wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 7

Ranek zastał blondyna w bardzo dobrym humorze. Bardzo dobrze mu się spało i tym razem wiedział, dlaczego. Odpowiedź na to pytanie zawarła się w jednym słowie, czy raczej imieniu. Cały, no prawie cały, poprzedni dzień był pełen niespodzianek i nowych doświadczeń, a przynajmniej dla Eda. Jego ciało po pobudce było lekkie i odprężone. Przeciągnął się rozkosznie jak kot i rozejrzał po pokoju. Wszystko wyglądało tak jak wczoraj, gdy zasnął, poza drzwiami od łazienki. Bardzo dobrze pamiętał, że je zamykał. O nie... brudne prześcieradło! Spanikował, ale po chwili uświadomił sobie, że to przecież normalne, że mężczyźni czasem brudzą prześcieradła. Ale w sumie... przecież on do przeciętnych ludzi nie należał. Cóż... trudno. Westchnął i znów położył się do łóżka. Przelotnie spojrzał na zegarek i zdał sobie sprawę, że jest jeszcze wcześnie. Zachichotał przykrywając się kołdrą, a jego policzki zrobiły się czerwone, gdy przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Zachowywał się tak cholernie lubieżnie jakby jego ciało już należało do tego niebieskookiego mężczyzny. Nigdy aż tak intensywnie się nie masturbował, ani tego tak mocno nie przeżywał. Czyżby to wpływ Willa? Zachichotał po raz kolejny. Był tak bardzo zaabsorbowany własnymi myślami, że nie usłyszał jak drzwi od jego pokoju uchylają się i ktoś wchodzi do środka. Nie mógł też tego zobaczyć, bo był teraz odwrócony tyłem.

– Przestań tak chichotać do siebie... – Jakiś kobiecy głos dotarł do jego uszu, a on zamarł – to trochę straszne...

Teraz kobieta zachichotała i usiadła obok niego na łóżku. Blondyn obejrzał się przez ramię i jego oczom ukazał się widok jego przyjaciółki Liz. Czasem do niego przychodziła, ale nigdy o tak wczesnej porze. To dało mu trochę do myślenia.

– Co ty tu robisz o tej porze? – zapytał podnosząc się do siadu. Z jego torsu zjechała kołdra, a dziewczyna otworzyła szeroko oczy na ten widok. Słyszała o bliznach i widziała je zanim stały się srebrne... to znaczy widziała je, zanim stały się bliznami. Chłopak powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem i ze zmarszczonym czołem przykrył się na nowo.

– Nie wiedziałam, że tak wyglądają teraz... – szepnęła z bólem w oczach.

– I nie powinnaś – prychnął. Nie chciał by ktoś to widział. Chciał ochronić się przed współczuciem, które wychodzi na twarz każdego, kto mógłby to widzieć. Wiedział, że tak będzie, więc zawsze ukrywał je przed widokiem innych. – Wyjdź. Nie chcę widzieć twojej współczującej miny. Nie potrzebuję tego...

– To nie jest współczucie, kochany. – Dziewczyna szepnęła i dotknęła jego policzka.

– A co, jeśli mogę spytać? – mruknął nieprzekonany.

– Ból. Pochodzący prosto stąd – dotknęła swojej piersi prawą ręką, na której widniał pierścionek. Blondyn uniósł brew, lecz się nie odezwał. – Lub empatia jak wolisz. Kocham cię i boli mnie patrzenie jak cierpisz. Nie musisz się bać tych blizn, ani wstydzić. One pokazują jak wytrwały jesteś. Dobrze, koniec z tymi smutkami – powiedziała cicho i dotknęła delikatnie widocznej zza kołdry blizny koło obojczyka. Blondyn drgnął wyraźnie, ale nie odepchnął dłoni. Wszystko, co powiedziała dziewczyna dało mu nieco do myślenia.

– Masz rację... – powiedział z ociąganiem. – Przepraszam. Ale powiedz mi teraz, co to jest... – Złapał ją za prawą dłoń, na której widniał pierścionek, a wielki uśmiech wkradł mu się na usta. Dziewczyna zarumieniła się lekko i również się uśmiechnęła. Z jej oczu tryskało niczym niezmącone szczęście.

– Miałeś rację! – pisnęła i podskoczyła na jego łóżku. – Oświadczył mi się! Przygotował mega romantyczną kolację a potem uklęknął i poprosił mnie o rękę! - Rzuciła się na Eda i mocno przytuliła. – A u ciebie, co tam? – podniosła sugestywnie brwi.

– N–nic nowego – zająknął się i lekko poczerwieniał.

– Czyżby? Wyglądasz na porządnie wymiętego – uśmiechnęła się i zauważyła brak prześcieradła. – A prześcieradło samo się zdjęło? I nie przeczę, że samo wybrudziło – zachichotała widząc jego zażenowanie.

– Nie robiliśmy tego – szepnął cicho. – Ale pocałowaliśmy i to było... nieziemskie uczucie – uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie. – Will skradł mój pierwszy pocałunek... i wcale się tym nie przejąłem.

– A no tak. Nawet nie wiedziałam jak ma na imię, więc Will? To ten przystojniak, co cię wtedy tak jednoznacznie podtrzymał, gdy poczułeś się słabo? – zapytała i wstała z łóżka łapiąc za kołdrę by tym zmusić Eda do wstania.

– Właściwie to William Collins. – Ed wstał i na światło dzienne wystawił swoje blade ciało usiane kilkoma błyszczącymi bliznami. Największą uwagę przykuwała ta w okolicach pępka. – Nie wpatruj się tak – mruknął odwracając tyłem i tym samym ukazując tamtą, dużą bliznę.

– Ten William Collins? Od Rogera Collinsa? – zapytała nieco zdziwiona marszcząc przy tym brwi.

– Tak... wiem co myślisz o tym, ale nie oceniaj go nawet nie znając – powiedział blondyn i złapał za koszulę by ją na siebie założyć. Dziewczyna uznała, że chłopak naprawdę ma piękne ciało, a te blizny w jakiś sposób dodają mu drapieżności. Ale szczerze wątpiła, by Ed był tą stroną dominującą. Jest na to zbyt uroczy.

– A skąd możesz wiedzieć, co pomyślałam, co? – prychnęła jak oburzona kotka.

– Cóż... nie mogę, ale każdy, kto skojarzy Willa z tym... gościem... może sobie pomyśleć, że jest taki sam. Będę go wspierać, nieważne co! – wykrzyknął z entuzjazmem.

– Oj... widzę, że to z Willem wydaje się czymś specjalnym. – Dziewczyna razem z Edem podeszła do wyjścia z pokoju. Chwilę potem byli już na dole. Mama blondyna przygotowywała właśnie śniadanie.

– Sam nie wiem. Pierwszy raz tak żywo reaguję na kogoś innego niż moja własna dłoń – szepnął przyjaciółce do ucha, na co ona zachichotała.

– Koniec tych sekretów. Czas coś zjeść, siadaj kochana. – Matka Eda uśmiechnęła się do dziewczyny i wskazała na wolne krzesło.

– Nie powinnam była przychodzić tak wcześnie. – Dziewczyna zawstydzona nie mogła spojrzeć na matkę blondyna.

– Nie pleć głupstw. Pracujecie w tym samym miejscu, więc to dla Eda nie problem by móc cię zabrać ze sobą, prawda? – zapytała syna, który już wcinał kanapki. Nie chcąc mówić z pełnymi ustami gorliwie przytaknął.

Już nakarmieni wrócili do korytarza, gdzie na chłopaka czekała Liz. Blondyn poszedł do siebie, by przebrać się w ubrania odpowiednie i wygodne do pracy. Będąc już na dole złapał za kluczyki od samochodu i wyszedł z przyjaciółką depczącą mu po piętach. Wspiął się na fotel kierowcy, a obok niego zasiadła dziewczyna. Chwilę potem już byli w drodze do szpitala. Droga nie była długa, ale jednak na tyle, że chodzenie na piechotę było niemożliwe. Wjeżdżając na szpitalny podjazd blondyn był głęboko zamyślony. Rozmyślał, co powinien zrobić tego dnia i oczywiście myślał o Willu i o tym, kiedy następnym razem się zobaczą. Jakoś miał ochotę się do niego przytulić. Westchnął i wyciągnął z kieszeni telefon by zobaczyć, która jest godzina. Była za dziesięć minut szósta. Wysiadł z auta, a za nim dziewczyna.

– Więc dzisiaj bierzesz się za plany remontu? – Liz zapytała, patrząc na Eda z ukosa. Szli właśnie korytarzem, który na końcu miał dwa rozwidlenia.

– Taa – mruknął zamyślony. Szedł z dłonią na podbródku, a jego oczy patrzyły na stopy.

– Ed... uważaj, bo ten korytarz... – nie zdążyła uprzedzić chłopaka, który nie patrząc gdzie idzie wpadł zdezorientowany na ścianę. Odbił się od niej i syknął. –  skręca.

– Mogłaś powiedzieć wcześniej – jęknął i podtrzymując się dłonią złośliwej ściany potarł czoło, które go bolało. Błagał wszystkich świętych by nie było siniaka, a co gorzej guza.

– Chodź ofermo – powiedziała dziewczyna i złapała chłopaka za ramię. Poprowadziła go do jego własnego gabinetu w pokoju 145. Posadziła go na krześle i podeszła do bocznej szafki skąd wyjęła apteczkę. Wzięła w dłoń kawałek waty i kwadratowy plaster. Watę namoczyła specjalnym płynem i przytknęła do czerwonego czoła przyjaciela. Ten specyfik miał zapobiec przyszłej opuchliźnie. – Matko Przenajświętsza, zachowujesz się jak zakochany nastolatek.

– Nie jestem zakochany, głupia – prychnął rumieniąc się lekko.

– Pewnie, że nie. A krowy umieją latać! – Teraz to i ona prychnęła. Martwiła się, że jej jedyny prawdziwy przyjaciel jest zbyt uczuciowy i zbyt szybko daje sobie zawrócić w głowie. – Ja się po prostu o ciebie martwię. Jesteś zbyt kochany by odmówić osobie, która cię zainteresowała. Wiem, że sama prosiłam go by się tobą zajął, ale nie daj się mu wykorzystać. Ilu to facetów spotkałeś, którzy po pierwszej randce chcieli cię przelecieć chociażby w najbliższej toalecie? Mówię ci, jesteś zbyt uroczy. Dopóki nie znajdziesz sobie stałego partnera, faceci będą do ciebie lgnąć! Nawet ci hetero i żonaci zagubieni we własnej orientacji! Faceci nie są tak bardzo skomplikowani jak można by na początku pomyśleć – zachichotała, ale widząc podniesioną brew blondyna w geście: „Czyżby” dodała: – No dobra, ty jesteś wyjątkiem.

– Dobra, dzięki za opatrunek, a teraz sio. Mam kilka spotkań z ekipami remontowymi – wstał i zaczął pchać dziewczynę w stronę drzwi.

– A zajmujesz się tym, bo...? – zapytała.

– Bo jestem najbardziej upierdliwym człowiekiem na ziemi i jak coś ma być zrobione to po mojej myśli. Pa! – Ed powiedział szybko i zamknął jej drzwi przed nosem. Kochał tę dziewczynę, ale nie lubił, gdy tyle gadała na jego temat. Przecież doskonale wiedział jak widzą go inni. Na własne nieszczęście był tego świadom.

Wyszedł z gabinetu i rozejrzał się. Nigdzie nie widział swojej przyjaciółki, więc westchnął uspokojony i ruszył w stronę recepcji. Nie pamiętał, kiedy dokładnie miał spotkania z tymi ekipami. Gdy był już przy kobiecie, ona zerknęła tylko kątem oka, a widząc, że ktoś stoi powiedziała obojętnie:

– W czymś pomóc?

– Pewnie – powiedział miękko. – Mogłaby mi pani powiedzieć, o której mam spotkanie w sprawie remontu?

– P–pan Edward! – wykrzyknęła zażenowana. – Bardzo przepraszam – jej wzrok powędrował do opatrzonego czoła. – Och... coś się panu stało?

– Mały wypadek – uśmiechnął się delikatnie świdrując kobietę swoim stalowym spojrzeniem. – Nic czym trzeba się martwić, moja droga. Więc, o której te spotkanie?

– P–punkt ósma – zająknęła się i lekko zarumieniła słysząc jak się do niej zwrócił.

– Dziękuję – puścił jej oczko i odwrócił by wrócić do gabinetu. Nie lubił zbytnio takiej zabawy z kobietami, ale niestety był zmuszony by zachowywać pozory.

Wrócił do swojego gabinetu i będąc już w środku przeciągnął się mocno. Dopiero zaczął pracę, a już miał dość. Wyjął telefon z kieszeni i już miał go odłożyć, ale zamarł w pół ruchu. To właśnie przez to urządzenie słuchał sapań, szeptów i krzyków Willa, gdy ten się pieścił i doszedł z jego imieniem na ustach. Zarumienił się na to wspomnienie i chyba będzie musiał zmienić telefon, bo za każdym razem patrząc na niego będzie od nowa przeżywał tę namiętną seks–rozmowę. Usiadł za biurkiem i wyciągnął papiery z szuflad z zamiarem uporządkowania ich. Patrząc na nie i na zegarek westchnął głęboko. Miał dzisiejszego dnia wiele pracy i nie za bardzo mu się to podobało. Może czas pomyśleć nad urlopem? Uśmiechnął się do swoich myśli i wrócił do przerwanej czynności.

***

Will przebudził się tego dnia znacznie wcześniej. O ósmej rano jego błękitne oczy już były otwarte i zajęte obserwowaniem deszczu stukającego o szyby w oknach. Leżał oplątany w błękitną kołdrę, która świetnie komponowała się z jego śniadą skórą. Leniwy uśmiech jawił się na jego twarzy, gdy tylko przypomniał sobie wczorajszy dzień. Przewrócił się na plecy i przeciągnął, strącając tym samym telefon, który zsunął się na ziemię. Nawet to nie wytrąciło go z błogiego uczucia, które towarzyszyło jego ciału, zrelaksowanemu i wypoczętemu. Zamruczał tylko i wsunął dłonie pod poduszkę zamykając oczy i powoli zapadając w drzemkę.

– Will! – pukanie do drzwi obudziło go całkowicie. Aż usiadł i przetarł oczy nie mając pojęcia dlaczego Betty tak dobija się do jego pokoju.

– Tak? – zapytał głośno, by go usłyszała, zwlekł się z łóżka i zaczął rozglądać po pokoju w poszukiwaniu dresów.

– Robię pranie. Muszę zabrać twoje rzeczy z garderoby – rzekła, po chwili stojąc już twarzą w twarz z Willem, który jednak nie znalazł swoich dresów. Stał przed nią w samym bokserkach, ale na Betty nic już nie robiło wrażenia.

– Jasne, wchodź – rzucił tylko i kucnął przy łóżku znajdując swoje spodnie właśnie pod nim. Nie mógł wyjść z podziwu, jakim cudem tam się znalazły. Mile zaskoczony, wsunął je na siebie i zaczął ściągać poplamione prześcieradło.

– Kolejne? – zapytała Betty stając za nim z pełnym koszykiem jego koszul, spodni i t–shirtów. Will, aż podskoczył zaskoczony jej nagłym pojawieniem się tuż za nim.

– Betty, nie strasz mnie – mruknął i ostatnim ruchem ściągnął prześcieradło z wielkiego łóżka. O mało nie nadepnął na swój telefon, który ciągle leżał na ziemi. Westchnął i podniósł urządzenie, a gdy jego oczy napotkały brązowe oczy kobiety poczuł, że jest gotowa na kolejny zawstydzający go komentarz.

– Miła noc, hm? – rzekła sugestywnie biorąc od niego prześcieradło.

– Czasami tego nie kontroluję – skłamał, ale Betty dobrze wiedziała, co jest na rzeczy. Miała oczy i już od wczoraj zauważyła wyraźną poprawę w zachowaniu Willa. Wydawał się być ciągle zamyślony, jego palec ciągle wodził po dolnej wardze, a oczy wlepiał w jeden punkt i myślał. Betty nawet wiedziała, o kim.

– Może sprawiam wrażenie starej i głuchej, ale słuch mam jeszcze dobry kochany – uśmiechnęła się cwanie i pokręciła głową patrząc na zakłopotaną minę mężczyzny.

– Słyszałaś? – Will nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na twarzy.

– Oj panie Collins popełnił pan gafę. Trzeba było zaprosić Edwarda do siebie, a nie wyczyniać takie bezwstydne rzeczy – udała zbulwersowanie, chociaż wcale się tak nie czuła. Znała dobrze bruneta i wielokrotnie słyszała odgłosy z jego sypialni.

– Betty. To nie jest wcale takie proste. – Naciągnął na siebie biały T–shirt. – Ed nie jest tego typu partnerem, jeśli wiesz, co mam na myśli.

– To cię martwi? – spytała widząc wyraz zastanowienia na twarzy mężczyzny, gdy wypowiedział te słowa.

– Nie. Oczywiście, że nie. Martwi mnie to, że go skrzywdzę. Wczoraj, gdy byłem u niego po dokumenty… pocałowaliśmy się. Przyznam, że było bardzo gorąco… a to był jego pierwszy pocałunek Betty. Wyobrażasz to sobie? – opadł na jeszcze niepościelone łóżko i spojrzał na kobietę. – A co jeśli chciał to zrobić wiesz… z kimś innym?

– Niby dlaczego takie rzeczy przyszły ci do głowy Williamie? Gdyby nie chciał się z tobą całować z pewnością by tego nie zrobił. – Kobieta odłożyła koszyk z praniem i klepnęła chłopaka w ramię. – Zejdź z łóżka. Pościelę je.

Brunet wstał i zaczął chodzić po pokoju intensywnie nad tym myśląc.

– Bo może nie chciał odmawiać bojąc się, że wyjdzie na dzieciaka? Lubię go Betty. Te jego niezdarne pocałunki – westchnął i oparł się o ścianę tuż przy wejściu do garderoby. – Jest niewinny, a mi daleko do niewinności.

Betty tylko na niego spojrzała i kontynuowała ścielenie łóżka narzucając na nie szary pled i całą masę poduszek w przeróżnych odcieniach błękitu. Will przeczesał dłonią swoje włosy.

– Ed nie jest teraz moim największym problemem – rzekł, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z ojcem. To jak go potraktował, jak po raz kolejny zmusza go do tańczenia tak, jak mu zagra znów spowodowało, że poczuł wściekłość.

– Właśnie, jak było? – zapytała zaciekawiona Betty, spoglądając na chłopaka przez cały czas, gdy ten opowiadał jej, co wydarzyło się wczoraj w gabinecie ojca. Jak jego nadzieja rozsypała się niczym domek z kart za sprawą maleńkiego podmuchu. Kobieta zawsze stawała w obronie Rogera Collinsa, licząc na to, że nadal jest w traumie po tym jak żona zostawiła go dla pierwszego lepszego mężczyzny. Mimo to teraz, gdy słyszała jak potraktował on własnego syna, który z wiadomych powodów nigdy się nie ożeni poczuła antypatię do tego człowieka. Gdy Will skończył opowieść zapytała:

– Co teraz zrobisz?

– Nie ma pojęcia. Nie wyjdę za żadną kobietę Betty. Nie posunę się do tego stopnia by go zadowolić. Jednak nie chcę zostać z niczym, gdy mu o tym powiem. Wyrzuci mnie z rodziny, a ja nie mam żadnego zabezpieczenia. Myślałem, że, gdy da mi firmę będę mógł w końcu być samodzielny. Wtedy mógłbym mu powiedzieć „Wybacz tato, ale jestem gejem i pieprzę się z mężczyznami”. No i znów dał mi czek. Mam parędziesiąt milionów na moim koncie. Mógłbym żyć z nimi dostatnio do końca życia, ale nie na tym poziomie, co teraz i bez pomocy innym.

– Rozumiem twoje obawy Williamie. – Betty podeszła do mężczyzny i pocieszająco położyła dłoń na jego ramieniu spoglądając w te teraz bezradne, błękitne oczy. – Myślę, że masz jeszcze dużo czasu żeby to przemyśleć. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Obiecasz mi to?

– Jasne, Betty – uśmiechnął się do niej lekko i wziął głęboki wdech.

– No, a teraz mógłbyś mi zdradzić…

– Nie, Betty – zaprzeczył szybko, wybuchając po chwili gromkim śmiechem. – Jesteś niemożliwa. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł ci go przedstawić.

– Też mam taką nadzieję. A teraz powiedz mi, co chcesz na ten obiad. Wczoraj tak się do czegoś spieszyłeś… – spojrzała na niego sugestywnie, co wywołało śmiech ich obojga.

– Chętnie zjem łososia – odpowiedział do wychodzącej już z pomieszczenia kobiety.

Całą resztę dnia Will spędził starając się znaleźć wyjście z patowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Betty miała rację. Miał jeszcze dużo czasu by podjąć odpowiednią decyzję, ale ta myśl nie dawała mu spokoju. Każda opcja, którą miał nie była tą dobrą. Na każdej tracił. Nazywał się materialistą, zgorzkniałym bogatym synkiem tatusia, ale po chwili zdawał sobie sprawę, że wszelakie oskarżenia, które kieruje sam do siebie są błędne. Potrzebował pieniędzy by pomagać, właśnie tak jak pomógł szpitalowi, w którym pracował Ed. Myśli chwilowo oderwały się od problemów i same podążyły w kierunku blondyna o niezwykłych szarych oczach, wywołując lekki uśmiech na jego twarzy.

Gdy problemy nie chciały zniknąć Will wyszedł z domu, wsiadł do auta i wybrał się na zakupy by, choć przez chwilę czerpać satysfakcję z tego, że może sobie pozwolić na wszystko, czego tylko zapragnie. Przechadzając się między butikami sławnych projektantów nie myślał o nikim innym tylko o sobie. Przez tę krótką chwilę przestał się zamartwiać i czerpał z życia pełnymi garściami, a raczej z portfela. Po pięciu godzinach wrócił na kolację do domu z trzema parami butów, nowymi koszulami, swetrami, nowym płaszczem i kilkoma parami spodni.

– Wykupiłeś cały Nowy Jork? – zapytała zaskoczona Betty, dla której nowe ciuchy oznaczały więcej prania.

Po kolacji zaszył się w swoim pokoju, gdzie pogrążył się w lekturze książki. Nie potrafił się jednak na niej skupić. Ciągle miał wrażenie, że powinien coś zrobić. Zabrać się za coś, a nie tylko siedzieć w domu. Mimo to Will Collins był domatorem. Nie lubił imprez, nie lubił dużego towarzystwa, a tym bardziej nie lubił, gdy kobiety ciągle się do niego szczerzyły, gdziekolwiek się nie pojawił.

Zrezygnowany westchnął, odłożył książkę i zamknął oczy usadawiając się wygodniej w fotelu.  Po godzinie spojrzał na swój zegarek, zastanawiając się czy pomysł, na który wpadł jest dobry. Coś podpowiadało mu by przestał myśleć o młodym lekarzu, jednak za każdym razem szybko zbywał te myśli. Chciał o nim myśleć. Dlatego też postanowił go zabrać na „randkę”. To by była pierwsza randka Willa. Nigdy nie zapraszał nikogo na randki, nigdy też nie został zaproszony. Wszystko zaczynało i kończyło się na łóżku. Ed jednak był inny niż mężczyźni, z którymi dotąd się spotykał. Dlatego też, gdy wskazówki zegarka wskazały dwudziestą, Will zaparkował swoje auto przed domem Eda i odetchnął głęboko jeszcze raz analizując swoje postępowanie. Raz kozie śmierć, pomyślał i wysiadł z samochodu, kierując się w stronę drzwi, przez które już raz przechodził. Gdy tylko tam dotarł pewny siebie, gdyż pozbył się wszystkich obiekcji, nacisnął dzwonek do drzwi i czekał.

Była godzina osiemnasta, kiedy Ed wrócił do domu z pracy. Postanowił rzeczywiście zadbać nieco o swoje zdrowie i mniej pracować, lecz gdy jego przyjaciółka krzyczała, że dwanaście godzin w pracy zamiast trzynastu to żadna poprawa, on zbył ją starając się uspokoić słowami, że złe nawyki bardzo trudno jest wyplenić. Od razu po powrocie wszedł do kuchni by napić się swojego ulubionego soku i ze szklanką w dłoni wszedł do o dziwo pustego salonu. Usiadł na kanapie, lecz po chwili rozsiadł się bardziej tak, że teraz jego pozycja była półleżąca. Nawet nie wiedział, kiedy przymknął oczy i zasnął. Nie spał długo, bo ze snu obudził go dzwonek do drzwi. Sennym krokiem przeszedł przez korytarz. Chwilę majstrował przy zamku i w końcu otworzył drzwi. Jego zaspany wzrok nagle się wyostrzył, gdy zobaczył gościa. Z chrypką w głosie zapytał:

– Will? Co ty tutaj robisz?

– Ed... jest piątek, więc pomyślałem, że moglibyśmy się gdzieś wybrać razem, jeśli nie jesteś zbyt zmęczony po pracy? – zapytał brunet uważnie badając spojrzeniem Edwarda i przewracając kluczyki od auta w dłoni.

Blondyn przez chwilę się zastanawiał, lecz w końcu kiwnął głową z niewielkim rumieńcem na twarzy i otworzył drzwi szerzej.

– Wejdź, a ja pójdę się przebrać – szybkim krokiem ruszył do pokoju.


Będąc w nim zdjął z siebie ubrania, w których wrócił z pracy i założył ciemnoniebieskie spodnie i do tego beżową koszulę. Spojrzał w lustro i uśmiechnął się półgębkiem, bo pomyślał sobie, że wybiera się jak jakaś nastolatka. Zostawił dwa górne guziki rozpięte, przez które dało się dostrzec srebrną szramę koło obojczyka. Był tak bardzo zaabsorbowany swoim wyjściem, że tego nawet nie zauważył. Po chwili był już na dole całkowicie gotów.

Will słysząc jego kroki odwrócił wzrok od regału ze zdjęciami i przesunął nim po całej postaci Eda, zatrzymując go na dekolcie i pochłaniając spojrzeniem jego bladą skórę.

– Więc idziemy – zarządził i ruszył jako pierwszy do wyjścia, słysząc kroki chłopaka za sobą. Obszedł auto dookoła i zatrzymał się przy drzwiach kierowcy. – Podwieziemy jeszcze mojego kumpla na spotkanie z dziewczyną. Nie będzie ci to przeszkadzać? – zapytał spoglądając w szare oczy i przypominając sobie ten namiętny i zasapany głos w słuchawce telefonu.

– Nie, skądże – powiedział z uśmiechem i wsiadł do auta. Jak dziecko rozglądał się w środku. – Naprawdę niezłe cacko – mruknął nieumyślnie. Zerknął na Willa i nie mógł powstrzymać ciała przed zalaniem twarzy zdradliwym gorącem. Ed już miał tego dość, ale ciało miało jego i jego myśli głęboko w poważaniu. Jeszcze słyszał w uszach ich wczorajszą zabawę. Przez to nie mógł przez większość dnia skupić się na pracy. I raz wpadł na ścianę.

– Dobrze, że ci się podoba – uśmiechnął się lekko i wsunął kluczyki do stacyjki. Po chwili już jechali ulicą, w kierunku innego osiedla, na którym mieszkał kolega Willa. Mężczyzna musiał się pilnować by zbytnio nie przyspieszać, bo już zdążył się zorientować, że Ed tego nie lubił. Zerknął na chłopaka, który siedział obok znów zarumieniony. – Jak remont? Zacząłeś już robić coś w tym kierunku? – zapytał i skręcił w ulicę przepuszczając na przejściu kobietę z dzieckiem.

– Tak. Miałem dzisiaj kilka spotkań z grupami remontowymi. Musiałem wytłumaczyć im, czego oczekuję. Widziałem, że po kilku minutach rozmowy mieli mnie już dość – zaśmiał się. – Mógłbym to zrobić sam, ale ktoś musi być ordynatorem... – głęboki oddech wymknął się z jego ust. Spojrzał w bok i uśmiechnął się krzywo.

– Nie możesz robić wszystkiego. Mam nadzieję, że część, która miała zwrócić się tobie za remont jest na twoim koncie, a nie na koncie szpitala? – zapytał skręcając w kolejną uliczkę i zerkając na nawigację, która wyświetlała się na przedniej szybie gdzie dokładnie ma jechać. Scott, bo tak miał na imię kolega bruneta nie tak dawno zmienił adres zamieszkania.

– Ta... to samo powiedział mi brygadzista zespołu remontowego – zaśmiał się blondyn w odpowiedzi. – I tak. Kierownik szpitala odesłał mi nadwyżkę pieniędzy. Jesteś genialny z wyliczaniem kosztów. Praktycznie dokładnie tyle przeznaczyłem. Dziękuje, ale mimo wszystko nie musiałeś.

Chłopak umilkł i spojrzał za okno na mijany krajobraz. Zamyślił się i potarł czoło czując jeszcze ból z porannego uderzenia.

– W porządku Ed... za tyle ostatnio kupiłem garnitur. Tobie przydadzą się bardziej niż mi – mruknął, po czym troszkę przyspieszył. Po co w ogóle to powiedział? Teraz Ed zapewne uzna go za rozpieszczonego synalka tatusia. Od pamiętnej rozmowy z ojcem ciągle starał się znaleźć sposób by się usamodzielnić, ale myślenie o tym powodowało u niego bóle brzucha. – To chyba tutaj... – sięgnął do wyświetlacza umieszczonego obok kierownicy i wyszukał w kontaktach numeru chłopaka, po czym od razu się z nim połączył. – Wybacz, ale popsuło mu się auto... a kobieta czeka – uśmiechnął się lekko i już po chwili w aucie rozbrzmiał głos chłopaka.

– Już schodzę.

Połączenie zostało przerwane.

– Hmm... – Blondyn starał się coś odpowiedzieć na informacje o garniturze, lecz nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Uśmiechnął się tylko niepewnie, bo nie wiedział, jakim życiem żyje Will, gdy się nie widzą. On i jego rodzice nie byli biedni, ale również też nie aż tak bardzo zamożni. Mogli bez problemu żyć nie odmawiając sobie niczego, ale Ed na swój pierwszy samochód zarabiał cały rok. – Nic nie szkodzi – odpowiedział na przeprosiny mężczyzny z łagodnym uśmiechem.

– Powinienem cię jeszcze uprzedzić. Scott jak resztę moich znajomych i rodzina nie wie, że jestem gejem... więc jeśli coś palnie na ten temat... po prostu nie zwracaj na niego uwagi – rzekł przyglądając się jego uśmiechowi z fascynacją. Gdy tylko zamilkł ktoś zapukał w jego szybę. Will odwrócił się i nacisnął guzik, a szyba opadła na dół odsłaniając twarz młodego chłopaka, który uśmiechał się niewyraźnie.

– Zmiana planów Will – rzekł nie zauważając Eda. – Podwójna randka? Zaprosisz Emmę czy jak jej tam?

– Mam już inne plany Scott. Wsiadasz czy nie? – chłopak spojrzał na niego lekko zdenerwowany, że kolega zmienił plany.

– Wiesz... Christina wpada jednak do mnie.

Will zacisnął mocniej dłoń na kierownicy.

– Więc wlokłem się tutaj po jaką cholerę?

Scott uśmiechnął się przepraszająco.

– Wybacz.. mogłem zadzwonić, ale myślałem, że będziesz sam – dopiero teraz spojrzał na Eda – i wpadniesz tu do mnie.

– Nie myśl następnym razem – rzekł chłodno Will zdenerwowany, że stracił czas, który mógł spędzić o wiele przyjemniej. Nim chłopak zdążył coś odpowiedzieć szyba zasunęła się, a brunet zaczął wycofywać auto z uliczki.

– Emma? – Blondyn zapytał z lekkim uśmiechem. – Więc gdzie się wybieramy? – Obejrzał się do tylu starając się dojrzeć czy ten cały Scott nadal stoi na uliczce.

– Daj spokój... pierwsze imię, jakie wpadło mi do głowy. – Will zaśmiał się już rozluźniony i wyjechał na główną drogę. – Zabiorę cię do klubu. Napijesz się czegoś. Potańczymy... albo zajmiemy jakaś kanapę w rogu sali – zażartował i skinął na dotykowy ekran w samochodzie – możesz wybrać jakąś muzykę, jeśli chcesz. Ed zachichotał i skinął lekko głową. Z chęcią by sobie potańczył i się rozluźnił. Nieco niepewnie dotknął urządzenia i poszukał odpowiedniej muzyki. Cóż... jakoś nie mógł znaleźć czegoś, co lubił, więc zostawił urządzenie bez włączania.

– Wiesz, to nie jest tak, że mam cały weekend wolny. Jestem ordynatorem, więc muszę być dostępny pod pagerem w razie wypadku – mruknął nieco zirytowany. Ile to czasu minęło, gdy ostatnio mógł sobie pozwolić na odprężenie?

– Zdaje sobie sprawę, że nie każdy ma wolne siedem dni w tygodniu przez dwadzieścia cztery godziny tak jak ja – rzekł i przyspieszył nieznacznie. – Dziś będziesz mógł się rozerwać. A ja z chęcią ci potowarzyszę – spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. Nie mógł nic poradzić, że w jego towarzystwie czuł się tak swobodnie. Nie musiał udawać, ani skrywać swojego prawdziwego ja. Mógł po prostu być sobą. Po kilku minutach jazdy, która upłynęła im na miłej rozmowie i posyłaniu sobie uśmiechów Will zaparkował auto na wolnym miejscu, które było zarezerwowane specjalnie dla niego i zgasił silnik.

– Co to za miejsce? – zapytał blondyn zwracając się do towarzysza. Rozejrzał się wokół. Miejsce, na którym zaparkowali było jedynym wolnym. Uniósł zdziwiony brew i wysiadł z auta.

– Klub, który... często odwiedzam – rzekł do niego odpinając swój pas. – Byłeś kiedyś w klubie tylko dla mężczyzn? – zapytał, gdy już wysiedli z auta i przeniósł wzrok na budynek, który był jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów z tej kategorii. Nie mógł do nich wejść byle jaki człowiek, gdyż sam wstęp kosztował tysiąc dolarów za osobę.

– Nie, nigdy. Jakoś nie miałem do tego głowy – mruknął i chwilowo czuł się nie na miejscu. Nie zwracając uwagi na to, co robi, złapał za ramię mężczyzny nadal się dookoła rozglądając. Gdy jego spojrzenie wróciło do ich dwóch chciał już zabrać dłoń, nie chcąc już dłużej gnieść ubrania mężczyzny.

– Tu przynajmniej nikt nie będzie patrzył na nas z niesmakiem – zdjął jego rękę z ramienia i splótł ich palce, ciągnąc chłopaka za sobą w kierunku wejścia, przy którym stali ochroniarze, którzy tylko skinęli głową na powitanie i bez problemu wpuścili ich do środka. Ich uszy od razu zaatakowała głośna muzyka, rozmowy i śmiechy. Sala pełna była mężczyzn dobrze ubranych, gotowych przeżyć dobrą zabawę. Niektórzy tańczyli na parkiecie, niektórzy zajmowali kanapy, byli też tacy, którzy obściskiwali się pod ścianą, ale też i tacy, którzy samotnie pili drinki przy barze. Will nachylił się w stronę Eda:

– Jeśli nie będzie ci się podobać zmienimy lokal.

– N–nie. Wygląda dobrze – rozejrzał się i jego policzki zaczerwieniły, gdy napotkał na kilka par mężczyzn, którzy bez skrępowania całowali się namiętnie. – Po prostu, nie wiem czy umiem się bawić – spojrzał na ich splecione dłonie. Nie mógł się powstrzymać przed głębokim śmiechem. Zawsze marzył by kogoś trzymać właśnie w tej sposób.

– Co cię tak śmieszy? – Will słysząc ten piękny dźwięk, który mimo głośnej muzyki i tak dotarł do jego uszu mimowolnie się uśmiechnął i pociągnął go w stronę baru. – Każdy potrafi się bawić... postawię ci mojego ulubionego drinka – skinął na barmana i powiedział. – To, co zwykle.

Barman skinął głową i już po chwili niebieskozielony napój ze słomką i kawałkiem mandarynki stał przed Edem.

– Tak tylko się zaśmiałem, bez szczególnego powodu – skłamał na poczekaniu. Nie mógł powiedzieć na głos powodu, bo jeszcze sobie Will pomyśli o nim, że z niego jest jakiś dzieciak. Zerknął na dopiero co przyniesiony napój i podniósł go. Naprowadził słomkę do ust i pociągnął łyk. Smaczny napój rozlał się w jego ustach i zamruczał w odpowiedzi. – Dobry – mruknął uśmiechając się lekko.

Will z uwagą obserwował jak usta Eda obejmują słomkę by wciągnąć napój do ust, Gdy przełykał jego grdyka lekko się uniosła po czym opadła. Dla bruneta ten widok był piękny. Już nie mógł się doczekać by wpić się w te usta swoimi własnym. Ed przyssał się na dobre do swojego drinka i wypuścił dopiero gdy szklanka była już pusta. Oblizał usta i zerknął na Willa, który od jakiegoś czasu intensywnie się w niego wypatrywał. Zmrużył nieco oczy i zapytał z lekkim uśmiechem:

– Coś nie tak?

– Zatańczymy? – zapytał, ignorując jego pytanie. Myślał, że odpowiedź jest oczywista. Ed wydawał się jeszcze nie mieć pojęcia jak bardzo działał na bruneta. Gdyby wiedział zapewne cały by się zaczerwienił. Will wziął chłopaka za dłoń i pociągnął go w stronę parkietu.

Blondyn delikatnie podchmielony dał się porwać do tańca. Nie był pewien, czy nie zawstydzi Willa swoimi umiejętnościami tanecznymi, a raczej ich brakiem. Muzyka głośno grała, więc gdy w końcu przystanęli w miejscu nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Will uśmiechnął się cwanie i zbliżył się do Eda tak, że prawie stykali się ciałami. Mimo, że wokół było pełno mężczyzn, na których zapewne wcześniej zwracałby uwagę dziś liczył się tylko Ed. Widział jego zakłopotanie.

– Nie krępuj się – szepnął i zburzył mu fryzurę dłonią zaczynając lekko poruszać się w rytm muzyki od czasu do czasu ocierając się lekko o jego biodra. Ed nieco ośmielony szeptem Willa, zaczął poruszać własne ciało w rytm ciała partnera. Odchylił głowę w bok, by spojrzeć na innych, lecz po chwili znów patrzył na Willa. Wczepił jedną dłoń w ciemne włosy swojego przystojnego towarzysza i przybliżył ich twarze, a druga ręka wisiała bezwładnie z boku ciała. Przytknął swoje czoło do czoła Willa i głęboko westchnął. Jego ciało było już rozluźnione. Jakiś mężczyzna obok zagwizdał głośno z uznaniem, lecz był zaabsorbowany tylko niebieskookim Willem. Brunet wlepił swoje intensywne spojrzenie w szare tęczówki Eda, które znajdowały się teraz tak, blisko, że mógł dokładnie się im przyjrzeć. Czuł na swoich ustach oddech chłopaka. Ciepły i pachnący alkoholem. Wplótł jedną z dłoni w jego włosy zaciskając ją na nich. Drugą dłonią zjechał po jego boku i położył ją na jego biodrze od czasu do czasu mocniej zaciskając by przybliżyć tym samym ich ciała, poruszające się w rytm muzyki i ocierające się o siebie od czasu do czasu. Wargi bruneta wygięły się w uśmiechu zadowolenia. Ed był na tyle zamroczony, że pozwolił Willowi prowadzić swoim ciałem. Sporadyczne ocieranie ich ciał sprawiało, że wzdłuż kręgosłupa szarookiego chłopaka przebiegały dreszcze. Sapnął cicho mając nadzieję, że Will tego nie usłyszał. Zerknął w oczy partnera i od razu został schwytany ich intensywnością. Nie mógł oderwać od ich oczu, bo były takie piękne, a dodatkowo jeszcze uśmiech Willa i Ed był już stracony. Teraz to już naprawdę wątpił czy będzie w stanie czegokolwiek odmówić mężczyźnie.

W głowie Willa pałętało się tyle myśli, że po raz pierwszy miał wrażenie, że za chwilę zwariuje, jeśli będzie chciał je wszystkie uważnie rozpatrzeć. Wziął wolną dłoń Eda i położył ją sobie na brzuchu. Mimo koszuli na jego ciele można było wyczuć twardość jego mięśni. Przez ten cały czas nawet na chwilę nie odwrócił od niego spojrzenia. Tonął w tych oczach i uwielbiał to uczucie. Lekko rozchylone wargi chłopaka aż prosiły się o złożenie na nich namiętnego pocałunku, ale powstrzymał się przed tym. Chciał to zrobić, gdy tylko będę sami, a nie na środku parkietu pełnego podnieconych i napalonych mężczyzn. Szarooki pisnął cicho gdy poczuł te cudowne mięśnie. Jego własne nie były aż tak rozbudowane, ale bądź co bądź istniały. Przejechał dłonią po brzuchu mężczyzny badając każdy mięsień z osobna, by móc dłuższej podziwiać ich fakturę. Jego dłoń niespiesznie ruszyła do góry gdzie natrafiła na równie twarde mięśnie klatki piersiowej. Jęknął z zachwytu i zapewne to samo odbiło się w jego oczach. Z torsu dłoń powędrowała do szyi po drodze specjalnie trącając mocno jeden z wystających sutków. Teraz dwiema dłońmi obejmował mężczyznę za kark, lekko go masując. Chwilę potem dłońmi lekko dotknął obu policzków niebieskookiego i uśmiechnął się do niego czule. Jedna dłoń pozostała, a druga zaś powędrowała śladem ręki mężczyzny w kierunku własnego biodra. Tam złapał za nadgarstek mężczyzny i powoli oderwał jego dłoń z zajmowanego miejsca. Chwilę potem podniósł jego dłoń do ust i pocałował przymykając z lubością oczy. Brunet zauważył zachwyt Eda, gdy ten dotykał jego mięśni. Zadrżał, gdy ciepła dłoń młodego lekarza podrażniła jego sutek. Gdy jego dłonie powędrowały wyżej poczuł jak chłopak drażni się z nim, specjalnie dotykając jego wrażliwe miejsce na karku, o którym zapewne nie miał pojęcia. Dreszcze przebiegły po jego ciele powodując, że zadrżał. Gwałtownie przyciągnął chłopaka bliżej siebie i szepnął do jego ucha.

– Chcesz potem wpaść do mnie? Obiecuję, że nie zrobię niczego, czego byś sobie nie życzył – wymruczał, po czym przejechał palcem po wrażliwym miejscu na szyi Eda

Ed zadrżał na nagłe pociągnięcie. O mało nie upadł, więc złapał ramiona Willa by się przed tym uchronić. Sam szept przy jego uchu mógłby doprowadzić go na szczyt. Nieśmiało skinął głową i przytulił się do mężczyzny by móc szepnąć:

– Ufam ci, Will. – Chwilę potem jego twarz zalało gorąco, więc odwrócił się by móc ten fakt ukryć.

Will nie miał pojęcia, dlaczego na te dwa słowa, które usłyszał z ust chłopaka poczuł się źle. Wziął na siebie dużą odpowiedzialność proponując Edowi noc w jego domu. Chłopak miał do niego zaufanie, a on musiał dopilnować by jutro też ciągle je miał. Poprzysiągł sobie w myślach, że będzie odpowiedzialny. W końcu, jako pierwszy zawrócił Edowi w głowie. Nie mógł go skrzywdzić.

– Znasz mnie tylko trzy dni. Dlaczego sądzisz, że możesz mi ufać? – zapytał biorąc w dłonie twarz blondyna i zmuszając go tym samym by na niego spojrzał.

– Nie pytaj mnie – powiedział szeptem jakby to, co mówił było tajemnicą. – Tylko tego – powiedział biorąc dłoń mężczyzny i przykładając ją na miejscu gdzie było jego serce. W tym momencie waliło jak młotem. – Wiem, że nie powinienem tak mówić, bo tylko sam się proszę o zranienie, ale taki już jestem. Przepraszam. Nie chcę być kłopotem – szepnął i sięgnął do swojej twarzy by oderwać dłonie mężczyzny, które z powrotem się tam znalazły. Chyba powinien już wracać, bo to, co mówił i czuł było zbyt szalone.

Ed przypominał Willowi chłopca, który zbyt szybko się zakochiwał i zbyt szybko ufał. Mimo, że jego rozum krzyczał by jak najszybciej przerwać tą znajomość, by nie skrzywdzić niepoprawnego romantyka, serce mówiło zupełnie co innego. Odsunął dłonie od jego twarzy, ale zaraz złapał go za dłoń, ciągnąc w kierunku wyjścia. Gdy chłodne powietrze uderzyło w ich rozpalone ciała Will zatrzymał się i spojrzał na Eda, który wydawał się zagubiony i zawstydzony własnymi słowami.

– Stąd do mnie jest niedaleko. Mam cztery sypialnie, więc jeśli będziesz chciał możesz sobie wybrać jedną z nich. Pożyczę ci też coś luźnego do spania..

– Przepraszam. Wszystko zepsułem. – Blondyn potrząsnął głową i uśmiechnął się przepraszająco. – Nie martw się. Chcę byś wiedział, że wszystko, co się stanie będzie tylko moją winą. Wiem, że to, że nadal mam swoją niewinność może być przerażające dla ciebie, że boisz się mnie zranić. Nie chcę byś tak się czuł, więc zapomnij, co powiedziałem na parkiecie. Teraz jestem świadom jak wielką presję na tobie wywarłem. Przepraszam – szepnął blondyn i ruszył w stronę samochodu.

Will ruszył za nim nie mając pojęcia co mógłby mu powiedzieć. Daleko mu było do ideału faceta, jakiego z pewnością chciał mieć Ed. I to chyba smuciło go najbardziej. Wiedziony chęcią poczucia się tak, jak gdy całowali się po raz pierwszy, chwycił Eda za nadgarstek i nim ten się odwrócił przyparł go całym swoim ciałem do samochodu. Przez chwilę patrzył na niego jakby zastanawiając się, co do jasnej cholery robi, po czym szepnął w jego usta:

– Ed twoja niewinność mnie nie przeraża, ale ja sam siebie, bo po raz pierwszy nie chcę nikogo skrzywdzić. Gdyby na twoim miejscu był kto inny, nawet bym się nie zastanawiał, ale wziął go w toalecie w tym klubie. Ty zasługujesz na lepsze traktowanie Edwardzie Moore. Dlatego pocałuję cię dopiero wtedy, gdy znajdziemy się już w mojej sypialni – wymruczał owiewając usta chłopaka ciepłym oddechem.

Ed drgnął i nagle poczerwieniał słysząc, co Will by zrobił gdyby nie było go tutaj i teraz. Blondyn osobiście nie mógłby tego zrobić biorąc pod uwagę to, że raczej należał do tej strony biernej. Will powiedział, że on zasługuje na coś lepszego i nie wiedzieć czemu, czuł się wyróżniony. Teraz już był w pełni świadom tego, jak Will musi się przy nim hamować. Zrobiło mu się jednocześnie i wesoło i smutno. Wesoło, dlatego że jest dla Willa czymś nowym, czymś, co widocznie bardzo go zainteresowało, a smutno, bo jednak nie należał do świata tego mężczyzny. Mimo wszystko chciał poznać tego przystojniaka bliżej i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Jakby zdarzyło się, że straci swoją niewinność właśnie z nim to nie będzie niczego żałował.

– Dobrze – szepnął Ed przybliżając niebezpiecznie blisko twarz, że ich usta prawie się stykały. Lecz wtedy uśmiechnął się diabolicznie i odepchnął od siebie mężczyznę, który widocznie zdziwił się takim działaniem.

– Uważaj Ed... mnie się nie drażni – uśmiechnął się uśmiechem wygranej osoby. – Wsiadaj. – Otworzył auto i wsiadł za kierownicę czekając aż to samo zrobi chłopak. Chciał tylko znaleźć się z nim sam na sam, by znów poczuć jak jego ciało drży pod wpływem jego dotyku. Zapalił silnik i już po chwili byli w drodze powrotnej do domu Willa, który jak na razie milczał, błądząc gdzieś myślami. Jedynie jego dłoń, jakby zupełnie odłączyła się od całej reszty, głaskała udo chłopaka siedzącego obok. Brunet zastanawiał się, dlaczego tak bardzo zależy mu na Edzie. Każda odpowiedź wydawała się być niepoprawna. Może w głębi duszy pragnął w końcu czegoś stałego. Przelotne związki cieszyły tylko przez chwilę. Potem czuł się jeszcze bardziej samotny. Relacja, której oczekiwał Ed byłaby czymś na dłużej i nie opierałaby się na samym seksie. Will dawno już nikogo nie kochał. Czy ciągle to potrafił?

– M–m–może lepiej będzie jak twoje obie dłonie znajdą się na kierownicy? T–tak dla pewności? – zapytał z nieśmiałym uśmiechem biorąc dłoń mężczyzny z uda i prowadząc ją wyżej. Dłoń mężczyzny wylądowała na gładkim podbrzuszu Eda, który sapnął gdyż te okolice były bardzo wrażliwe. Potem poprowadził dłoń w górę po swoim brzuchu upewniając się czy Will nadal patrzy przed siebie.

– Edwardzie co ty wyprawiasz z moją dłonią ? – zapytał Will nawet nie odwracając wzroku z jezdni. Jego twarz nadal nie zdradzała żadnych emocji, jedynie kącik jego ust drgnął nieznacznie, co jako jedyne świadczyło o jego rozbawieniu tą sytuacją

– Cóż. Chyba się bawię – odpowiedział i oderwał dłoń od brzucha i przybliżył do twarzy. Uśmiechnął się z diabolicznym błyskiem w oku, którego nie mógł niestety zobaczyć Will. Oblizał usta i złapał jeden z palców mężczyzny ustami, by po chwili dotknąć go językiem. Mlaszczący odgłos opuścił jego usta, gdy zaczął lizać i ssać palec. Lecz nie długo Ed otworzył szerzej usta i włożył w ich gorące i wilgotne wnętrze dwa palce, które zaczął energicznie lizać.

– Edwardzie? – Will był zszokowany zachowaniem nieśmiałego jak dotąd chłopaka, który chyba nie miał zbyt mocnej głowy. Willowi tylko jedno przyszło do głowy, gdy mężczyzna z taką wprawą lizał jego palce. Poczuł jak dreszcz przebiega przez jego ciało od dłoni aż do jego brzucha. – Też umiem się bawić... ale musisz z tym poczekać aż dojedziemy do domu – skarcił go delikatnie i wydostał swoją dłoń z ust mężczyzny. Spojrzał na dwa mokre od jego śliny palce i wsunął je do ust oczyszczając je. – Czyżbyś robił się niecierpliwy ? – zapytał zmysłowo skręcając już w ulicę, na której miał swój dom.

– Może trochę – Ed odwrócił głowę w stronę szyby by uderzyć w nią czołem. Znowu... czy jego mózg nie może najpierw pomyśleć, zanim zacznie wydawać komendy. To nieco go otrzeźwiło, więc spojrzał przed siebie z gorącymi policzkami. – Przepraszam – powiedział tylko i schował twarz w dłoniach. Pokręcił głową jakby żałował z głębi duszy, że jest taki a nie inny, czyli czasami niepoprawny.

Willa zadowoliła odpowiedź chłopaka. Uśmiechnął się i wjechał w bramę, która samoistnie zaczęła się zamykać za nimi. Długim podjazdem przejechał przez cały ogród aż dotarli do nowoczesnej willi, która o tej porze, tj. wieczorem była pięknie podświetlona od zewnątrz. Większość ścian zajmowały wielkie okna, przez które było widać wnętrze domu równie minimalistyczne i nowoczesne. Will zatrzymał samochód przed garażem, który również samoistnie otworzył się wyczuwając czujką obecność auta przed drzwiami. Po chwili znaleźli się już w środku gdzie stały jeszcze dwa równie drogie i sportowe auta.

– Jesteśmy na miejscu. Betty pewnie śpi, więc poznasz ją dopiero rano – uśmiechnął się i wysiadł z auta.

– No nieźle się urządziłeś chłopie – powiedział Ed z zachwytem wysiadając z auta. Przelotnie spojrzał na pozostałe auta i wrócił spojrzeniem na zewnątrz garażu. Wyszedł stamtąd chcąc przyjrzeć się willi. Jak dziecko okręcił się dookoła starając się objąć wzrokiem wszystko. Po chwili wrócił do Willa, któremu posłał uroczy uśmiech.

– Jesteś uroczy Edwardzie... ale poczekaj, aż zobaczysz, co jest w środku – wziął go za rękę i wyprowadził z garażu do właściwej części willi. Pomieszczenia zaprojektowano w męskim stylu. Królował minimalizm, wszystko zachwycało prostotą i elegancją. Will zadowolony, że Edowi się tu podoba przeprowadził go przez wszystkie pomieszczenia aż do sypialni, gdzie punktem centralnym było wielkie łóżko z błękitną satynową pościelą i wieloma poduszkami. Przy oknie na całą ścianę stał skórzany fotel, skąd Will uwielbiał obserwować ogród. Po drugiej stronie parę szafek i drzwi do ogromnej garderoby, do której właśnie został wprowadzony Ed.

– Potrzebujemy prysznica. Nie sądzisz?

– Yhym – mruknął Ed z niejaką powagą. Rozmowa z przyjaciółką pokazała mu, że blizny nie są czymś, co źle o nim świadczy. Postanowił pokazać je mężczyźnie i zobaczyć jak ten zareaguje. Zawsze będzie mógł uciec. – Masz piękny dom. A tak w ogóle to widzę, że lubisz niebieski kolor. Ja także – zaśmiał się cicho.

- Więc jest nas dwóch... – Will sięgnął do jednej z szafek, w których miał całą masę t–shirtów. – Wybierz sobie jaki chcesz do spania – otworzył kolejną – tu wybierz sobie dresy. Łazienka jest tu – wskazał drzwi z którymi była połączona garderoba i sypialnia równocześnie – możesz z niej skorzystać. Ja pójdę do tej na parterze.

– To nie ra...? – urwał pytanie i chwilę potem z czerwoną twarzą wziął pierwszą lepszą niebieską koszulkę i jakiś czarny dres i pognał do łazienki. Nie zamknął drzwi, bo nie miał na to siły. Oparł się o nie i głęboko westchnął. Rozejrzał się po łazience i sapnął. Była przeogromna i pięknie wyglądająca. Wzruszył ramionami i począł rozpinać koszulę. Szybkim ruchem zdjął ją z ramion i wyskoczył ze spodni. Chwilę potem był już w kabinie prysznicowej i zmywał z siebie trudy dnia dzisiejszego.

Will zszedł po cichu na dół i wszedł do nieco mniejszej łazienki, która znajdowała się przy mniejszej sypialni służącej gościom. Ściągnął z siebie ciuchy i wrzucił je do kosza na brudy, po czym wszedł pod zimny strumień wody. Wszystkie jego mięśnie spięły się momentalnie pod wpływem zimna, ale później poczuł się rozluźniony. Po dziesięciu minutach już zmierzał do swojej sypialni, Miał na sobie jedynie szare dresy luźno zwisające z jego bioder. Nigdy nie spał w koszulce. Z jego włosów ciągle jeszcze wilgotnych skapywały kropelki wody, które spływały po jego karku i umięśnionych plecach.

Po chwili mycia i szorowania jasnowłosy chłopak wyszedł spod prysznica. Dokładnie się wytarł i założył dres, który ledwo co mógł utrzymać się na jego szczupłych biodrach. Na to wyglądało, że był szczuplejszy od Willa. Zazwyczaj nie spał w koszulce, ale postanowił mężczyźnie stopniowo pokazać blizny, żeby szok nie był zbyt wielki. Założył koszulkę, która była cóż... po prostu nieco za duża. Czy on rzeczywiście jest aż tak drobny? Prychnął i wyszedł z łazienki, po chwili nieco zdenerwowany trafiając do sypialni Willa.

Brunet wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi, żeby czasami Betty nie zechciała ich zaskoczyć. Gdy odwrócił się w stronę łóżka, przy którym stał już Ed na jego twarzy wymalował się łobuzerski uśmiech. Chłopak był za mały na jego ciuchy, ledwo co się na nim trzymały. Wystarczyłby jeden ruch, a byłby już bez nich.
– Dobrze ci w niebieskim – stwierdził i wyminął chłopaka usadawiając się na łóżku. – Dołączysz do mnie? – zapytał uwodzicielskim głosem utkwiwszy wzrok w drobnej postaci młodego lekarza.