niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 3


Jasnowłosy mężczyzna powoli ubierał swój płaszcz z zamiarem wyjścia do domu. Sekretarka przekazała mu wiadomość, że przyjdą do domu goście, więc standardowo tego dnia wychodził wcześniej. W takich sytuacjach uwielbiał być swoim szefem. Oczywiście miał nad sobą kierownictwo, ale mało kiedy mieli do niego jakieś pretensje dotyczące jego zmian, częściej mieli mu za złe, że się przemęcza i zostaje dłużej. Ale on był głuchy na ich rady, był dorosły i doskonale wiedział jak ma się zachowywać i co robić.

W pełni ubrany wyszedł ze swojego gabinetu i skierował kroki do wyjścia. Prawie przy nim będąc został złapany przez biegnącą w jego stronę przyjaciółkę.

Ty skretyniały głupku! – krzyknęła uderzając go mocno w ramię.

Hej! Czemu mnie bijesz? Co ci zrobiłem? – zdziwił się i odsunął na stosowną odległość by uniknąć kolejnych wymachów pięści młodej kobiety.

A właśnie to czego nie robisz, a mianowicie nie dbasz o siebie! – Znów krzyknęła, a blondyn złapał ją za nadgarstek i wyprowadził ze szpitala nie chcąc robić sensacji na własnym oddziale.

A może przestałabyś mi matkować? Mam już matkę, więc drugiej nie potrzebuję – wydął usta nieco urażony.

Nie przestanę, bo jesteś moim przyjacielem i kocham cię jak brata. Teraz zamilknę, a jutro masz wolne – powiedziała obejmując Eda za ramię i idąc z nim w stronę zaparkowanego samochodu mężczyzny.

Nie mogę brać wolnego, mam masę pracy i kilka spotkań z kierownictwem – prychnął na jej słowa, jednak dał się poprowadzić.

Daj kluczyki, ja dzisiaj siądę za kierownicą, ty jesteś zmęczony – powiedziała wyciągając rękę, lecz blondyn nawet nie drgnął. Westchnęła tylko i włożyła rękę do kieszeni jego spodni i wyjęła potrzebny przedmiot. Chłopak nawet nie zareagował na ten gest.

A ty niby nie jesteś zmęczona? – mówiąc to podniósł brew w ironicznym grymasie.

Tylko bolą mnie nogi – wzruszyła ramionami i zniknęła za drzwiami samochodu od strony kierowcy. Blondynowi nie pozostało nic tylko westchnąć i wsiąść na fotel obok tego zajmowanego przez kobietę. – Więc kim był ten przystojniak? - Usłyszał, kiedy już zapiął pas.

Yyy... mężczyzną?

– No co ty? Naprawdę?! – zapytała udając zaskoczenie. – Coś wyglądaliście na bliższych sobie niż mówisz.

Bo pomógł mi, gdy o mało nie upadłem? To nasz dobroczyńca, a ja z takiej strony się pokazałem – warknął zły na siebie i swoje zachowanie.

Edziu... lepszego człowieka jak ty, to ze świecą szukać.

Taa... gdyby kadra wiedziała, kim naprawdę jest ich ordynator to długo bym tam nie popracował...

Kochany... przesadzasz. Jesteś taki uroczy, że nic tylko cię brać! – Kobieta zaśmiała się i ruszyła samochodem w stronę domu Eda ignorując jego nadąsaną minę. Zawsze to blondyn ją odwoził, ale teraz ona miała zamiar to zrobić, a potem wrócić na piechotę do siebie. Nie pozwoli dzisiaj siąść mężczyźnie za kierownicą, dlatego, że był bardzo bliski zasłabnięcia. Po kilku minutach cichej jazdy powoli samochód zbliżał się do domu Eda. Chwilę potem kobieta już wjeżdżała na podjazd do garażu. – Otwierasz garaż, czy dzisiaj go nie chowasz?

Nie chowam. Rano będę go mył.

Okej. – Ciemnowłosa zaparkowała i wysiadła oddając kluczyki właścicielowi. – Wiesz co, Edziu? Ten facet wygląda na miłego.

Jaki? – zapytał prawie śpiąc na stojąco.

No ten z którym miałeś dzisiaj spotkanie, a może na gadaniu się nie skończyło? – zapytała sugestywnie unosząc brwi.

Niemożliwe! – Blondyn w odpowiedzi zarumienił się lekko. – Nawet nie wiem, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. Przygotuję mu tylko dokumenty i faktury, co do remontu i zaopatrzenia oddziału. I tyle... – Ostatnie słowa powiedział z lekkim, słabo wyczuwalnym smutkiem. – A może wejdziesz? Chyba moi dziadkowie dzisiaj przyjechali. Mama coś mówiła o gościach, ale kogo innego możemy się spodziewać?

Nie mogę kochany. Ludwik czeka już na mnie w domu. Jakąś niespodziankę mi przygotował – uśmiechnęła się i uścisnęła Eda, który oddał uścisk.

Pewnie oświadczyny. – Blondyn uśmiechnął się. – Jak mam rację, to daj znać.

To do zobaczenia – cmoknęła go jeszcze w policzek i ruszyła w drogę do domu. Nie miała daleko, więc traktowała to jako miły popołudniowy spacerek.

Blondyn został sam na podjeździe, więc powoli skierował kroki w stronę wejścia do domu. Chwilę potem przekroczył próg domu i zaczął zdejmować płaszcz, którym był opatulony. Zaraz potem zdjął swoje nieco zabrudzone trampki i wskoczył w swoje niebieskie puchate kapcie. Idąc w stronę salonu, skąd słyszał ciche rozmowy, zahaczył o kuchnię by napić się swojego ulubionego soku z grejpfruta. Nalał sobie pełną szklankę i zamruczał wraz z pierwszym łykiem napoju. Uwielbiał tę goryczkę w smaku. Jeszcze ze szklanką w dłoni udał się do salonu, lecz będąc w korytarzu zachwiał się na nogach i upuścił trzymany sok. Dźwięk tłuczonego szkła rozległ się nienaturalnie głośno w pustym korytarzu. Ed lekko sapiąc oparł się o ścianę przymykając oczy. Nagle usłyszał kilka par kroków stających się coraz głośniejszych i nieco za szybkich jak na spokojny chód. Otworzył oczy i okręcił głowę w prawo widząc patrzącą na niego matkę i tak jak przewidział, dziadków.

Synku? – najmłodsza z kobiet w pomieszczeniu niepewnie podeszła do blondyna. – Dobrze się czujesz?

Tak mamo. Szklanka wyślizgnęła mi się z rąk.

Myślę, że powinieneś się zgłosić do lekarza. – Kobieta dotknęła czoła syna i westchnęła, bo wyczuła lekką gorączkę.

Mamo, tak dla twojej informacji to ja jestem lekarzem. To tylko lekkie przemęczenie. – Wiedział, że ma rację, lecz to przemęczenie z pewnością nie było lekkie. Może jednak powinien wziąć urlop? – A ty mamo? Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał, samemu czując się już lepiej. Jak zawsze sprawiał problem mamie, która była chora na stawy, które z dnia na dzień bolały ją coraz bardziej.

Dobrze kochanie, chodź do salonu. A potem pójdziesz i odpoczniesz.

Witaj dziadku. – Chłopak podszedł do starszego mężczyzny, który złapał go za ramiona i przyjrzał się dokładnie jego twarzy.

Ależ ty zmężniał Edwardzie – uśmiechnął się widząc zaskoczenie młodego blondyna.

Daj mi przytulić mojego wnusia. – Teraz starsza kobieta złapała Eda, mocno go do siebie przytulając. – Ale z ciebie przystojniak! Kiedy w końcu poznam twoją drugą połówkę?

Jak ją znajdę. – Chłopak zaśmiał się dźwięcznie.

Nie rozumiem ludzi tego miasta. Taki wspaniały chłopak jak ty nadal jest samotny. Życzę ci wszystkiego dobrego kochanie. A teraz posłuchaj matki i może od razu idź się położyć. Przyjechaliśmy na jakiś czas, więc jeszcze zdążymy porozmawiać. Dobranoc, wnusiu.

Dobranoc. – Ed uśmiechnął się i ucałował babcię w policzek, a ona uśmiechnęła się do niego promiennie. Dziadkowi uścisnął dłoń, a mamę ucałował w czoło, ponieważ była o wiele niższa od niego i to był ich mały rytuał. Ona zawsze w odpowiedzi głaskała go po policzku. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem.

Śpij dobrze kochanie.

Jasnowłosy chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i ruszył schodami w górę do swojego pokoju. Wskoczył szybko do łazienki na szybki prysznic i wcisnął się w spodnie od pidżamy, które trzymały mu się luźno na wąskich biodrach. Stanął przed dużym lustrem i skrzywił się widząc ogromną bliznę szarpaną w okolicach pępka. Lecz to nie było wszystko. Na klatce piersiowej miał kilka bladych blizn ciętych, które nie odznaczały się zbytnio na jego bladej skórze. Nie tak jak blizna po nożu. Odwrócił się i skrzywił jeszcze bardziej. Jego plecy może nie wyglądały tak źle, lecz długa szrama ciągnąca się na skos pleców bardzo go irytowała. Po raz kolejny przeklinał siebie za swoją głupotę, gdy był gówniarzem. Mimo że jego ciało zachwycało muskulaturą wyrobioną na siłowni to blizny zawstydzały go, w efekcie tego Ed unikał miejsc, w których musiał się obnażać. Westchnął i wyjął ze spodni, leżących w koszu na brudną odzież, małą kartkę. Zachichotał cicho i wrócił do pokoju. Zastanawiał się, co Will by pomyślał widząc jego ciało usiane bliznami. Byłby zaskoczony, czy może wręcz przeciwnie, obrzydzony? Dla niego postać Willa była intrygująca. Nie potrafił powiedzieć, co ten myśli. Było widać, że mężczyzna uczył się nie ukazywać emocji zbyt dosadnie. Zastanawiał się, dlaczego tak się dzieje? Przecież emocje to coś pięknego. To dzięki nim możemy nazywać się ludźmi. W umyśle Eda utkwił uśmiech właśnie tego mężczyzny. Taki piękny, taki szczery.

Wskoczył do łóżka cały w skowronkach i ułożył się w jak najbardziej wygodnej pozycji i zamknął oczy. Gdy to zrobił pod powiekami znów zobaczył ten uśmiech i towarzyszące temu emocje. Dotyk dłoni na jego biodrze też nie został zapomniany. Z myślami rozgrzewającymi serce, zasnął.

***

Will przebudził się czując w pokoju czyjąś obecność. Otworzył zaspane oczy i po chwili je zamknął, okrywając się szczelniej satynową pościelą i starając się zignorować krzątającą się po pokoju kobietę w czarno-białym kostiumie angielskiej gospodyni domowej. Przewrócił się na brzuch obejmując poduszkę i mocno ją ściskając pragnąc jeszcze chwili spokojnego snu. Szuranie ścierki po meblach drażniło jego wyczulony o tej porze słuch.

Gdybym cię nie znała pomyślałabym, że nieźle imprezowałeś wczoraj. – Kobieta odwróciła się w jego stronę i stanęła nad łóżkiem.

Mężczyzna leniwie otworzył oczy i mruknął tylko coś niewyraźnego w odpowiedzi, nie mając ochoty na dalsze konwersacje. Betty, bo tak miała na imię druga osoba w tym pomieszczeniu, była dla niego jak matka, zastępując mu tą prawdziwą, którą mało obchodziły jej własne dzieci. Betty przeniosła się razem z nim, gdy sześć lat temu wyprowadził się z rodzinnego domu i od tamtej pory stała się jego powierniczką, najlepszą przyjaciółką i osobą, której jako jedynej pozwalał się otwarcie krytykować.

Byłem w szpitalu – ziewnął i przewrócił się na plecy, a wzrok utkwił w suficie.

I udało się? – zapytała ciekawa, powracając do swojej pracy.

Chcieli tylko milion dolarów – przetarł zaspane oczy – a szpital jest w złym stanie. Może nie najgorszym, ale nikt nie powinien ani pracować, ani leczyć się w takim miejscu.

Sądzisz, że będą potrzebowali więcej? – zapytała z garderoby, wieszając w niej świeżo wyprasowane koszule we wszelakich kolorach.

Zawsze potrzebują więcej Betty. Ceny idą w górę i nie mówimy tu tylko o przemyśle spożywczym. Wszystko drożeje, a jeśli będą chcieli porządnie odnowić i zaopatrzyć szpital nie będą mieli wyjścia. Która w ogóle jest godzina?

Południe Will. – Kobieta pojawiła się znów przy jego łóżku i jednym płynnym ruchem zsunęła z niego kołdrę. Młody Collins był dla niej jak syn i wielokrotnie widziała jego smukłe, umięśnione ciało, wyrzeźbione ramiona i płaski brzuch, na którym pięknie rysowały się wszystkie mięśnie. Gdy Will zdradził jej, że nigdy nie poślubi kobiety była zaskoczona, ale bardziej tym, że jej to wyznał niż tym, że okazał się gejem. Jej podświadomość cichutko szemrała jej o takiej możliwości już od dawna.

Nie spałem przez pół nocy – mruknął, co było zgodne z prawdą. Cały wieczór od momentu przekroczenia progu do momentu zapadnięcia w sen po jego głowie przechadzał się obraz Eda, natrętnie nie pozwalając o sobie zapomnieć.

Coś mi się wydaje, że wczoraj wydarzyło się coś więcej – podekscytowana Betty usiadła na brzegu łóżka na chwilę przerywając swoją pracę i wlepiła swoje przewiercające na wylot spojrzenie, przed którym Will nie potrafił zachować żadnej tajemnicy.

Musisz wszędzie wściubiać swój nos? – zapytał rozbawiony, ale też wdzięczny, że kobieta sama poruszyła dręczący go temat. Musiał z kimś o tym porozmawiać, a Betty była najlepszą osobą do tego.

Znasz mnie mój drogi. No, a teraz opowiadaj, co za ciacho wpadło ci w oko?

Ciacho? – zdziwił się nigdy nie słysząc takiego słowa w ustach prawie sześćdziesięcioletniej kobiety. – Masz taki wyraz w swoim słowniku?

Nie odwlekaj tematu Will – pokiwała palcem. – Prawie cały dzień przebywam w twoim towarzystwie, od kogoś się uczę takich dziwacznych słów.

Mężczyzna roześmiał się głośno i pokręcił głową. Podniósł się i usiadł na brzegu łóżka przez chwilę zastanawiając się, jak dobrze oddać słowami to, co wczoraj się wydarzyło.

Ordynator.

Co ordynator, chłopcze? – Kobieta zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia, o co mu chodzi.

Ordynator jest tym, przez którego nie mogłem spać – wyjaśnił, ale widząc dziwny niepokój w oczach swojej powierniczki, zmarszczył brwi. – Coś nie tak?

Will ja rozumiem, że starsi mężczyźni są bardziej doświadczeni i z pewnością robią większe wrażenie na młodzieńcach takich jak ty, niż twoi rówieśnicy, ale czy to nie przesada, by zauroczyć się w kimś tak dużo lat starszym. Zapewne mógłby być twoim ojcem. – Karcący ton Betty i jej coraz szybsze tempo wyrzucania z siebie wyrazów świadczyły o tym, że jest trochę wyprowadzona z równowagi. – Pewnie, że doszedł do czegoś, ale pewnie tylko by się tobą zabawił…

Betty... – Will starał się jej przerwać.

I wykorzystał i…

Betty! – uniósł trochę głos, co powstrzymało słowotok kobiety, która lekko urażona spojrzała w jego błękitne oczy. – On ma dwadzieścia sześć lat.

Och. To zmienia postać rzeczy – chrząknęła. – Wybacz to, że tak się uniosłam.

Rozumiem. – Mężczyzna wstał i naciągnął na siebie dresy, które luźno zwisały z jego bioder. Przeniósł się na skórzany fotel w rogu pomieszczenia i utkwił zamyślony wzrok w coś za oknem. – Ma na imię Ed – uśmiechnął się lekko – Edward.

Wy mężczyźni tak łatwo i szybko się zakochujecie. – Perlisty śmiech Betty wypełnił pomieszczenie. Kobieta zabrała się za ścielenie łóżka, które ciągle jeszcze było ciepłe.

Nie zakochałem się, Betty – stwierdził stanowczo. – Ed wywarł na mnie dobre wrażenie. Spodobał mi się w wielu kwestiach, ale to dalekie jest od miłości – mruknął zły, że kobieta nigdy nie traktowała jego uczuć wobec innego mężczyzny na poważnie. W sumie po chwili stwierdził, że nie miała do tego podstaw skoro tyle razy przyprowadzał do swojej sypialni różnych kandydatów, a z żadnym z nich nie został na stałe.

Nie złość się kochany – skarciła go. – Kimkolwiek dla ciebie ten Ed jest…

Nikim dla mnie nie jest Betty – zacisnął mocniej dłonie na oparciach fotela. Nie miał pojęcia, dlaczego zareagował tak emocjonalnie. Nie zdarzało mu się to tak często. Prawie nigdy. Kobieta wygładziła pled i spojrzała na swojego wychowanka badawczo.

Coś mi się wydaje, że ktoś wczoraj w końcu sprawił, że twoje serce zaczęło mocniej bić. Mam rację?

Twarz Willa przez chwilę nie zdradzała nic. Poważna i formalna. Nieustępliwe spojrzenie utkwione w Betty wcale jej nie przeraziło. Nadal oczekiwała odpowiedzi. Mężczyzna westchnął zrezygnowany i opuścił maskę.

Wygrałaś. Jestem zły, bo nawet nie wiem czy Ed jest taki sam jak ja – osunął się lekko na fotelu przyjmując wygodniejszą i bardziej swobodną pozycję. – Ta niewiedza krępuje moje ruchy. Nie mogę nic zdziałać, bo nie mam ochoty przerażać jakiegoś zagubionego w swojej orientacji hetero – ucisnął nasadę nosa, a jego myśli znów zaczęły pędzić jak oszalałe po tylko jemu znanych rejonach jego umysłu.

A on wie, jaki ty jesteś? – zapytała uważnie obserwując zagubienie malujące się na twarzy chłopaka, na które pozwalał sobie tylko w jej obecności.

Wie. A przynajmniej domyśla się – odrzekł, przypominając sobie Eda przegryzającego wargę. Ten obraz na tyle utkwił mu w pamięci, że nie mógł się wczoraj powstrzymać przed przywoływaniem go przed oczy wczorajszego wieczora, gdy musiał rozładować całe to napięcie, które nagromadziło się podczas czasu, kiedy przebywał w pokoju numer 145.

Być może Ed to kolejna krótka znajomość Williamie. Nie możesz, gdy tylko spotkasz wartego uwagi mężczyznę, myśleć o nim w kategorii partnera.

Mężczyzna westchnął, ignorując komentarz kobiety.

Uroczo się rumieni – zamknął oczy, by trafniej opisać postać młodego lekarza. – Robił to dość często. Plątał mu się język, no i ma fantastyczny tyłek – uśmiechnął się do siebie. – Może to ostatni raz jak go widziałem, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem ochotę by był tylko mój. Rozumiesz… patrzyłem na niego i chciałem mieć go zawsze przy sobie… tu w tym domu. Nie wypuszczać z ramion, kupować wszystko, czego sobie zapragnie, wywoływać ten nieśmiały uśmiech i wpatrywać się w te szare, przyjazne oczy – westchnął po raz drugi i powoli otworzył oczy. – Nie wiem jak to nazwać…

Zaborczość? – podsunęła Betty, podchodząc do okna i otwierając je na oścież, by wpuścić do środka rześkie popołudniowe powietrze.

Nigdy nie zaprzeczałem, że mam zapędy egoistycznej zaborczości, jeśli coś takiego w ogóle istnieje – mruknął i utkwił swój lekko zamglony wzrok w swoje delikatne i zadbane dłonie.

Przestań bujać w obłokach, a lepiej zrób coś z sobą, żebyś mógł wyjść do ludzi.

Wiesz, co mnie poruszyło jeszcze wczoraj, gdy rozmawiałem z Edem? – spojrzał na Betty, która wyniosła mu z garderoby czarne dżinsy i miętową koszulę.

To, że ma niezły tyłek? – zażartowała sobie z jego wcześniejszych słów, ale ten ją zignorował i kontynuował swój wywód.

To, że on jest całkowicie oddany temu, co robi. Widać to w jego oczach, gdy mówi o szpitalu, dzieciach. Nigdy nie widziałem człowieka z taką pasją. Zapewne całe dnie spędza w swoim gabinecie, od rana do nocy, a pewnie i w nocy... a ja? Nie mam nic takiego. Całe dnie albo wydaję kasę ojca, albo ślęczę w tym domu i czytam książki. Dobija mnie to, że nic nie potrafiłem zrobić i do niczego dojść – mruknął z goryczą w głosie.

Betty przekrzywiła lekko głowę i spojrzała na niego matczynym wzrokiem.

Williamie nie możesz ciągle karcić się za to, w jakich realiach żyjesz, bo to niezbyt rozsądne. Dzielisz się tym, co posiadasz z ludźmi, którzy tego potrzebują. Wielu może pracować w szpitalach kochany. Wielu może być politykami, mieć własne firmy, ale nie każdy potrafi zrezygnować z części własnych pieniędzy na cel dobroczynny. To chyba jest coś, co cię nakręca, prawda? Nim wybrałeś się na rozmowę z Edem kilka dni rozmyślałeś o tym, komu i jak pomóc. Czy to nie jest twoja pasja?

Will westchnął ciężko trawiąc słowa Betty. By zyskać czas, sięgnął po koszulę, którą mu podała i nałożył ją na siebie.

Pomagam, bo chcę naprawić błędy mojego ojca – rzekł poważnie, zapinając ostatni guzik – a nie dlatego, że to moja pasja. Czuję się winny, że dzierżąc władzę nie myśli o tych, o których powinien, tylko o sobie – sięgnął po spodnie i naciągnął je na siebie, wstając z fotela.

Nie jest rzeczą ważną, co pcha nas do dobrych uczynków – stwierdziła jeszcze raz rzucając okiem na pokój. – ale to, że je zrobiliśmy. Nie przejmuj się, na pewno jeszcze znajdziesz coś, co będzie cię zadowalać, tak jak praca zadowala Eda – uśmiechnęła się do niego dobrodusznie i ruszyła do drzwi. – Obiad jest już na stole.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To znowu ja. Czytałam poprzednie komentarze. Bardzo się cieszę, że opowiadanie zdobywa czytelników!
Senri97 wiem, że dużo osób czeka na kolejną część mojego opowiadania, ale nawet jeśli mam plan wydarzeń rozdziału, to nie potrafię znaleźć weny na spisanie tego. Może jak pojadę do babci, napiszę coś. U mnie zawsze jest wiele osób w domu, a ciężko jest znaleźć wtedy spokój i stuprocentowe skupienie. Dziękuję jednak za cierpliwość!
~ Fantasya.