzy mieli za zadanie dać mu nauczkę... nie
tylko poprzez pobicie. Blondyn skutecznie się bronił, lecz nie
udało mu się unikać głębokich cięć na klatce piersiowej i
schwytania. Wtedy został uratowany przez pewną dziewczynę, która
chowając się za budynkiem zadzwoniła na policję. Tą dziewczyną
była jego teraźniejsza przyjaciółka Liz. Od tamtego czasu John
przeprowadził się i dokończył studia w innym mieście. Edwarda
nie obchodziło to, dopóki miał spokój. Ale teraz wszystko się
miało zmienić. Od nowa miało się zacząć dręczenie przez Johna,
któremu teraz nie zależało tylko na uszkodzeniu go, lecz również
na poniżeniu i zniszczeniu wszystkiego co zdążył przez te trzy
lata zbudować. Blondyn się obawiał, że nie jest na tyle silny by
przeciwstawić się temu człowiekowi. Gdyby miał jakieś
wsparcie... Westchnął głęboko i ucałował swoją matkę w czoło.
– Już
jest dobrze. Nie jestem już tym samym człowiekiem, co trzy lata
temu – uśmiechnął się z pewnością siebie, której tak
naprawdę wcale nie czuł. Nadal się bał, lecz był zdeterminowany,
by nie dać się zastraszyć kolejny raz. Policja zapewne będzie po
jego stronie, gdy dojdzie do jakiegoś incydentu. Jakby nie patrzeć
był docenianym i znanym lekarzem w tym okręgu. – Idę trochę
popracować. Muszę zająć się pewną sprawą.
– Tylko
nie przesadź. Masz czas do obiadu, potem będziesz musiał odpocząć.
Nie po to masz dzień wolny by także wtedy pracować.
Ed
przez chwilę stał w miejscu zastanawiając się czy mówić mamie o
jednej z ważnych rzeczy jakie kłębiły się w jego głowie odkąd
poznał Williama Collinsa.
– Mamo...
jest taki mężczyzna... – zaczął niepewnie, jednak decydując
się na wyznanie.
Ciemnowłosa kobieta od razu się ożywiła. –
Chcę zrobić na nim dobre wrażenie. Jest naszym dobroczyńcą, więc
osobiście chcę zebrać dokumentację.
– A
w ogóle jest godny zainteresowania? – zapytała uśmiechając się
delikatnie, ze wzrokiem pełnym miłości dotknęła dłonią
różowiejącego policzka syna.
– Sądzę,
że tak. Jest bardzo interesującym człowiekiem i mówię to
również, jako obywatel tego kraju. Jest bardzo oddany sprawie,
widać, że ma powody by pomagać. Musi pochodzić z zamożnej i
wpływowej rodziny, ale nawet, jeśli by tak nie było, to sądzę,
że jest wart bliższego poznania. – Chłopak uśmiechnął się
nieśmiało z całą czerwoną twarzą. Dawno nie mówił tak
zawstydzających słów.
– Synku,
jesteś bardzo uroczym i niewinnym chłopcem. – Kobieta przytuliła
się do swojego dziecka.
– M–mamo,
jestem dorosłym mężczyzną! – zaprzeczył żarliwie blondyn.
– Ale
to nie zmienia faktu, że nadal uroczym. A teraz idź zajmij się tym
co miałeś zamiar. Zawołam cię jak obiad będzie gotowy.
– Dobrze
– powiedział i chwilę potem zniknął w swoim pokoju.
Przechodząc
koło lustra stojącego obok szafy z ubraniami przystanął i
spojrzał na swoje odbicie. Z czerwonymi z zażenowania policzkami,
szybkim oddechem i napiętymi sutkami, które były doskonale
widoczne przez nadal mokrą i przyklejoną do jego ciała koszulkę,
wyglądał... lubieżnie i sam potrafił to stwierdzić. Sutki
zareagowały tak, a nie inaczej, bo koszulka przez to, że była mokra
ochładzała jego tors. Bezwiednie sięgnął palcami do swojej
klatki piersiowej i jęknął głośno, gdy jego wrażliwe skutki
zostały podrażnione. Widział swoje odbicie, gdy to robił...
cholera... czy on naprawdę tak wygląda? Tak... po prostu lubieżnie.
Zerwał kontakt wzrokowy ze swoim odbiciem i podszedł żwawym
krokiem do łazienki. Szybkim ruchem pozbył się ubrań i wszedł
pod prysznic. Jego męskość stała dumnie czekając na
zainteresowanie. Kto by pomyślał, że drażnienie sutków może
doprowadzić do takiego stanu. Gorącą dłoń owinął wokół
swojej męskości i nie czekając na nic zaczął nią w szybkim,
równym tempie poruszać. W górę i w dół. W górę. W dół.
Wielki finał nadszedł wkrótce potem, więc Ed zmył z siebie
wszystkie ślady orgazmu i umył się dokładnie.
Nagi,
jakiego go mama na świat wydała, ruszył po czyste ubrania. Założył
niebieskie, obcisłe bokserki i spodnie od czarnych dresów. Nie
zakładał nic na górę. Nikt go przecież nie widział. Sięgnął
po telefon, który zostawił na biurku i wybrał numer kierownika
szpitala, który wcześniej zostawił mu wiadomość, że odnotowali
wpłatę na konto szpitala w wysokości miliona dolarów z
dodatkowymi pięćdziesięcioma tysiącami, które bez wiedzy Eda,
zostały przelane na jego własne konto. Kierownictwo szpitala
wiedziało, że blondyn wyłożył ze swoich kieszeni kwotę
dorównującą właśnie tym pięćdziesięciu tysiącom. Will
naprawdę znał się na szacowaniu kosztów. Blondyn uśmiechnął
się i przyłożył telefon do ucha.
– Witam,
panie Edwardzie! – odezwał się wesoły głos ze słuchawki.
Rozmawiał z sekretarką kierownika Newmana. – Kierownik jest w tej
chwili na spotkaniu dotyczącym kosztorysu pańskiego oddziału.
Faksem zostały panu wysłane wstępne plany remontu oddziału
dziecięcego chorób zakaźnych.
– Szybcy
są – powiedział Ed zerkając na zegarek. Prośbę o dokumenty
wysłał około godziny temu, a dochodziła godzina trzynasta. Miał
jeszcze dwie godziny do obiadu.
– Tak,
kierownictwo jest bardzo wdzięczne darczyńcy, dlatego nie zwlekają
z działaniem. – Kobieta zaśmiała się przez telefon. –
Słyszałam, że spotkał się pan z nim osobiście.
– Dokładnie
tak. – Chłopak podszedł do swojego faksu w którym znalazł plik
dokumentów. Tutaj i w biurze posiadał faks, więc prosił
kierownictwo by w razie dnia wolnego dokumenty zostały przesyłane
do domu, a jak w pracy to do faksu biurowego. – Bardzo dziękuję
za dokumenty. Kiedy otrzymam resztę?
– Dzisiaj
o szesnastej. Zostanie również przygotowana kopia dla pana
Collinsa. W razie jakichś błędów proszę o skorygowanie. Ale to
raczej zbędne, gdyż pan sam już wcześniej większość z nich
przygotowywał czekając na zainteresowanie. Widzi pan, miałam
rację! – Kobieta w słuchawce wykrzyknęła z triumfem.
– A
z czym, jeżeli mogę spytać? – zdziwiony uniósł brew, lecz po
chwili jego wyraz twarzy wrócił do normalnego, bo przecież kobieta
nie mogła tego zobaczyć.
– Że
to dzięki panu nasz szpital zostanie zauważony. Pański geniusz
jest czymś niezwykłym! Taki młody i już ordynator! – Kobieta
emocjonowała się, na co blondyn nieco przygasł. Nie lubił jak
oceniają go na podstawie posiadanej wiedzy.
– Dziękuję
jeszcze raz za dokumenty. Do usłyszenia.
– Tak,
miłego dnia!
Ed
rozłączył się i z dokumentami w dłoni usiadł przez laptopem
zabierając się za ich przeglądanie oraz ewentualne poprawianie. W
pokoju od pewnego czasu było słychać szelest przewracanego papieru
i stukania klawiszy komputera. Pięć minut przed godziną piętnastą,
matka chłopaka zapukała do drzwi jego pokoju. Zero odpowiedzi.
Zapukała jeszcze raz i teraz nieco mocniej. Nadal bez odzewu. Lekko
zaniepokojona otworzyła drzwi i zobaczyła swojego syna siedzącego
przed biurkiem przy stosie dokumentów, bardzo pochłoniętego
wykonywaną czynnością. Podeszła do niego cicho i dotknęła
ramienia. Chłopak podskoczył lekko przestraszony i odwrócił głowę
w stronę właścicielki owej dłoni. Uspokojony odłożył trzymany
dokument i spojrzał na zegarek. Była już prawie godzina piętnasta,
a to oznaczało, że przez dwie godziny non stop wertował dokumenty
dokładnie jej sprawdzając. Nie mogło w nich być żadnego błędu.
Szarooki przeciągnął się mocno i podszedł do szafy by zmienić
swój ubiór. Tylko przy matce nie wstydził się swoich blizn. Na
nagi tors założył bordowy sweter z kaszmiru. Uwielbiał dotyk tego
materiału na skórze. A w miejsce dresowych spodni założył
opinające pośladki i uda ciemne dżinsy. Tak ubrany zszedł w
towarzystwie mamy do jadalni na obiad. Podczas posiłku cała czwórka
rozmawiała na mało znaczące tematy. Dziadkowie pytali o pracę
Eda, a on dziadków, czy czasem nie potrzebują pomocy na działce za
ich domem na obrzeżach miasta. Powiedzieli, że o tej porze roku nie
ma wiele do zrobienia, lecz może na lato z chęcią przyjmą jego
pomoc. Po napełnieniu żołądka, Ed wrócił z powrotem do pokoju.
Zauważył, że otrzymał już drugi plik dokumentów. Obejrzał
dokładnie zawartość, dając sobie na to kilka minut i nie widząc
już żadnych błędów włożył gotowy plik do koperty. Teraz nie
pozostawało mu nic, jak zadzwonić do Willa i powiadomić, że
dokumenty są gotowe. I udało mu się je skompletować dzięki
wolnemu dniu.
Nie
zwlekając już dłużej Ed chwycił za leżący na blacie biurka
telefon, a w drugą rękę złapał karteczkę z numerem Willa.
Wpisując cyfry w ekran wybierania zaczął się stresować. A co
jeśli mu przeszkadza? Bał się tego, ale sam Will mówił, aby do
niego zadzwonił, gdy dokumenty będą już gotowe. A właśnie były.
Gdy cały numer znalazł się na ekranie blondyn sprawdził
poprawność by jak najdłużej przeciągnąć moment konwersacji.
Jednak teraz, gdy numer był wprowadzony poprawnie, nie pozostało mu
nic innego jak nacisnąć zieloną słuchawkę i przyłożyć
urządzenie do ucha. Z szybko bijącym sercem wsłuchiwał się w
dźwięk sygnału łączenia.
Will
właśnie wybrał się na wieczorny jogging, co pozwalało mu
uporządkować myśli i dokładnie jeszcze raz przemyśleć wszystko,
co go ostatnio gnębiło. Bieganie relaksowało go i utrzymywało
jego ciało i sprawność fizyczną w doskonałej formie. Przemierzał
właśnie dziesiąty kilometr parkową alejką niedaleko swojego
osiedla, gdy telefon w kieszeni jego spodenek zawibrował. Mężczyzna
zwolnił tempo aż do szybkiego kroku i wyciągnął urządzenie.
Spojrzał na ekran, na którym migotał nieznany numer, zastanawiając
się, kto może dzwonić o tej porze. Przez chwilę nie odbierał
pozwalając by telefon dzwonił. Musiał unormować oddech. Jego
klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Dopiero po chwili
przeciągnął palcem po ekranie i przyłożył telefon do ucha.
– William
Collins...
Blondyn
sapnął cicho słysząc nieco zasapany głos Willa. Taki był
jeszcze bardziej seksowny. Zastanawiał się jakby taki głos brzmiał
na żywo tuż przy jego uchu.
– Will?
Z tej strony Edward Moore. Widzieliśmy się wczoraj. Dzwonię by
powiadomić, że mam już gotową dokumentację – powiedział
szybko starając się by jego głos nie drżał za bardzo.
Will
uśmiechnął się się lekko słysząc głos chłopaka. Postarał
się by jego własny był jak najbardziej zbliżony do normalnego po
tak intensywnym biegu i odezwał się opierając jedną dłoń na biodrze:
– Świetnie
Ed. Kiedy mogę je od ciebie odebrać? – zapytał, mając nadzieje
na jak najszybsze zobaczenie się z mężczyzną.
– Kiedykolwiek.
Nawet w środku nocy – powiedział Ed cicho i uderzył się otwartą
dłonią w czoło. Dlaczego nie potrafi trzymać języka za zębami?
– Miałem na myśli, że dostosuje się do twoich planów. Jak dla
mnie to może być nawet teraz.
Brew
Willa automatycznie uniosła się ku górze, gdy usłyszał słowa
mężczyzny po drugiej stronie telefonu. Rozejrzał się po okolicy i
spojrzał na zegarek, myśląc intensywnie nad tym czy jechać po
dokumenty dziś, czy też pozostawić spotkanie z Edem na jutrzejszy
dzień.
– W
środku nocy? – W jego głosie dało się słychać rozbawienie. –
Powiedz mi gdzie mógłbym cię dzisiaj złapać tak za jakąś
godzinę? – Jeszcze raz spojrzał na zegarek. Godzina wystarczyłaby
mu do powrotu do domu i wzięcie szybkiego prysznica po treningu. O
siódmej byłby gotowy spotkać się z Edem.
Blondyn jęknął cicho
słysząc żartobliwy ton niebieskookiego mężczyzny po drugiej
stronie. Znów w jego policzki uderzyło gorąco.
– Jestem
u siebie w domu, więc chcesz wpaść do mnie czy może spotkamy się
gdzieś na mieście?
– Będę
u ciebie za godzinę – rzekł uśmiechając się lekko sam do
siebie i zawracając w kierunku domu. – Podaj mi tylko adres. Mam
nadzieję, że nie mieszkasz na samym końcu miasta? Chociaż wtedy
wyrobiłbym się akurat na noc. – Miękki głos, jaki wydobył się
z jego ust, sam go zaskoczył. Nie mógł powstrzymać się przed tym
komentarzem. Już wyobraził sobie Eda, który rumieni się po
drugiej stronie słuchawki, przystępując z nogi na nogę.
Blondyn
zażenowany komentarzami dotyczącymi jego wcześniejszej wypowiedzi
wypowiedział szeptem własny adres. Miękkość głosu mężczyzny
sprawiła, że upadł na kolana nie mogąc dłużej ustać.
– Auć
– syknął cicho, niestety jego dłoń zbyt wolno zasłoniła usta.
– Ed?
Coś się stało? – zapytał już poważnie Will, przyspieszając
kroku, by jak najszybciej zobaczyć Eda. Nie miał pojęcia, dlaczego
chłopak tak na niego działał. Widział się z nim zaledwie
godzinę, a myśli o nim natrętnie zawracały mu głowę przez cały
wczorajszy i dzisiejszy dzień.
– Nic.
Upadłem – wyznał zażenowany, chowając twarz w wolnej dłoni.
Cholerny Will i jego cholerny głos. – Nic poważnego.
Ten
mężczyzna kiedyś doprowadzi Eda do zawału, albo skutecznego
potłuczenia kolan.
– Znowu?
Twoja przyjaciółka miała jednak racje – skarcił go delikatnie,
nie mając świadomości, że tym razem nie było to przemęczenie a
jego własny głos. – Będę u ciebie za godzinę. Możesz się
rozłączyć, albo potowarzyszyć mi w drodze do domu – zaśmiał
się lekko i podłączył do telefonu słuchawki, by móc rozmawiać
z Edem w trakcie truchtu, jeśli tego by sobie zażyczył. Sam
telefon znów wylądował w jego kieszeni.
– To
nie to! – zaprzeczył szybko, ale jeszcze szybciej zamilkł, bo nie
miał pojęcia jak ma to wytłumaczyć by nie wyjść na jakiegoś
idiotę. – Cóż... wczoraj po powrocie znów miałem zawroty
głowy, ale poszedłem wcześniej spać i dzisiaj czuje się lepiej.
Miałem wolne – dodał. – I nie mam nic przeciwko rozmowie –
powiedział nieśmiało, wstając z podłogi i siadając na łóżku.
– Świetnie.
Postaram się zbytnio nie sapać ci do słuchawki – zapewnił go
zadowolony, że może z nim porozmawiać. Jego głos przez telefon
był zupełnie inny niż na żywo, ale i tak bardzo mu się podobał.
– Och
– wykrzyknął cicho blondyn rozumiejąc powód zasapanego głosu
chłopaka. – Biegasz.
– A
myślałeś, że co robię? – nie mógł powstrzymać śmiechu
znając już odpowiedź. Westchnął starając się znów wpaść w
rytm wdechów i wydechów, z którego sam się wytracił śmiechem.
– Cóż.
– Blondyn również się zaśmiał, rumieniąc na myśl, że Will
jest aż za bardzo domyślny.
– Nie
miałem pojęcia, że mieszkasz tak niedaleko. Czasami chodziłem w
tamte okolice na spacery... ale nigdy cię nie widziałem. Mieszkasz
sam? – zapytał Will z ciekawości i lekko przyspieszył.
– Nie,
mieszkam z mamą. Mnie często nie ma w domu, więc to może być
powodem... – zamilkł nagle przypominając sobie spotkanie Johna
nie tak dawno temu. A co jak ten idiota zrobi coś Willowi? Nagle
poczuł się słabo wyrażając sobie najgorszy scenariusz. I co on
ma teraz zrobić? – Cz-często
biegasz? – zapytał nienaturalnie pogodnym głosem.
– Codziennie
– odrzekł, wyczuwając nagłą zmianę głosu mężczyzny. Uznał
jednak, że nie są na tyle blisko by zaczął go wypytywać o
problemy, jakie go dręczą. To mogłoby być uznane za niegrzeczne
– Will,
muszę ci coś powiedzieć... – Chłopak powiedział tajemniczo nie
wiedząc jak ująć w słowa swoją myśl.
– Zamieniam
się w słuch – rzekł lekko, a ciekawość, co takiego ma mu do
powiedzenia Ed zżerała go od środka.
– Moja
mama jest bardzo kochaną kobietą, ale czasami mówi za dużo. Jak
zacznie gadać, jaki ja to byłem piękny gdy byłem dzieckiem
uciekaj gdzie pieprz rośnie! – mówiąc to Ed zaśmiał się
głośno. Jego dobry humor znów wracał. – Szybko uciekniemy do
mojego pokoju, tam nie ma wstępu, ale czasem może złapać gościa
za ramię i wciągać do rozmowy. Uprzedziłem mamę o twoim
istnieniu, ale... – zamilkł i zarumienił się po same uszy
odtwarzając w myślach jak jego słowa zabrzmiały. – T–to nie
tak! Dlaczego nie potrafię się po ludzku wysłowić? – zapytał
retorycznie, zrozpaczony.
– Ed...
– głos bruneta zabrzmiał uspokajająco. Will nawet nie pomyślał
o innym znaczeniu tych słów. Dlaczego Edward wychwytywał takie
niuanse z rozmowy? Zanotował w pamięci, że musi go o to zapytać,
ale jak się uspokoi. – Uwielbiam jak zapominasz słów gdy emocje
biorą nad tobą górę – pocieszył go i z ulgą wbiegł do
swojego ogrodu. Wszedł do środka czując przyjemny zapach ciasta,
które piekła Betty. – Z twoją mamą sobie poradzę i chętnie ją
poznam... a teraz muszę kończyć. Idę pod prysznic – to mówiąc
już pozbył się koszulki i odrzucił ją na sofę w salonie.
– Dobrze,
to czekam – powiedział cicho i teraz wydawało mu się, że
zabrzmiał jak nastolatka czekająca na randkę. A może myśli za
dużo?
Will
rozłączył się i odłożył telefon na szafkę w łazience. Po
szybkim prysznicu, który zmył z niego pot po biegu, ubrał się w
szary sweter, spod którego wystawał kołnierzyk miętowej koszuli i
ciemne dżinsy, w których wyglądał obłędnie. Wysuszył włosy,
układając je w artystycznie nieład i zgarnął z salonu kluczyki
do swojego nowego Lexusa LF–LC, którego kupił wczoraj.
– Wychodzę
Betty! – krzyknął i już go nie było. Wyjechał z garażu autem
i ruszył pod wskazany adres, chcąc jak najszybciej stanąć znów
twarzą w twarz z Edem.
Ed
zachichotał cicho przypominając sobie słowa Willa. Lubi, gdy Ed
nie może znaleźć słów, kiedy emocje biorą nad nim górę.
Stanął przed lustrem i spojrzał na swoje odbicie. Sprawdził, czy
na pewno każda z blizn na jego ciele została ukryta i zszedł na
dół do mamy i dziadków, którzy siedzieli w salonie.
– Mamo
– zwrócił się do kobiety, która razem z babcią grała w
pokera. – Przyjdzie do mnie ten, o którym ci mówiłem. Mam dla
niego dokumenty, więc proszę nie mów mu nic głupiego, dobrze?
– Tego
nie mogę obiecać. – Kobieta uśmiechnęła się pod nosem widząc
minę syna, który bał się jej wybryków. – To ten, o którym
mówiłeś, że jest godny zainteresowania?
– Dokładnie.
Ale nie mów mu tego! – wykrzyknął nagle przerażony. Babcia
zachichotała, a dziadek schował się za gazetą by ukryć swój
uśmiech. Dużo można było zarzucić rodzinie Eda, jak np. to, że
są nadopiekuńczy albo śmieją się z jego zawstydzonej miny, ale
nigdy nie powiedzieli złego słowa na to, że jest gejem. Wręcz
przeciwnie. Cała trójka bardzo go wspierała.
Will
zatrzymał swoje auto pod jednorodzinnym domkiem, jeszcze raz
sprawdzając czy adres się zgadza. Nie było jednak mowy o pomyłce.
Droga zajęła mu około dwadzieścia minut, podczas których ciągle
zastanawiał się, a zarazem martwił, by mama Eda nie poznała w nim
syna senatora Collinsa. Nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział.
Wstydził się tego, co robił ojciec i nie zniósłby gdyby myślano,
że jest taki sam. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z
auta. Jedno kliknięcie na kluczyku wystarczyło, aby samochód
zamigotał oznajmiając, że jest pozamykany. Obszedł je i przeszedł
przez bramkę, po czym brukowaną alejką dotarł prosto pod drzwi
domu, w którym mieszkał Ed. Westchnął i nacisnął dzwonek.
Blondyn
podskoczył słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. Jego serce zaczęło
grać w takt tylko sobie znanego skocznej melodii. Na miękkich, lecz
lekkich nogach podszedł do drzwi myśląc, że korytarz, na końcu
którego znajdowało się wyjście nigdy się nie skończy. Stojąc
już z dłonią na klamce westchnął głęboko i otworzył drzwi.
Dał sobie kilka sekund by przyjrzeć się mężczyźnie, który
prezentował się jak zawsze świetnie i z szerokim uśmiechem
powiedział:
– Cześć.
– Witaj
Ed – zachłannym spojrzeniem omiótł jego całą postać, po
chwili jednak przywołując się do porządku. Mężczyzna wyglądał
na rozluźnionego i beztroskiego. Dla Willa taki widok był bardzo
przyjemny dla oczu. Przez chwilę poczuł się tak, jakby znali się
od dłuższego czasu i mieli za chwilę paść sobie w ramiona. W
końcu poczuł się spokojny. Cały dzień nerwowego myślenia o
lekarzu, którego poznał niespełna dobę temu zmęczył go do tego
stopnia, że ponowny widok jego pięknego uśmiechu podziałał na
niego kojąco. – Dziwnie widzieć cię bez fartucha – rzekł po
chwili i wlepił w niego swoje błękitne spojrzenie, a ten w
odpowiedzi zaśmiał się cicho.
– Też
się do niego przyzwyczaiłem. Proszę, wejdź – otworzył szerzej
drzwi, wpatrując się w oczy swojego gościa. Nie znali się długo,
ale Ed mógł powiedzieć, że w jakiś sposób są sobie bliżsi. –
Oho. Idzie – szepnął na widok mamy, która pomimo chorych stawów
szła żywiołowym krokiem.
– Witam,
młody człowieku! – kobieta uśmiechnęła się, a on westchnął
z rezygnacją mówiąc bezgłośnie w stronę Willa: „zawsze taka
jest”.
Will
uśmiechnął się do niej serdecznie uważnie obserwując jej twarz
jakby wyszukiwał podobieństwa między nią, a jej synem. Znalazł i
to nie jedno. Chwycił delikatnie jej dłoń, którą mu podała i
musnął lekko ustami jej wierzch, po czym znów spojrzał w jej
oczy. To zawsze pozwalało mu bardziej poznać człowieka. Oczy nie
kłamały i nigdy nie zwodziły.
– Miło
mi panią poznać, pani Moore.
Ed
szeroko się uśmiechnął na taki pokaz. Nie wiedział, że Will
jest tak szalenie szarmancki. Podobało mu się to, ale jednocześnie
zastanawiał się jak to możliwe, że taki człowiek nie należy do
jakiejś kobiety. Po chwili wyrzucił te myśli z głowy i wzruszył
ramionami. Lepiej dla niego, to znaczy dla przyszłego partnera
Willa, o ile teraz go już nie ma. Te myśli otrzeźwiły blondyna.
Przecież nie jest gdzieś napisane, że Will jest singlem.
Dyskretnie uderzył się w czoło otwartą dłonią i zwrócił do
mamy.
– To
jest Will Collins, darczyńca na rzecz oddziału, którego jestem
ordynatorem. – Teraz odwrócił się do Willa. – To jest Liliana
Johes–Moore, była śpiewaczka operowa. A skoro powitania mamy za
sobą, zapraszam cię do mojego pokoju. Wspólnie obejrzymy dokumenty
– odwrócił się by skierować gościa we właściwą stronę.
Spojrzał przez ramię czekając na Willa aż do niego dołączy.
Will
uśmiechnął się do mamy Eda i po chwili ruszył za chłopakiem,
który najwyraźniej tak, jak uprzedził przez telefon nie chciał,
aby jego mama palnęła coś głupiego przy gościu. To lekko
rozbawiło mężczyznę. Liliana sprawiała wrażenie osoby bardzo
miłej i z chęcią porozmawiałby z nią o małym Edwardzie, który
musiał być z pewnością bardzo ujmujący. W drodze do pokoju Will
nie mógł opanować swojej potrzeby zerknięcia na tyłek Eda, który
w tych spodniach był świetnie uwydatniony. Doskonały kształt.
Taki, jaki lubił. Niezbyt płaski i niezbyt okrągły. W sam raz na
to, żeby... Stop Williamie, skarcił się w myślach za takie
fantazje.
– A
jeszcze jeden mały szczegół. – Edward przystanął i uśmiechnął
się przepraszająco do Willa. – Mamo, gdzie je tym razem
położyłem?
– W
kuchni koło chlebaka – nadeszła natychmiastowa odpowiedź.
– Poczekaj
chwilę. Możesz zdjąć ubranie wierzchnie.
Mężczyzna
pospieszył do kuchni i po chwili wrócił z przedmiotem, który
odbijał światło. To coś posiadało dwa szkła i zakładało się
na nos. Chwilę potem przedmiot znalazł się tam, gdzie powinien. Ed
zawsze zapominał, by je nosić. W efekcie tego głowa go już trochę
bolała, więc teraz nie miał wyboru jak przedmiot wcisnąć na nos.
Podjęli wędrówkę i weszli do pokoju. Ed zamknął drzwi i rzucił:
– Rozgość
się.
Will
zdjął z siebie skórzaną kurtkę i rzucił ją na oparcie fotela,
rozglądając się po pokoju Eda, który można było nazwać
przytulnym. Wolał jednak przyglądać się czemuś innemu, a raczej
komuś innemu.
– Okulary?
– podszedł do niego bliżej chcąc się mu przyjrzeć dokładniej.
Po chwili uśmiechnął się i spojrzał mu prosto w oczy. – Więc,
na co dzień nosisz soczewki? – stwierdził czując zbyt wyraźnie
bliską obecność mężczyzny.
– Dokładnie.
Dziwnie wyglądam? – zapytał patrząc uważnie na drugiego
mężczyznę. Gdy podszedł do niego to praktycznie czuł jego
ciepło. Gdyby podszedł jeszcze bliżej to nie wiedział, co by
zrobił. Przygryzł dolną wargę, co zawsze robił, gdy był w
jakimś stopniu zdenerwowany. I czekał.
– Nie.
Bardzo.. – Mężczyzna przez chwilę zastanowił się nad doborem
odpowiedniego słowa, które by oddało dobrze to, co widział przed
sobą, ale każde wydawało się być do niczego – seksownie, Ed...
– Skierował wzrok na jego wargę, czując jak atmosfera napięcia
między nimi rośnie z sekundy na sekundę. – Nigdy nie całowałem
mężczyzny w okularach – szepnął wpatrując się w te szare
oczy, czując jak dziwny dreszcz przebiega po jego ciele. Zawsze to
czuł, gdy w nie patrzył i uznał, że to bardzo przyjemne uczucie.
– S–seksownie?
– Blondyna zatkało. Nie wiedział jak ma zareagować, a słysząc
dodatkowo tekst o pocałunku zarumienił się malowniczo. Nie mógł
nie odpowiedzieć. – A ja nigdy nie całowałem nikogo – wyznał
i znów zamilkł. Przy tym mężczyźnie nie potrafił kłamać i nie
odpowiadać patrząc w te oczy. Ten człowiek działał na niego
pobudzająco. Blondyn sapnął cicho i znów przygryzł wargę
starając się odwrócić wzrok, ale w jakiś sposób nie potrafił.
Brew
Willa powędrowała w górę w geście zdziwienia. Czyżby Ed był
prawiczkiem? Poczuł jak jego serce przyspiesza
– Naprawdę?
– Nie mieściło mu się w głowie, że ktoś taki jak Ed, ktoś
kto tak malowniczo się rumienił właśnie i przegryzał tę wargę
nigdy z nikim nie był. To było niemożliwe, a zarazem Will poczuł
uczucie zadowolenia, że mógłby być tym pierwszym. Pozostała
kwestia tego, czy Ed był gejem. Jeśli tak to nie pogniewałby się
gdyby go pocałował, jeśli nie mógłby go znienawidzić i poczuć
do niego obrzydzenie.
– T–tak
jakoś wyszło. M–miałem złe doświadczenia w tej materii,
więc... nie ważne. Mam kompleksy, więc byle komu nie pozwalam się
dotykać. To może być tylko ktoś wyjątkowy – powiedział cicho.
Odwrócił w końcu wzrok. – Wielu chciało mnie wykorzystać, ale
w porę się otrząsałem. Dlatego nienawidzę własnego geniuszu. To
on jest przyczyną tego wszystkiego. Od tamtej pory nikomu nie
pozwalam się dotknąć.
Blondyn
westchnął znów patrząc na niebieskookiego.
– Nie
myśl o mnie źle. I najlepiej będzie jak zapomnisz o tym, co
mówiłem.
Will
zbliżył się jeszcze bardziej i nachylił lekko w jego stronę i
szepnął do ucha.
– Ja
nie zapominam.
Gdy
to mówił ciepły oddech owiał kark młodego lekarza. Will
przesunął wargami po policzku Eda, wyczuwając pod nimi jego ciepłą
i delikatną, a na dodatek pięknie pachnącą skórę. Dłońmi
odszukał jego dłonie i splótł ich palce. Ustami zszedł wzdłuż
linii jego szczęki
– Ładnie
pachniesz – stwierdził mrucząc cicho.
Blondyn
zadrżał lekko na ten gest. Jego chłodne palce zostały schwytane w
ciepłe, gładkie, delikatne i trochę większe od jego własnych
dłonie. Will budził w nim namiętność, o której nie zdawał
sobie sprawy, że ją posiada.
– Will
– jęknął w odpowiedzi na czułe pieszczoty. Jego nogi zrobiły
się dziwnie miękkie i gdyby nie dłonie mężczyzny trzymające
jego to z pewnością by upadł. – Przestań, bo zacznę sobie
wyobrażać zbyt wiele – znów jęknął nie mogąc powstrzymać
ust przed wydawaniem tych dźwięków.
Will spojrzał na niego
wzrokiem pełnym zachłannego pragnienia, po czym lekko przeniósł
wzrok na jego zaczerwienioną wargę. Zbliżył swoje usta do ust
lekarza, by po chwili poczuć jak się stykają. Zupełnie zignorował
jego komentarz. Chciał go pocałować odkąd pierwszy raz go ujrzał,
a teraz miał do tego możliwość. Lekko ugryzł jego dolną wargę
zaczynając lekko ją ssać, doprowadzając tym chłopaka do
szaleństwa.
Blondyn jęknął po raz kolejny oddając swoje usta w posiadanie drugiego mężczyzny. Nie wiedział, dlaczego, ale był w stanie tu i teraz oddać się mu, ignorując czerwoną lampkę, która zapaliła się w jego głowie. Coś w nim mówiło, że to nie jest dobry pomysł. Otworzył lekko usta, z których wymknął się drżący oddech.
Will uznał to za znak, że może posunąć się odrobinę dalej. Poczuł ciepły oddech blondyna na swoich ustach, co całkowicie nim zawładnęło. Ostrożnie wsunął język do jego ust, badając każdą przestrzeń, sprawiając, że ich pocałunek stał się bardziej namiętny. Położył sobie jego dłonie na ramionach, swoje zaś przeniósł na jego biodra delikatnie je masując.
Ręce Eda nieco drżały gdy zostały ułożone na ramionach Willa. Jego teraz ciepłe dłonie wczepiły się w kark mężczyzny, który go całował. Język w jego ustach był tak gorący, że blondyn nie mógł nic poradzić na głębokie westchnienie. Dołączył swój język do zabawy starając się nieudolnie oddać pocałunek. Jego policzki płonęły, a okulary nadal będące na nosie nieco się przekrzywiły. Will westchnął, czując jak Ed próbuje dorównać jego ruchom języka. Nieporadnie i miło drażnił jego język. Dłońmi zaczął badać plecy mężczyzny, przysuwając go do siebie znacznie bliżej. Ich ciała stykały się i teraz brunet mógł wyczuć nierówne unoszenie się klatki piersiowej Eda. Językiem próbował naprowadzić jego język, by wykonywał prawidłowe ruchy. Czuł, że przyjemne gorąco zalewa jego ciało centymetr po centymetrze. Dłońmi mocniej ścisnął jego biodra i przysunął do swoich.
Ed był tak ekstremalnie zawstydzony, że czuł jakby jego ciało w objęciach mężczyzny roztapiało się. W pozytywnym sensie. W odpowiedzi na błądzące na jego plecach ręce, Ed swoimi własnymi delikatnie czochrał włosy mężczyzny. Czuł jak po jego brodzie ścieka ślina. Niebieskooki przyciągnął jego biodra do swoich, ale Ed starał się zapobiec temu by Will nie odkrył, że podniecił się samym pocałunkiem.
– Will
– jęknął głośno przerażony tymi dźwiękami. Nie miał nad
nimi żadnej kontroli.
– Ciii
Ed – uspokoił mężczyznę czując jak drży w jego ramionach.
Miał nadzieję, że to tylko z podniecenia, a nie z innych
negatywnych emocji. Zamruczał przeciągle czując jak palce młodego
lekarza przeczesują jego włosy. Miłe uczucie, do którego mógłby
się przyzwyczaić. Mocniej przyciągnął go do siebie, a gdy już
się zetknęli, jego całujące usta ułożyły się w kształt
uśmiechu, gdy wyczuł na swoim udzie erekcje Edwarda. To upewniło
go ostatecznie w tym, że chłopak jest taki sam jak on. Powoli
zszedł pocałunkami na szyję młodego lekarza, raz całując, a raz
przegryzając delikatną skórę wokół jego grdyki.
– J–jak ty to robisz? – Blondyn oddychał nierówno i zdecydowanie za szybko. – Dziwnie się czuje... strasznie mi gorąco, i l–ledwo co stoję. W–Will – krzyknął czując usta mężczyzny na swojej szyi, która była jego punktem erogennym. Will całując to miejsce nie wiedział, że po ciele szarookiego przechodziły prądy podniecenia, zalewając je ogromnymi falami. – Will – Blondyn pisnął przerażony, chwiejąc się na nogach.
– J–jak ty to robisz? – Blondyn oddychał nierówno i zdecydowanie za szybko. – Dziwnie się czuje... strasznie mi gorąco, i l–ledwo co stoję. W–Will – krzyknął czując usta mężczyzny na swojej szyi, która była jego punktem erogennym. Will całując to miejsce nie wiedział, że po ciele szarookiego przechodziły prądy podniecenia, zalewając je ogromnymi falami. – Will – Blondyn pisnął przerażony, chwiejąc się na nogach.
Will był
zafascynowany tym, jak działał na Eda, a to przecież były tylko
niewinne pocałunki. Mężczyzna był bardzo wrażliwy na pieszczoty,
co go bardzo zadowalało
– Edwardzie...
radzę ci być trochę ciszej, jeśli nie chcesz by rodzina ruszyła
ci na ratunek. A to po prostu praktyka – wyszeptał w jego skórę,
ponownie całując to wrażliwe miejsce i wsłuchując się w jęk
chłopaka. Musiał go mocniej przytrzymać, gdyż czuł jak blondyn
powoli traci władzę w nogach, co było niezwykłe. Will przesunął
swoją dłoń na erekcję Eda, delikatnie pocierając ją przez
materiał spodni. Jego usta powędrowały tymczasem znów na
rozpalone i gorące wargi chłopaka rozpalając je jeszcze bardziej.
– Will...
– Blondyn szepnął w usta partnera. – Masz rację – sapnął.
Jego usta znów zostały zaatakowane. Zdawał sobie sprawę, że Will
jest bardzo wprawnym i niezwykle namiętnym kochankiem. Jakoś nie
czuł dziwnych sensacji, gdy ten go dotykał. Czy może to w końcu
ten jego wymarzony partner? Gdy poczuł na swojej erekcji dłoń,
która nie była jego własną, Ed wbił paznokcie w ramiona Willa. –
Nie – szepnął. Chwilę potem jego usta były namiętnie całowane,
a on sam zaczął pomału uczyć się, na czym ta sztuka polega.
Czuł, że jego wargi są całe czerwone i napuchnięte. Mimo tego
nie mógł nie dać się nie całować.
– Nie
chcesz? – zapytał, spoglądając na mężczyznę na chwilę
odrywając swoje usta od jego ust i przypatrując się czerwonym
wargom, które przed chwilą namiętnie całował. Jego dłoń
znieruchomiała. Nie chciał go przestraszyć, ani zrazić, będąc
zbyt nachalnym. Widząc troszkę śliny na brodzie chłopaka nie mógł
się powstrzymać by jej nie zlizać. Zamruczał i utkwił wzrok
pełen pożądania w szarych oczach blondyna.
– Nie
w tym rzecz. Gdy t–to zrobisz to dla mnie i mojego serca nie będzie
już odwrotu. Nie chcę znów tego przechodzić – Ed spojrzał na
niebieskookiego wilgotnym wzrokiem. – Nigdy się nie k–kochałem,
ale byłem bliski bycia ofiarą gwałtu. Mam ohydne c–ciało i boję
się kochać. To wszystko jest tak cholernie skomplikowane! –
Blondyn warknął i wyrwał się z objęć Willa by usiąść. Zdjął
okulary i schował twarz w dłoniach. Jego ciałem targały dreszcze.
Will
przez chwilę stał zamurowany w tym samym miejscu, w którym przed
chwilą się całowali. Nie miał pojęcia, że Ed zareaguje tak
gwałtownie na jego ruch. Nie miał też pojęcia o tym, że ktoś
próbował go skrzywdzić. Poczuł narastający gniew, na tego kogoś.
Irracjonalny, bo przecież znał Eda tylko dzień. Czy dzień
wystarczyłby by zupełnie się w kimś zatracić? Westchnął i kucnął
przed chłopakiem opierając dłonie na jego kolanach by utrzymać
równowagę.
– Wybacz,
więc mój nietakt – rzekł cicho spoglądając na chłopaka,
którego miał przed sobą. – Chcesz o tym porozmawiać? –
zapytał niepewnie pierwszy raz znajdując się w takiej sytuacji.
– Ułożyłoby
mi gdyby ktoś inny jeszcze wiedział. Tylko Liz wie – wziął
drżący oddech i położył dłoń na dłoni Willa. – Lubię cię,
wiesz? – uśmiechnął się nieśmiało z delikatnym rumieńcem. –
Kiedyś byłem zakochany w swoim przyjacielu Johnie. On mnie zranił
mówiąc że jestem obrzydliwy, że to nienormalne. W odpowiedzi
nasłał na mnie swoich kolegów. Mieli mnie pobić, ale jednak nie
tylko. B–było ich sześciu. Jeden z nich zranił mnie na piersi
nożem. Umiem się bronić, ale przecież było ich tylu. Nikt nie
dałby rady. Dwóch złapało mnie od tyłu. Wyjęli sznur i
skrępowali mi ręce. Brzuchem do dołu przycisnęli mnie do ziemi, a
moje biodra zostały uniesione do góry. Wiedziałem, co to oznacza.
Krzyczałem i szarpałem się, ale oni nawet nie drgnęli.
Blondyn
pobladł i zacisnął szczęki.
– Zdjęli
mi spodnie i zaczęli coś wkładać we mnie. To były palce jednego
z nich. I gdy już miało dojść do... usłyszałem krzyk
dziewczyny, która mówiła, że policja już w drodze. To była Liz.
Uratowała mnie – szepnął przymykając oczy. Will czuł jak coraz
większa wściekłość w nim wzbiera. Mocniej zacisnął szczęki, a
jego oczy lekko pociemniały
– Nie
potrafię znaleźć cenzuralnych słów żeby to określić Edwardzie
– rzekł poważnie sięgając jedną z dłoni do policzka
mężczyzny, który już nie był taki gorący i pogłaskał go
delikatnie wzdychając ciężko. Teraz już w pełni rozumiał obawy
chłopaka przed pełnym zbliżeniem i chociaż bardzo tego pragnął,
nie był świnią, żeby nie wziąć tego pod uwagę. Jednocześnie
dotarły do niego słowa Eda, że go lubi. Poczuł się wyróżniony.
Usiadł obok chłopaka i wziął do ręki jego okulary przewracając
je w palcach.
– Dlatego
wstydzisz się swojego ciała? Pozostały blizny?
– Tak.
Przez nich mam blizny na piersi i dużą na plecach. – Blondyn
westchnął. – Mam jeszcze jedną, ale to już przez co innego.
Byłem kiedyś strasznie głupi. Ale to opowieść na inną chwilę.
– Blondyn westchnął i oparł się o chłopaka siedzącego obok. –
Wiesz, ta nasza znajomość jest szalona. Jak to się mogło tak
szybko zmienić? Nie to, że narzekam.
Will
uśmiechnął się lekko i pocałował go w czubek głowy.
– Znajomości
i bliższe kontakty między mężczyznami rozwijają się znacznie
szybciej niż między mężczyzną, a kobietą – wyjaśnił. –
Jesteśmy zbyt niecierpliwi i zbyt napaleni – zaśmiał się
odwracając głowę w jego stronę, ciągle myśląc o jego bliznach,
które pokrywały ciało Eda. To piękne, delikatne ciało. – A
przynajmniej ja taki jestem – dodał.
– Cóż.
Jesteś pierwszym facetem, który tak na mnie działa. – Blondyn
westchnął i dotknął swojej piersi. – To jest szalone –
szepnął. – Bardzo szalone. Jestem taki rozbity. Niepewny.
Zachowuje się irracjonalnie i nie rozumiem tego.
Blondyn
wstał i podszedł do biurka. Wziął do dłoni kopertę.
– To
są dokumenty. – Ed podszedł do nadal siedzącego mężczyzny i
nieco niepewnie usiadł mu na kolanach okrakiem. – Nawet nie wiem,
co teraz robię.
– Chyba
właśnie usiadłeś mi na kolanach... w bardzo swobodnej pozycji –
dodał Will również lekko zaskoczony i rozbawiony zachowaniem dotąd
nieśmiałego mężczyzny. Wziął od niego kopertę i odłożył
na bok, a okulary delikatnie założył na ich miejsce uważając by
mu przy tym nie zrobić krzywdy. – Bardzo
dobrze w nich wyglądasz – stwierdził i objął go w tali –
Nigdy z nikim nie byłeś. To normalne, że twoje ciało i umysł
reagują zupełnie inaczej niż zwykle. A to, że nad tym nie
panujesz jest urzekające – przejechał dłońmi w górę jego
pleców przysuwając go bliżej siebie.
Ed
uśmiechnął się pod nosem myśląc, że Will także go polubił.
Przysunął się bliżej mężczyzny i przytulił jakby był małym
dzieckiem siedzącym na kolanach mamy.
– Sądzę,
że powinieneś już iść. Musimy sobie obaj wszystko poukładać w
głowach. Dla mnie to nowość, ale twoja osoba jakoś mnie uspokaja.
A blizny... nadal się ich wstydzę. Są szpetne.
Blondyn
powoli przymierzał się do opuszczenia kolan mężczyzny. Will
przytrzymał go mocniej nie pozwalając mu na to. Chciał jeszcze
chwilę przytrzymać go w ramionach.
– Powinieneś
być z siebie dumny Edwardzie. Wytrzymałeś takie rzeczy, nigdy nie
ukrywając prawdziwego siebie – westchnął, zdając sobie sprawę,
jaki z niego jest tchórz. Nigdy nie przyznał się nikomu w swoim
otoczeniu o tym, że jest gejem. Wiedziała o tym jedynie Betty i
kochankowie, z którymi zaspokajał swoje potrzeby, ale oni szybko
znikali i o wszystkim zapominali. – Te blizny są tego przykładem
– rozluźnił uścisk ramion pozwalając chłopakowi na opuszczenie
jego kolan.
Szarooki chłopak spojrzał na Willa zmrużonymi oczami.
Nie wiedział jak ma to rozumieć. Czyżby przystojniak... ukrywał
prawdziwego siebie?
– Will.
– Ed szepnął mężczyźnie do ucha. – Nie warto ukrywać swoich
uczuć. Każdy zasługuje by być sobą, nieważne co. To w pewien
sposób ukazuje dojrzałość. Uważam, że byłem trzymamy w
ramionach przez prawdziwego ciebie, a może się mylę? – szepnął
nieśmiało.
Przyjemny
dreszcz przebiegł przez ciało mężczyzny, gdy ciepły oddech Eda
połaskotał jego skórę. Przymknął oczy rozkoszując się tą
subtelną pieszczotą i odsunął lekko od siebie chłopaka by
spojrzeć mu prosto w oczy.
– Tak...
to prawdziwy ja Edwardzie. Ty to rozumiesz... jesteśmy tacy sami,
ale niekiedy... ktoś z bliskich ci osób... z rodziny, zmusza cię
do ukrywania tego, kim naprawdę jesteś – uśmiechnął się
lekko. – Twoja mama jest naprawdę miłą kobietą – dodał
zazdroszcząc mężczyźnie. – Akceptuje cię takiego, jakim
jesteś?
– Tak.
Wspiera mnie tak jak i dziadkowie. Liz jeszcze wie i jej chłopak. W
pracy nawet nie wiedzą. Rozumiem, co masz na myśli. – Ed znacznie
posmutniał. – To smutne. Twoi rodzice nie akceptują tego?
– Moja
matka w ogóle się mną nie interesowała, więc pewnie byłoby jej
to obojętne. Rozwiodła się z moim ojcem pięć lat temu –
stwierdził po chwili zastanowienia. – A ojciec... – tu zrobił
dłuższą pauzę. – Moim ojcem jest Roger Collins, a to mówi samo
za siebie – mruknął po czym spojrzał na Eda i rozpromienił się.
– Ale to chyba nie czas i miejsce na takie tematy – oparł dłonie
na klatce piersiowej Eda pocierając kciukami przez materiał swetra
jego sutki. – A to tak, żeby ci się dobrze spało – szepnął
mu w usta. Przegryzł lekko jego wargę, którą po chwili possał by
złagodzić ból.
– Iiik!
– pisnął blondyn czując dziwne sensacje, gdy jego sutki zostały
podrażnione. Momentalnie stały się twarde i niewyobrażalnie
wrażliwe. Zadrżał i pozwolił się pocałować.
– Lepiej
przestań, bo nie będę miał sił i woli by cię puścić –
jęknął cicho w usta mężczyzny – I kojarzę twojego ojca.
Wiedz, że cię wspieram... cokolwiek postanowisz.
– To
bardzo miłe z twojej strony – odrzekł i delikatnie, lecz powoli
wsunął dłonie pod sweter Eda aż dotarł nimi do sutków, już
twardych i pięknie odstających. Zaczął je drażnić masując,
ściskając między palcami i szczypiąc.
– Nie,
nie, nie. Moje blizny! Nie patrz – jęknął starając się
odepchnąć dłonie mężczyzny, ale nie miał siły. To było zbyt
zniewalające uczucie. – N–nie patrz.
– Nie
będę patrzył Ed – spojrzał mu prosto w oczy. – Widzisz...
patrzę na ciebie... tam tylko cię dotykam... – wyszeptał w jego
usta. – Znów się podnieciłeś – zauważył czując jak coś go
uwiera.
– Twoja
wina – pisnął przygryzając wargę. Otworzył do tej pory
zamknięte oczy i sapnął patrząc w niebieskie spojrzenie cholernie
przystojnego faceta. I nagle przypomniał sobie swój sen. –
Will... moje marzenie senne się spełnia. Śniłeś m–mi się...
– Śniłeś
o mnie? – zapytał zaskoczony wysuwając dłonie spod jego swetra i
kładąc je na jego biodrach. Nie potrafił się na niego napatrzeć.
Nie potrafił nie poczuć gorąca gdy był blisko niego. Ed był w
jego oczach tak niewinny i dobry, że aż obawiał się, że go
skrzywdzi. Teraz jednak, gdy wyczuwał jego erekcję, widział jego
lekko rozchylone wargi, zarumienione policzki i słysząc lekko
przyspieszony oddech nie potrafił zahamować reakcji swojego
organizmu, czując jak dżinsy lekko napinają się w strategicznym
miejscu.
– T–tak
– zająknął się i spojrzał na Willa. Poruszył się lekko na
kolanach przystojniaka. – Nie wiem, co z tego było prawdą, ale to
był erotyczny sen. – Chłopak odwrócił wzrok nagle bojąc się
spojrzeć na Willa. – Może już wyjdź, bo palnę coś jeszcze
głupszego!
– Jeśli
wolisz... możesz mi to opowiedzieć przez telefon – zaczerpnął
powietrza, czując jak chłopak nieświadomie podrażnia jego
wrażliwe miejsce. – Ale chyba faktycznie powinienem już iść.
Chcesz żebym zadzwonił do ciebie wieczorem? – zapytał lekko
zsuwając go ze swoich kolan i przenosząc obok, mając
nadzieję, że chłopak nie zauważy tego, co się z nim działo.
– Czyli
teraz będziesz dzwonił? Już tęsknisz? – Blondyn zachichotał,
ale był również zdziwiony, z jaką łatwością Will go podniósł.
– Jestem aż taki lekki? I spójrz na zegarek. – Wskazówki
wskazywały prawie dwudziestą pierwszą.
– Chciałbym
usłyszeć twój sen i uporać się z moim na całe szczęście już
mniejszym problemem – dodał wstając z kanapy i zgarniając z
fotela kurtkę, którą płynnym ruchem nałożył na siebie.
Spojrzał na chłopaka – I tak... jesteś dla mnie lekki. Kurczę,
a miałem wpaść tylko po dokumenty.
Blondyn
uśmiechnął się szeroko i złapał nadal leżące dokumenty na
kanapie z zamiarem podania ich mężczyźnie. Pochodząc z nimi niby
niechcący je upuścił.
– Ups
– powiedział i z dziecinnym uśmiechem pochylił się celowo
odwracając się tyłem do Willa. Wyprostował się i podał
dokumenty mężczyźnie. – W razie problemów, dzwoń. Mój numer
już masz.
Will
sięgnął po dokumenty uważnie śledząc jego ruchy. Gdy wypiął
tyłek znów poczuł gorąco. Z trudem przełknął ślinę.
– Zrobiłeś
to celowo Edwardzie – wyszeptał czując jak głos uwiązł mu w
gardle, wobec czego gdy się odezwał brzmiał jeszcze bardziej
seksownie przez chrypkę. Już był myślami przy wieczorze. Gdy
zostanie sam ze swoją erekcją i obrazem Eda przed oczami wyobraźni.
– To
było moim celem – szepnął Ed rumieniąc się przez tą chrypkę,
jaką usłyszał u głosie Willa. Przystąpił z nogi na nogę i
przygryzł po raz kolejny wargę. Czuł się pewniej, ale nadal
obecność mężczyzny onieśmielała go.
– Żebyś
wiedział, że zadzwonię – ruszył do drzwi razem z chłopakiem. –
Jeszcze dziś. Sam sobie jesteś winien – uśmiechnął się
cwanie, zastanawiając się jak chłopak zareaguje, gdy usłyszy jego
podniecony głos przez słuchawkę telefonu.
– Tak,
koniecznie zadzwoń. – Stalowooki otwierając drzwi do pokoju
cmoknął mężczyznę delikatnie w usta. Od razu zaraz po tym
spuścił wzrok zawstydzony własną śmiałością.
– Coraz
bardziej śmiały, a jednak ciągle się rumienisz – Will zaśmiał
się lekko i pokręcił głową. – Odprowadzisz mnie do auta? –
zapytał chcąc jeszcze raz pocałować chłopaka, a to, gdy byli już
na korytarzu nie było dobrym pomysłem. Nie ważne jak dobre
wrażenie zrobiła na nim mama Eda, nie miał ochoty zostać
przyłapanym na czułościach.
– Tak.
Chodźmy. – Blondyn spojrzał przelotnie na mężczyznę. Szedł
przodem, więc mógł przez chwilę ochłonąć. Chwilę im zajęło
dotarcie do drzwi wyjściowych. Ed otworzył je i wyszedł. Poczekał
chwilę, gdy i Will znajdzie się na zewnątrz i zamknął za nimi.
Podszedł do nieznanego mu auta i aż zachłysną się. – Niezłe
cacko.
– Dziękuję
– odrzekł czując się mile połechtany tym komentarzem. –
Kupiłem go wczoraj. Mam nadzieję, że będę nim jeździł więcej
niż miesiąc – westchnął i wyciągnął kluczyki z kieszeni,
jednak nim otworzył auto przyparł do niego zaskoczonego Eda. – Gdy zadzwonię masz grzecznie leżeć już
w łóżku – wyszeptał mu do ucha po czym pocałował go po raz
ostatni wkładając w ten pocałunek dużo pasji i pragnienia, które
ciągle pozostało niezaspokojone. – Dobrze, Ed?
– Tak
jest. – Chłopak bardzo lubił taką zaborczość. Chciał do kogoś
należeć, był skłonny oddać siebie Williamowi bez reszty.
Pocałunek, który bardzo szybko się skończył zostawił palący
ślad na jego wargach. – Szkoda, że będę tam sam – szepnął
przytulając się do mężczyzny. Znowu powiedział zanim pomyślał.
– Zapomnij, co przed chwilą powiedziałem.
– Zapominasz,
że ja nie zapominam – pogłaskał go po plecach i odsunął od
siebie. – Do usłyszenia Edwardzie – obszedł samochód i wsiadł
do środka wkładając kluczyk do stacyjki. Gdy silnik zamruczał
cicho niczym pantera spojrzał na niego po raz ostatni, po czym
odjechał w kierunku domu.
– Tak.
Do usłyszenia – szepnął do samego siebie i czekał aż samochód
z Willem za kierownicą zniknie za horyzontem. Zamknął wszystkie
bramy i ruszył z powrotem do domu. Z głupim uśmiechem otworzył
drzwi i zamknął je na zamek. Starając się poruszać jak najciszej
ruszył w kierunku swojego pokoju.
– Ed?
– odezwała się mama wychodząc z kuchni w szlafroku.
– Tak?
– odwrócił głowę w inną stronę zbyt zawstydzony.
– Przystojniak
już pojechał? – Kiwnięcie głową blondyna służyło za
odpowiedź. – I jeszcze jedno kochanie. – Podeszła do niego
lekko. – Ja wiem, że masz piękny i seksowny głos, ale twoi
dziadkowie nie są zbyt młodzi i niektóre rzeczy przeżywają
bardziej. To tak na przyszłość. – Kobieta pogłaskała go po
policzku i ze szklanką wody w ręce udała się do swojego pokoju,
który tak jak i pokój dziadków znajdował się na parterze.
Blondyn ogromnie zawstydzony pokonał schody w ekspresowym tempie i
wskoczył do łazienki na szybki prysznic. To nieco ochłodziło jego
ciało i tak jak obiecał Willowi szybko znalazł się w łóżku w
telefonem w dłoni. Już się denerwował.
O.o Świetne! Strasznie szybko się dzieje, ale to w tym opowiadaniu jest najfajniejsze! Ed się otworzył, co moim zdaniem trochę tu nie pasuje, bo tak trochę dziwnie to brzmi. Znaczy, brzmi fajnie, ale jakby za dużo informacji na raz.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na smyaoi,blogspot.com
Może się wymienimy linkami?
Żegnam i weny życzę...
Wybacz spam. Jeśli jesteś chętne to daj znać, albo u mnie na blogu albo tutaj... Jak wolisz.
UsuńTeż mam takie przeczucie, ale to nasze pierwsze wspólne opowiadanie i jakoś nie miałam serca tego zmieniać. Wiem, że wtedy chciałam pokazać jak Will wpłynął na Eda. To takie prawdziwe zauroczenie. Will wydawał się Edowi taki... pewny siebie i niesamowicie zaborczy. Podobało mu się to, dlatego... bariery opadły. Gdyby Will chciałby go wykorzystać, Ed nie protestowałby. Chciałam tę oto cechę pokazać.
UsuńA co do linków to chętnie.
~Fantasya
O boziu, tak! W końcu coś się między nimi dzieje. Łiii! <3 Mam tylko nadzieję, że razem przetrwają i jakoś rozwiążą problem Eda z przeszłości (Johna) i teraźniejszy problem Willa (ślub). Weny kochane i do następnego :)
OdpowiedzUsuń//Mika
Witam,
OdpowiedzUsuńoch, pięknie tak to było dobre... cholerny Will, cholerny głos, wygląd... po prostu pięknie... już nie mogę się doczekać tego telefonu...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, już czekam na ten telefon Willa i to co się będzie działo, to było boskie, z tym cholerny Will, cholerny jego głos, wygląd :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńpodobał mi się tozdział, ten tekst o cholernym Willu, jego wyglądzie i głosie bosko, już z niecierpliwościâ czekam na ten telefon i co się tam bedzie działo... :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, fantastyczny rozdział, ten tekst o cholernym Willu, jego wyglądzie i głosie bosko, już z niecierpliwością czekam na ten telefon i co się tam bedzie działo... :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza