Głośne
pukanie obudziło jasnowłosego chłopaka z pięknego snu. A raczej
własnego erotycznego filmu. W jego marze nocnej Will robił z nim,
co chciał. Na samo wspomnienie snu zarumienił się malowniczo
czując bolesny ucisk w spodniach. Już sięgał dłonią by sobie
jak najszybciej ulżyć, ale pukanie nie ustawało. Starając się
opanować odezwał się:
– Tak?
– Ed?
Wstałeś już?
– Dzięki
twojemu pukaniu, mamo, owszem – odezwał się radośnie nadal będąc
podnieconym. Niezła ironia.
– Zaraz
będzie śniadanie, więc umyj się i czekam na dole.
– Dobrze.
– Chłopak szybko wszedł do łazienki i rozbierając się wskoczył
pod prysznic, gdzie ulżył sobie i się umył.
Opuszczając
pomieszczenie założył na siebie koszulę zapinając ją tylko
tak, aby móc ukryć swoje blizny. Wyszedł z pokoju i zszedł po
schodach. Zaraz po tym jak znalazł się na dole rozległ się dźwięk
dzwonka do drzwi. Podniósł brew śmiejąc się w duchu za wyczucie
czasu gościa. Podszedł do drzwi i otworzył je w tym samym
momencie, co przeczesał włosy. Ten gest zobaczył przybysz, a
raczej przybyszka, o ile istnieje takie słowo. Za drzwiami stała
młoda dziewczyna, córka sąsiadki, z którą jego matka często
piła herbatę do babskich ploteczek. Dziewczyna patrzyła się na
niego jak na ósmy cud świata.
– Tak?
– zapytał nieco zachrypniętym od snu głosem, a dziewczyna
wyraźnie przełknęła ślinę.
– M–mama
przysłała m–mnie by przekazać, ż–że nie będzie m–mogła
przyjść, b–bo musi wyjechać. Teraz. – Dziewczyna strasznie się
jąkała, ale Edowi się wydawało, że to nie była wada jej wymowy.
– A
może sama jej to powiesz? – powiedział otwierając drzwi szerzej
i opierając się o framugę tak, że jakby zdecydowała się wejść
to z pewnością by się o niego otarła.
– N–nie.
Wierzę, że pan zrobi to za mnie. D–do widzenia – powiedziała
szybko i ulotniła się jeszcze szybciej.
– Żaden
ze mnie pan, młoda damo – odkrzyknął i uśmiechnął się
widząc, jak dziewczyna znacznie przyspieszyła kroku. Jeszcze przez
moment śledził ją wzrokiem, póki nie zniknęła mu z oczu. Zaraz
potem zamknął drzwi i wkroczył do jadalni, gdzie czekało na niego
śniadanie. Przy stole znajdowała się mama i dziadkowie.
– Kto
to był? – zapytała rodzicielka blondyna.
– Córka
sąsiadki. Pani Anna nie może przyjść dzisiaj na herbatę, bo musi
gdzieś wyjechać.
– Ach
tak... coś wspominała – opowiedziała kobieta. – Synku?
– Tak?
– Jak
się czujesz? – zapytała z troską.
– Dobrze.
Wyspałem się, a dzisiaj mam wolne.
– To
dobrze. Jakieś plany?
– Umyję
samochód i wykonam kilka telefonów – powiedział zajadając
przepyszne kanapeczki swojej mamy.
Po
jego słowach nikt już nic nie mówił do końca śniadania. Blondyn
wstał i ruszył do swojego pokoju, by przebrać się w wygodne
ubrania do mycia samochodu. Założył białą, lekką koszulkę i
luźne, wytarte na kolanach dżinsy. Tak ubrany wyszedł z domu i
udał się do garażu po środki myjące. Z wiaderkiem pełnym wody z
płynem i gąbką podszedł do swojego auta. Namoczył gąbkę i
zaczął czyścić swój pojazd. Po kilku żmudnych minutach zlany
potem i zmoczony od stóp do głów oparł się o przód maski.
Ciekawe, co by Will powiedział gdyby go teraz zobaczył? Ciekawe, co
zobaczyłby w jego przerażająco niebieskich oczach, które były
jego ulubionym kolorem. W jego głowie pojawił się Will w ochronnym
ubraniu i lekki uśmiech zabłąkał w kąciku jego ust. A o głosie
niebieskookiego to nawet nie trzeba było wspominać. Bardzo seksowny i
zapewne sam jego posiadacz zdawał sobie sprawę z jego brzmienia. Ed
też wiedział, co głos potrafi robić z ludźmi, bo jego również
nie należał do przeciętnych i bezbarwnych. Zaśmiał się do
swoich myśli i usłyszał głośny świst wciąganego powietrza od
strony wejścia do ich ogródka. Spojrzał w tamtą stronę i sapnął
zaskoczony widząc osobę, której nie chciał widzieć już nigdy
więcej, a mianowicie swojego byłego przyjaciela Johna, przez
którego, teraz bał się zakochać. Jego wyraz twarzy zmienił się
z zaskoczonego na gniewny. Podszedł szybkim krokiem do bramki i
warknął:
– Czego
chcesz?
Mężczyzna
zmierzył wzrokiem blondyna i uśmiechnął się dwuznacznie.
– Ciebie.
– Hę?
– Blondyna zamurowało. – Chyba się nieco przesłyszałem.
–Wcale
nie, drogi Edwardzie. Przecież mnie kochasz, więc to nie powinien
być problem, prawda? – Przybyły mężczyzna obejrzał dokładnie
chłopaka i to co widział, bardzo mu się spodobało.
– W
jakim ty świecie żyjesz? – warknął Ed nie mogąc powstrzymać
ciała przed drżeniem z obrzydzenia na świadomość, że ktoś taki
jak John mógłby go dotykać. – To było chwilowe zauroczenie, nic
do ciebie nie czuję już od dawna.
– Ach...
szkoda, że moim znajomym nie wyszło... pewnie teraz byłbyś w
mojej mocy. Leżałbyś nagi, zamknięty w pomieszczeniu bez okien i
klamek. – John westchnął czując, że może marzenie da się
jeszcze spełnić. Wie, gdzie pożądana osoba zamieszkuje, więc
teraz to nie powinien być problem by móc go skutecznie szantażować.
– Do twojego pokoju tylko ja miałbym klucz, który wypożyczałbym
za pieniądze każdemu, który miałby ochotę przelecieć takiego
urodziwego chłopca jak ty – dodał oblizując usta.
– Lepiej
spieprzaj stąd zanim się wścieknę. Nie jestem już tym, kim
byłem. – Blondyn warknął przez zaciśnięte zęby, a w jego
oczach pojawiła się żądza mordu. – Wynoś się bo zadzwonię
na policję!
– Jeszcze
z tobą nie skończyłem – powiedział John uśmiechając się
zawistnie i obrócił się na pięcie. Chwilę potem zniknął z pola
widzenia Eda.
Blondyn,
którego cała siła i opanowanie opuściło, odwrócił się i wpadł
do domu tak szybko jakby ktoś go gonił. Był spanikowany i zaczął
się bać, co może wyniknąć ze spotkania Johna. Wiedział gdzie
mieszka Ed, bo często zapraszał go na obiad, czy aby wspólnie się
pouczyć. Do tej chwili skutecznie uciekał myślom o nim i ich
przyjaźni, która tak naprawdę przyjaźnią nigdy nie była. Oparł
się o drzwi ze strachem w oczach. Nie wiedział, co ma robić, a co
gorsza, miał złe przeczucia. Krótka rozmowa z nim uświadomiła
Edwardowi, że mężczyzna ma coś nie tak z głową. Kto normalny
pragnąłby więzić kogoś by zaspokajać swoje i co gorsza, każdego
innego, który zapłaci, chore zachcianki. Przez kręgosłup chłopaka
przebiegł lodowaty dreszcz. Strach, który go opanował zamienił
się w niczym niezmącone przerażenie. Nie chciał już dłużej
widzieć tego faceta. I chłopak miał plan. Postanowił zrobić z
siebie przynętę, by ten człowiek został złapany i posadzony za
kratkami na kilka ładnych lat. Plan nie przewidywał jednego... a
właściwie tego, że nie potrafił teraz wymyślić żadnego.
Westchnął głęboko i nadal oparty o zamknięte drzwi ześlizgnął
się tak, że teraz siedział na podłodze. Nie miał siły wstać.
Całe jego życie w jednej chwili obróciło się o dziewięćdziesiąt
stopni... tak, tylko dziewięćdziesiąt, bo jak do tej pory John był
zainteresowany tylko nim, a właściwie jego ciałem. Wzdrygnął
się, gdy zdał sobie sprawę, przez kogo teraz posiada kilka blizn
na ciele. Trząsł się teraz z bezsilnej wściekłości, a jego
wizję zaczęła przesłaniać czerwona mgiełka. Taka sama, jaka
pojawiała się gdy był nastolatkiem – pragnienie przelania krwi.
Potrząsnął głową i zacisnął powieki. Pod nimi zobaczył Willa
i jego piękny, szczery uśmiech. Jego ciało zalało gwałtowne
gorąco i pragnienie by zobaczyć tego mężczyznę jak najszybciej.
Poznał go dzień wcześniej, ale jakoś posiadał pewność, że
jego własne demony ukryte w duszy, cofają się w jej głąb. Tam
gdzie nie potrafił ich już dostrzec. Na chwilę obecną to
wystarczało, niemniej jednak z biegiem czasu chciałby się ich
doszczętnie pozbyć i być w końcu wolnym.
– Will
– szepnął jakby bezwolnie.
Chłopak
schował twarz w dłoniach i przez chwilę tak siedział. Nagle
wstał, teraz już zupełnie opanowany. Ed potrafił przestać
panikować całkiem szybko, ale potrzebował jakiegoś bodźca.
Właśnie teraz stał się nim William Collins, mężczyzna, który
skupił na sobie całe zainteresowanie Eda, który jak do tej pory
skutecznie się przed takimi rzeczami bronił. Może Will był tym
jego jedynym, przeznaczonym? Zaśmiał się do swoich myśli. Jego
naiwność była tak wielka, że chyba tylko małe dzieci dorównują
jemu w jej wielkości. Dotknął swojej piersi tuż nad miejscem
gdzie bije serce, teraz nieco zbyt szybko i uśmiechnął się.
Pragnął usłyszeć głos Willa.
***
Will
nie mógł zignorować już kolejnej wiadomości, która przyszła na
jego telefon od doradcy ojca. Uśmiechnął się kwaśno odczytując
jej treść. Jego ojciec bardzo rzadko kontaktował się z nim sam.
Zazwyczaj wykorzystywał do tego Arthura, z którym brunet był w
bardzo dobrych stosunkach. To właśnie on wskazał Willowi szpital,
w którym pracował Ed jako ten, który potrzebuje najszybszej pomocy
finansowej. Mężczyzna uśmiechnął się na samą myśl. Gdyby nie
Arthur, nigdy nie poznałby Edwarda.
Niechętnie
przerwał swój poobiedni odpoczynek z książką Edgara Poe w
dłoniach i wstał ze skórzanego fotela, odkładając lekturę na
szklany stolik. Nie mógł już dłużej odwlekać spotkania z ojcem.
Musiał zebrać w sobie całą cierpliwość i wysłuchać tego, co
miał mu do powiedzenia.
– Betty?!
– Wszedł do kuchni, gdzie zastał kobietę czytającą gazetę, co
było jej popołudniowym rytuałem.
– Will?
– Jadę
spotkać się z ojcem – oznajmił, wzdychając ciężko i kradnąc
jedno ciasteczko z błękitnego półmiska.
– W
końcu. – W jej oczach zobaczył ulgę. – Nie denerwuj się na
to, jaki jest. Wiem, że cię kocha.
– Betty,
nie musisz mi mówić takich rzeczy. – Ugryzł ciasteczko, czując
jak kawałki czekolady rozpuszczają się w jego ustach.
– Czasami
wydaje mi się, że o tym zapominasz. – Upiła łyk zielonej
herbaty uważnie się mu przyglądając.
– A
dziwi cię to? – zapytał lekko poruszony tym, że kobieta to jego
obwinia o napięte stosunki między nim, a ojcem. Tymczasem Will
naprawdę się starał, ale czasami miał już dość wysłuchiwania,
jaki to on nie jest, a jaki jest. Każdy miałby dość.
– Czekać
na ciebie z kolacją? – zapytała, nie chcąc zdenerwować chłopaka
jeszcze bardziej.
– Nie.
Potem pójdę biegać, więc dziś sobie ją odpuszczę. Miłego dnia
Betty – rzucił na odchodne i opuścił kuchnię, kierując się
prosto do garażu.
I
tym razem mieli spotkać się w jego gabinecie, który mieścił się
w centrum Nowego Jorku. Dom rodziny Collinsów znajdował się na
drugim końcu miasta. Will specjalnie wybrał miejsce na swoją
wille, tak oddalone od rodzinnego domu. Nie chciał być
kontrolowany. Potrzebował własnej przestrzeni, prywatności.
Miejsca, do którego mógłby zapraszać swoich kochanków bez obawy,
że wścibski ktoś z służby lub sam ojciec to zauważą.
Wcisnął
pedał gazu, czując jak samochód mknie do przodu. Zacisnął
mocniej palce na kierownicy, próbując przewidzieć tor rozmowy i
przygotować się na pytania, które mógł usłyszeć od ojca.
Skupiony na drodze, delektując się mocą silnika nowego cacka,
rozluźnił się. Parę głębszych wdechów spowodowało, że stres
przed rozmową zupełnie z niego wyparował. Zatrzymał się na
światłach i spojrzał w boczną szybę. Kobieta w białym porsche
na drugim pasie zrobiła to samo. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i
mrugnęła. Była ładną, typową amerykańską pięknością,
zapewne z mężem o dwadzieścia lat starszym. Usta Willa nawet nie
drgnęły. Bez żadnych emocji wymalowanych na twarzy odwrócił
wzrok i spojrzał na światła, akurat w tym momencie, gdy zapaliło
się zielone. Zareagował od razu i już po chwili zostawił białe
porsche za sobą. Korek w centrum miasta sprawił, że nie mógł już
pędzić ulicą ciesząc się chwilą, ale za to w ślimaczym tempie
powoli jechać do przodu. Zdjął jedną rękę z kierownicy i
przeczesał nią swoje rozczochrane włosy. Jego myśli powoli
podążyły do postaci młodego lekarza, z którym wczoraj miał
spotkanie. Po raz setny na nowo przemyślał ich rozmowę, starał
się zinterpretować jego gesty, spojrzenia, urocze jąkanie się i
to jak łatwo było go zawstydzić. Czy wywarł na nim dobre
wrażenie, a może wyszedł na zadufanego bogatego burżuja?
Przeciągnął się w aucie, czując jak dziwne prądy ekscytacji
przebiegają po jego ciele na myśl o tym mężczyźnie. Edward Moore
sprawiał wrażenie osoby niezwykle delikatniej, pełnej pasji,
zrealizowanej, a zarazem Will wyczuł w jego zachowaniu bezradność,
która zapewne wynikała z niemożności poradzenia sobie z
problemami nękającymi szpital, smutek, o którego źródle brunet
nie miał pojęcia no i ostatnią rzecz. Gdy Will trzymał Eda w
ramionach, gdy ten o mało nie upadł, wyczuł przez ułamek sekundy
jak ciało chłopaka wtula się w jego. Zapewne zrobił to
nieświadomie, ale to wystarczyło młodemu Collinsowi, by
wydedukować, że młody lekarz czuje się samotny.
Korek
ciągnął się aż do samego centrum miasta. Will nerwowo zerkał na
zegarek. Gdy biegł marmurowymi schodami na trzecie piętro mijając
po drodze same ważne osobistości świata polityki, był już
spóźniony dziesięć minut. Zatrzymując się przed wielkimi
dębowymi drzwiami, na których wisiała złota blaszka z imieniem i
nazwiskiem jego ojca i tytułem, jaki posiadał, jego oddech już
lekko drżał. Zapukał dwa razy i nacisnął klamkę.
Gabinet
senatorski był niewielkim pomieszczeniem całkowicie
zagospodarowanym. Dwie biblioteczki z wielkimi tomiszczami
opiewających o przepisach prawnych i historii, mieściły się po
obu stronach drzwi. Wzrok Willa od razu pomknął do dużego modelu
Santa Marii, który rzekomo był wierną kopią tego autentycznego.
Musiał uważać, by nie obić się o szary fotel, stojący na środku
pomieszczenia i będący jedynym nowoczesnym elementem tego
tradycjonalnego pomieszczenia. Sofa dołączona do kompletu z fotelem
stała pod ścianą po lewej stronie i teraz całkowicie zasypana
była teczkami z jakimiś dokumentami. W kominku, nad którym wisiał
statek, płoną ogień. Brunet przez chwilę obawiał się, że
płomienie dosięgną wiszące po bokach flagi amerykańskie, ale nic
takiego się nie stało.
– Spóźniłeś
się – odezwał się ponury głos z końca pomieszczenia. Należał
do starszego mężczyzny o nieustępliwym błękitnym spojrzeniu
takim samym jak u syna. Will oderwał wzrok od beżowych ścian, na
których wisiały w brązowych ramkach zdjęcia ojca z różnych
wypraw w towarzystwie ważnych osobistości z całego świata i
spojrzał na swojego ojca.
– Nowy
Jork o tej porze jest strasznie zakorkowany – rzekł, tłumacząc
się. Zajął skórzany szary fotel naprzeciw potężnego mahoniowego
biurka, na którym leżało parę książek, kolejne ramki ze
zdjęciami i stosy papierów. Will wiedział, że żadne z tych zdjęć
nie przedstawia nikogo z rodziny.
– Trzeba
było wyjechać wcześniej to byś nie był spóźniony. Nie mam tyle
czasu byś mógł przychodzić sobie o każdej porze – rzekł
poważnym i lodowatym głosem mierząc swojego syna spojrzeniem, w
którym chłopak już dawno nie widział czegoś takiego jak miłość.
– Przepraszam.
A teraz dowiem się, po co mnie tu znowu ściągnąłeś?
– Chciałem
porozmawiać z moim synem. Czy jest coś w tym dziwnego?
Will
spojrzał na niego, a jego usta wykrzywiły się w wyrazie sarkazmu.
Mimo to powstrzymał się przed wypowiedzeniem kilku słów na głos.
Nie chciał być tym, który zaognia konflikt. Nie tym razem.
– Williamie
jak wiesz, za niedługo zbliżają się kolejne wybory – rzekł
Roger łącząc ze sobą czubki palców dwóch dłoni i spoglądając
na model statku jakby mówił do niego. – Znów pragnę je wygrać.
Jest jeszcze tyle do zrobienia w tym kraju…
– W
końcu coś zrobisz w następnej kadencji? – Will udał
zaskoczenie, tymczasem miał już ochotę opuścić to przesiąknięte
pychą pomieszczenie.
– Nie
bądź arogancki Williamie. Dobrze wiesz, że społeczeństwo jest
zadowolone z ustaw, które wprowadziłem.
– Więc
chyba mieszkamy w innym kraju, albo cierpisz już na demencję
starczą bo…
– Williamie!
– Pięść uderzyła w blat biurka z taką siłą, że mężczyzna
urwał wypowiedź w pół zdania. W końcu złapał kontakt wzrokowy
z ojcem. – Oczekuję od ciebie szacunku, a nie takich słów. Gdyby
matka to usłyszała…
– To
zalałaby się w trupa jak to miała w zwyczaju robić, gdy ty całe
dnie spędzałeś w pracy!
W
pomieszczeniu zapanowała głęboka cisza. Mężczyźni spoglądali
sobie w oczy z uporem, oboje wyczuwając ciężką atmosferę, która
wypełniła gabinet. Brunet przełknął nerwowo ślinę,
zastanawiając się czy tym razem, aby nie przesadził. Miał wielki
żal do ojca o to, jaki był, ale ciągle go kochał. Miał nadzieję,
że on czuł to samo. Nerwowo podrapał się po karku.
– Wybacz
ojcze. Ostatnio jestem zbyt emocjonalny – wyszeptał, czując
wyrzuty sumienia.
– To
przez tą dziewczynę, z którą się spotykasz? – napięcie
zniknęło z twarzy Rogera, robiąc miejsce zaciekawieniu.
– Można
tak powiedzieć. Nie możemy się dogadać – skłamał. – Spięcia
w związku… wiesz jak to bywa.
Mężczyzna
za biurkiem przyjął to wytłumaczenie. Przysunął się bliżej i
oparł łokcie na blacie delikatnie gładząc go dłońmi, co
doprowadzało niekiedy Willa do szału.
– Jak
już mówiłem, zbliża się nowa kampania, a ja chciałbym wygrać.
Oczywiście jak zwykle mój plan opiera się na tradycyjności. Moje
obietnice ochronią Amerykanów przed całkowitą degeneracją zasad
i moralności. Chcę całkowicie znieść śluby między osobami tej
samej płci... – Will drgnął nieznacznie. – Chcę pokazać, że
prawdziwa rodzina składa się z kobiety i mężczyzny. I nie ma
innej opcji Williamie. Wiesz, o czym mówię?
– Tak,
jednak czy nie wydaje ci się, że są ważniejsze sprawy? Służba
zdrowia, szkoły, renowacja parków, ochrona…
– Mam
płacić na szpitale by leczyć homoseksualistów?
Will
zacisnął mocniej palce na oparciu, czując jak słowa jego własnego
ojca dotykają go dogłębnie. Z trudem opanował swój głos.
– Odczep
się od nich wreszcie. Wiesz ile jest osób biednych, bezdomnych, bez
miejsca pracy? Myślisz, że ich obchodzi jak rodzina powinna
wyglądać skoro nawet nie stać ich na jej założenie?! Oni
potrzebują szpitali, miejsc pracy, miejsc gdzie będą mogli się
uczyć by zdobyć wykształcenie.
– Ty
znowu o tym – mruknął ojciec i potarł czoło dłonią. – Nie
mógłbyś zrobić kariery w polityce Williamie.
– To
powinno się zrobić. I to powinno być na pierwszym miejscu twojej
listy i tylko to może zapewnić ci wygraną – kontynuował
niezrażony komentarzem Will.
– Jesteś
zbyt altruistyczny. Myślisz, że co opłaca się bardziej państwu…
– Znowu
schodzimy na pieniądze – mruknął, wzdychając ciężko.
– Bo
wszystko się do nich sprowadza Williamie. O to chodzi w polityce –
powiedział pewnie i odebrał dzwoniący telefon przez chwilę
rozmawiając z kimś przyciszonym głosem. Po kilku minutach,
podczas których Will starał się opanować, odezwał się sucho:
– Nasz
czas dobiegł końca. Dlatego przejdę do sedna. Tu jest twój
kolejny czek. – Roger wyjął z szuflady mały papierek i przesunął
go po blacie w kierunku syna. – Baw się dobrze. I moja ostatnia
wiadomość dla ciebie, a raczej dwie ostatnie. Arthur przekaże ci
dziś kopię mojego testamentu do wglądu. Nie żebym się gdzieś
wybierał, ale warto mieć coś takiego. Chciałbym jeszcze żebyś
objął szefostwo w mojej firmie, której nie mam czasu już sam
prowadzić.
Will
utkwił swój błękitny wzrok w oczach ojca. Nigdy nie chciał nawet
go tam wpuścić, a teraz przekazuje mu firmę? Kurwa mać! - nie
mógł powstrzymać się przed przekleństwem w myślach. Cholera
jasna. Ta informacja zupełnie go zaskoczyła. Będzie miał firmę,
będzie niezależny i będzie miał własne pieniądze. Dużo pieniędzy.
– To
miłe z twojej strony ojcze – spróbował powstrzymać drżący z
ekscytacji głos, ale niezbyt mu to wyszło. – Nie będę już ci
zabierał czasu. – Wstał z fotela i skinieniem głowy pożegnał
się z ojcem zabierając z blatu czek. Gdy tylko znalazł się za
drzwiami poczuł się wreszcie w pełni usamodzielniony. Teraz bez
problemu będzie mógł przeznaczać pieniądze na cele charytatywne.
Nagle drzwi otworzyły się ponownie, a głowa Rogera Collinsa
wychyliła się zza nich.
– Zapomniałem
dodać, że firma zacznie należeć do ciebie, gdy tylko weźmiesz
ślub. – Cień uśmiechu przebiegł po twarzy mężczyzny, który po
chwili zniknął znów w gabinecie. Will poczuł jak cała ekscytacja
momentalnie go opuściła. Oparł czoło o ścianę i uderzył w nią
pięścią, by wyładować z siebie całą frustrację i poczucie
niesprawiedliwości. Przed chwilą czuł się najszczęśliwszym
człowiekiem na ziemi. W ułamku sekundy poczuł się jak
najsmutniejszy człowiek we wszechświecie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny fragment opowiadania. Podoba się?
Bardzo! Ej, ej skoro są w Nowym Jorku to znaczy, że w USA, prawda? A tam chyba są do szczane śluby homoseksualne? Tak mi się zdaje. Więc niech ożeni się z Edwardem!
OdpowiedzUsuńTen John to do psychiatryka powinien trafić, owszem lubię bdsm, ale to trochę presada. *zaciera rączki z ekscytacji
Zakrawa nam się tu na niezły kryminał. .. i dramę, chyba Mam nadzieję, tylko że nienawidzę jak cały czas nikt nie chce wyznać sobie uczuć i takie błędne koło jest.
Żegnam i weny życzę...
Witam,
OdpowiedzUsuńok, przeczytałam rozdziały, i skomentuję w najbliższym czasie (przy najmniej mam taką nadzieję) bo mam zapisane w swoim notesiku, parę słów, o każdym... ale tu to ja muszę się odezwać...
najpierw dzięki za odblokowanie opcji anonimowego, cóż, będzie to w pewien sposób dla mnie ułatwienie...
a co do tego rozdziału, niech Josh się odczepi od mojego Edwarda, lubię bdsm ale nie z Edwardem (nie widzę tego), nie ma co się dziwić, że William pomaga, finansuje szpitale i tak dalej... słodka wolność szybko się skończyła... no ale warunek warunkiem, ale nie powiedział, że ma się poślubić kobietę ;] a jak są zalegalizowane związki homoseksualne, to niech się bierze za Edwarda...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Ha! Ktoś jednak myśli podobnie! Możemy sobie przybić piątkę, Akuma!
UsuńOczywiście rozdział świetny. Szkoda mi Willa, ale on ma głowę na karku, więc zrobi wszystko żeby było na jego korzyść :D Biedny Ed, mam nadzieje, że ten psychopata nic mu nie zrobi. Niech William mu pomoże :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :)
//Mika
Poziom -2 i nie wiesz co Cię czeka <3 - poziomm2.blogspot.com
OdpowiedzUsuńEthan, zapalony freelancer, przeprowadza się z małej zabitej dechami wioski do miasta i tam rozpoczyna zupełnie nowe życie. Szybko okazuje się, że nie jest tak kolorowo jak to sobie wyobrażał. Niespodziewane zdarzenia i nowopoznani ludzie sprawią, że jego nudnawe ero-życie zmieni się na zawsze. Opowiadanie yaoicowo-hardcorowe z opisami, raczej dla osób +18
Poziom -2 i nie wiesz co Cię czeka <3 - poziomm2.blogspot.com
***
Wybacz spam, ale reklama dźwignią handlu :P Chętnie wymienię się linkami. Jeśli jesteś zainteresowana to daj znać.
Pozdrawiam
Ethan
Hej,
OdpowiedzUsuńJosh mi się badzo nie podoba, i mam nadzieję, że Edowi nic się nie stanie, co za ojciec, czyli nie wie, że syn jest gejem, warunek, warunkiem, ale nie powiedział, z kim ma wziąść ślub, a jak są zalegalizowane śluby homoseksualne, to...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńJosh mi się nie podoba, i niech trzyma się z dala od Eda, mam nadzieję, że Edowi nic się nie stanie, co za ojciec, czyli co? nie wie, że syn jest gejem, no ale warunek, warunkiem, ale czy powiedział, że to ma być kobieta? :] nie powiedział, z kim ma wziąść ślub, a jak są zalegalizowane śluby homoseksualne, to...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńniech Josh się odwali od Eda, co za ojciec współczuję Willowi, ale ten warunek można obejść... ;] nie jest powiedziane z kim ma się ożenić ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ech niech Josh się w końcu odczepi od Edwarda, co za ojciec... bardzo współczuję Williamowi, ale przecież ten warunek można obejść... ;] nie powiedział z kim ma się ożenić ;]
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza