W domu rodziny Moore rozległ się dzwonek. Kobieta w średnim wieku ruszyła powoli w stronę drzwi. Powoli, ponieważ dzisiejszego dnia stawy bolały ją niemiłosiernie. Dzięki swojemu synowi Edwardowi i lekom, które jej zalecił czuła się lepiej, ale czasem bywały gorsze dni, a leków nie powinna brać codziennie ze względu na ich mocne działanie. Dzisiaj wypadał właśnie ten dzień, gdy nie mogła ich wziąć. Po kilku minutach była już przy drzwiach i otworzyła delikatnie drzwi. Wiedząc przystojnego mężczyznę, który był u Eda jakiś czas temu, uśmiechnęła się delikatnie. Jeszcze pamiętała odgłosy z pokoju jej kochanego syna.
– Witaj młody człowieku, w czymś mogę pomóc? – zapytała lustrując mężczyznę wzrokiem i musiała przyznać, że jej syn miał świetny gust.
– Dzień dobry pani Moore – przywitał się grzecznie doskonale pamiętając wygląd kobiety, do której Ed był bardzo podobny. Z miłą chęcią patrzył w jej szare oczy, które jednak nie powodowały dreszczy na jego ciele. – Ed jest w domu?
– Nie kochany, od samego rana jest w szpitalu – powiedziała ze smutkiem w głosie. Wiedziała, że jej syn bardzo polubił tego chłopaka. – Może coś przekazać?
– Właściwie to ja chciałem coś przekazać – spojrzał na pudełka, które trzymał w dłoniach i poczuł się dziwnie. Jak jakiś idiota. Ale przecież to normalne, że ludzie dają sobie prezenty, dlatego też szybko pozbył się tego uczucia. – Mógłbym je zostawić u Eda w pokoju?
– Och – powiedziała kobieta zdziwiona i zachwycona jednocześnie. Czy to są prezenty dla jej syna? – Proszę, wejdź kochany. Przepraszam, że nie zaprosiłam wcześniej, ale byłam nieco zdziwiona twoim przybyciem. Ed nie przyprowadzał zbyt wielu chłopców do domu, a wiele razy był raniony. Biedne dziecko – powiedziała nieco smutna otwierając drzwi i zapraszając gościa do środka.
– Dziękuje – wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. – Ed opowiedział mi o tym, co przeszedł... – wspomniał i ruszył za kobietą. Był pod wrażeniem tego jak traktuje syna. Jak normalne dla niej jest to, że Ed jest inny. Westchnął lekko, żałując, że nikt z jego rodziny nie wykazywał takiego zrozumienia.
– Tak, kto by pomyślał, że tacy ludzie chodzą na świecie – kobieta westchnęła ciężko. – Biedne dziecko przez to wszystko tylko nabawiło się kompleksów... pewnie już zauważyłeś, że nie lubi swojego ciała? – kobieta była już u stóp schodów prowadzących do pokoju chłopaka.
– Tak. Zauważyłem – skinął głową. – Staram się by dotarło do niego, że z bliznami wygląda równie... pięknie – dodał ciszej. Pierwszy raz rozmawiał z kimś normalnym na temat miłości dwóch mężczyzn. Czuł się dziwnie, ale mama Eda sprawiała wrażenie osoby, której można było powiedzieć takie rzeczy.
– Tak, jest bardzo pięknym chłopcem, ten nasz Ed – powiedziała kobieta z matczynym ciepłym uśmiechem. – Po śmierci mojego męża, a ojca Eda. były z nim problemy. Załamał się kompletnie. Cieszę się, że jednak wyrósł na takiego wspaniałego chłopca. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym i jego straciła – powiedziała cicho odwracając się do Willa. Weszła na schody by otworzyć drzwi pokoju Eda w celu pomocy niebieskookiemu.
Will przyjrzał się kobiecie. A więc straciła męża, a Ed ojca. To by wyjaśniało sprawę, dlaczego nigdy blondyn o nim nie mówił. Na pewno dalej ten temat był dla niego zbyt raniący.
– Z pewnością musiało być wam ciężko. Bardzo mi przykro – dodał i wszedł do pokoju Eda podchodząc do biurka, na którym położył pudełka.
– Było, przez jakiś czas. – Kobieta weszła do pokoju syna i złapała za zdjęcie, na którym widniał mały Ed i jego ojciec. Matka miała szare oczy i ciemne włosy, a ojciec jasne, prawie białe włosy i ciemne oczy. – To oni razem – Liliana podała chłopakowi zdjęcie. – Gdy Ed miał dwanaście lat, Carl, jego ojciec miał wypadek śmiertelny. Był maszynistą. Pewnego dnia tak jak zawsze wykonywał swoją pracę, lecz nagle na tory wyjechała ciężarówka, a jak wiadomo ciężko jest zahamować pociąg biorąc pod uwagę to, że nikt nie powinien wjeżdżać na tory. Zmarł na miejscu. – Kobieta wytarła oczy wierzchem dłoni. – Ed bardzo kochał swojego ojca, byli jak najlepsi przyjaciele. Dlatego Ed tak bardzo przeżył jego śmierć. Ja niestety musiałam pracować na nasze utrzymanie, więc często mnie nie było w domu do późna. A Ed albo był sam w domu, albo u dziadków. Nie było żadnych wielkich problemów do czasu wypadku Eda – kobieta westchnął dotykając dyplomu ukończenia studiów medycznych z wyróżnieniem obramowanego i powieszonego na ścianie.
– Ed miał wypadek? – zapytał delikatnie, nie chcąc wyjść na wścibskiego, ale to była jego jedyna szansa by dowiedzieć się o chłopaku nieco więcej, niż on sam chciał mu powiedzieć. Spojrzał na zdjęcie, które trzymał w dłoni i mimowolnie się uśmiechnął widząc małego Eda, który z szerokim uśmiechem przytulał się do ojca, patrząc prosto w obiektyw. Sielankowe, rodzinne zdjęcie, którego Will nigdy nie miał w swoim albumie. Odłożył ramkę i spojrzał na kobietę, która z trudem opowiadała o ich przeszłości. Czuł się jakby wchodził na teren, na którym nie miał prawa przebywać.
– Tak. Nawet nie wiedziałam, co się działo w jego otoczeniu – westchnęła i odwróciła się do Willa. – Jakiś czas po śmierci Carla, Ed zaczął się dziwnie zachowywać. Często wagarował i wracał późno do domu z licznymi siniakami i ranami. Któregoś dnia wdał się w bójkę. – kobieta załkała cicho. – Z wyjaśnień policji wynikało, że Ed został napadnięty. Walczył z grupą mężczyzny o wiele od niego starszych. Bronił się nawet skutecznie przed atakami fizycznymi, ale gdy jeden z nich wyjął nóż. – Liliana wyciągnęła mocno powietrze, a po jej policzku płynęły łzy. Podeszła do łóżka syna i usiadła na nim. – Został dźgnięty nim w brzuch. Wylądował w szpitalu i o mały włos był od śmierci. Dzięki osobie, która szybko zareagowała byli w stanie go uratować. – Drobna kobieta zaszlochała. Jej ramiona nieco drżały. – Gdybyś wiedział chłopcze jak bardzo mnie przepraszał, gdy się obudził dwa dni później. Płakał i przepraszał.
Will poczuł jak robi mu się smutno, gdy widzi płaczącą kobietę, która również tak wiele przeszła. Zapewne przeżywała każde problemy Eda jakby były jej własnymi. W końcu była jego matką. A matki takie powinny być. Brunet nie wiedząc jak ma zareagować usiadł obok Lilianny i podał jej czystą, materiałową chusteczkę, którą zawsze nosił w kieszonce swojej marynarki, a nigdy jeszcze jej nie wykorzystał.
– Proszę... – obserwował ją uważnie swoimi intensywnym spojrzeniem, chcąc powiedzieć coś, co ją pocieszy, ale zrezygnował z tego, bo każde słowa wydawały się być nie na miejscu.
– Dziękuje ci chłopcze – powiedziała i przyjęła chusteczkę. Otarła nią łzy i spojrzała na chłopaka, który w tym momencie wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był pewien co. Liliana wiedziała kim jest ojciec niebieskookiego, ale wątpiła by młody człowiek był w jakimś stopniu powiązany z działaniami tego człowieka.
– I stąd ma tą dużą bliznę na brzuchu. A on ma takie piękne ciało. Wiesz, że ma naturalnie białą karnację? Urodził się w styczniu, więc to może być to – kobieta zaśmiała się delikatnie. – Mam nadzieję, że wam się ułoży chłopcy – powiedziała dotykając twarzy niebieskookiego. – Trzymam za was kciuki, ale proszę nie czuj żadnej presji z mojej strony. Po prostu bądź przy nim, a jego wewnętrzne demony znikną.
Matka Eda wstała i posłała w stronę Willa uśmiech.
– Przepraszam, że zanudzam cię tymi opowieściami. Jesteś takim pięknym chłopcem, że moje usta same się ruszają – powiedziała z ciepłym spojrzeniem.
– To ja raczej powinienem przeprosić – również wstał bo przecież tego wymagała kultura. – Nie powinienem wymagać od pani ponownego przywracania tych wspomnień. Mimo to jest mi bardzo... miło, że podzieliła się pani tym właśnie ze mną – uśmiechnął się delikatnie. Gdy tylko obdarzyła go ciepłym, prawie, że matczynym spojrzeniem na jego twarzy pojawił się lekki grymas bólu z powodu braku odpowiednich rodziców. Szybko jednak zniknął, bo mężczyzna przywołał się do porządku.
– Lubię jego karnację – stwierdził nim zdążył ugryźć się w język. – Ed ma szczęście, że ma kogoś takiego jak pani. To z pewnością pomogło mu wiele razy, gdy czuł się załamany – rzekł. On sam nie mógł nigdy liczyć na takie wsparcie i czułość ze strony rodziców. Jedyne, co dostawał to pieniądze. A to za mało.
– Bardzo ci dziękuje za te urocze słowa, kochany – powiedziała uśmiechnięta. – Ed to takie wrażliwe dziecko – westchnęła nieco. – Jeżeli będziesz czegoś potrzebował to nie wahaj się mnie prosić.
Matka Eda ruszyła w stronę wyjścia.
– Ed mówił żebym ci nie pokazywała jego zdjęć, ale jak można nie pokazywać takiego ślicznego dziecka? – zachichotała ukazując rząd białych zębów. – Był taki przeuroczy. Nie chciał dać sobie ściąć włosów, jako dziecko, więc zawsze miał dłuższe niż powinien. Krzyczał, że to go boli.
– Jest bardzo wrażliwy i delikatny do tej pory – powiedział, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że powiedział to na głos. Dziwne. Zawsze myślał, że to Ed ma z tym problem. Westchnął i pokręcił głową – Powinienem już iść. Do widzenia pani Moore – pożegnał się z nią miło i gdy tylko otworzyła przed nim drzwi wyszedł z domu kierując się do swojego samochodu.
– Do widzenia kochany – powiedziała i zamknęła drwi wyjściowe. Dla niej niebieskooki chłopak był bardzo przyjemnym człowiekiem. Cieszył się, że Ed ma wsparcie, ale również wyczuła, że ten chłopiec jest zagubiony i to właśnie dzięki delikatności i wrażliwości jej syna przystojny chłopak zaczyna odnajdywać drogę, którą właśnie chce kroczyć.
Will szybko wsiadł do auta i jeszcze przez chwilę siedział w nim włożył kluczyki do stacyjki. Telefon dzwonił, ale gdy zobaczył na wyświetlaczu, że to jego ojciec, nie miał ochoty odbierać. Nie teraz. Westchnął ciężko i nacisnął pedał gazu by wrócić do domu i w końcu zabrać się za coś bardziej produktywnego, byle tylko nie myśleć o straconej rodzicielskiej miłości.
***
Była godzina siedemnasta, kiedy blondyn dostał się do swojego domu. Był zirytowany tym całym tygodniem. Tyle się działo, że miał ochotę rzucić czymś w ścianę i patrzeć jak rozpada się na kawałki. Wyszedł z auta i zostawił je na podjeździe. Zamknął je za sobą i zabezpieczył. Wyjął klucze od domu i wszedł do środka. Nie patrząc na nikogo i na nic wskoczył w swoje kapcie i ruszył do pokoju. Nadal był w swoim fartuchu, zapomniał go zdjąć, ale czuł w sumie, że na dobrze wyszło. Wrzuci go do prania. Zdjął go po drodze i wszedł do pokoju. Przeciągnął się i rozejrzał po pomieszczeniu. Ktoś tu był i nie bardzo mu się to podobało. Ale czy to zapach... Willa? Jego serce zaczęło bić w zwiększonym tempie. Spojrzał na biurko i zmarszczył brwi. Leżały na nim trzy paczki. Nie wiedział, dlaczego. Zszedł po schodach na dół i zawołał:
– Mamo, co to za paczki w moim pokoju? – Jego pytanie poniosło się echem po domu.
– Przyszedł tutaj dzisiaj rano ten przystojny chłopiec i zostawił je dla ciebie – głos matki dobiegł do niego z kuchni.
– Masz na myśli Willa? – zapytał z drżącym sercem.
– Dokładnie tak. Otworzyłeś je? – zapytała pojawiając się w zasięgu wzroku syna.
– Nie, najpierw zapytam go, o co w tym chodzi. – Powiedział i wrócił do pokoju. Wyjął telefon i wybrał numer Willa. W napięciu czekał na odzew.
Will ściszył wielki telewizor, który wisiał na ścianie w salonie i przełknął kęs ciasta, które Betty upiekła wczoraj. Telefon nieznośnie wibrował mu w kieszeni. Miał nadzieję, że tym razem to nie ojciec. Gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Edwarda, uśmiechnął się zadowolony i przejechał palcem po ekranie by odebrać.
– Tak? – zapytał, gdy już przyłożył telefon do ucha i rozłożył się wygodnie na sofie.
– Cześć Will – zaczął powoli myśląc nad następnymi słowami. Jakoś nie miał pojęcia jak ująć w słowa swoje zdziwienie. – Co to jest? – zapytał zamiast prośby o wyjaśnienie.
– Niby co takiego? – chłopak udał zdziwienie i wziął do ust kolejny kawałek ciasta. Chciał, chociaż przez chwilę podrażnić się z blondynem.
– No to co położyłeś mi na biurku bez mojej wiedzy – prychnął na słowa mężczyzny. – Na pewno nie pomyliłeś domu, albo osób? Jeszcze nic nie otwierałem, więc ewentualnie można oddać do właściwego odbiorcy. – powiedział cicho mając jednak skrycie nadzieję, że nie zaszła żadna pomyłka.
– Pomyłka? Myślałem, że w tamtym domu mieszka niejaki Edward Moore? Myślałem, że dobrze zapamiętałem adres – uśmiechnął się do słuchawki. Ed chyba nigdy nie dostał od nikogo prezentu. To ucieszyło bruneta, bo były większe szanse, że spodoba mu się to, co mu kupił.
– No dobra, chyba jednak są dla mnie, ale dlaczego? – zapytał nieśmiało a jego policzki poczerwieniały. Podszedł do biurka i przejechał dłonią po paczkach. Mimowolnie uśmiech wykwitł na jego twarzy. Bardzo się cieszył z tego gestu. Zazwyczaj nie otrzymywał prezentów. Dostawał je jedynie od mamy, dziadków i Liz i to tylko na szczególne okazje.
Will zamruczał do słuchawki, udając że głęboko się zastanawia nad tym pytaniem. Tymczasem odpowiedź już znał. Chciał zadowolić Eda. Chciał, aby chłopak poczuł się wyjątkowy.
– Bez okazji Edwardzie. Tak po prostu chciałem ci coś dać.
Blondyn jęknął cichutko na pomruk ze strony Willa.
– Dziękuje. To... bardzo miłe z twojej strony – uśmiechnął się szczęśliwy. – Ale to trochę nie fair, że tylko ja coś dostałem, ale i tak jestem wdzięczny.
– Wszystko jest jak najbardziej fair. Gdyby coś ci się nie spodobało można w każdej chwili oddać – zapewnił Eda i przeciągnął się na kanapie.
– Nawet nie otwierając mówię, że to nie jest możliwe, ale żeby formalności stało się za dość – westchnął i uśmiechnął się. Sięgnął do pierwszej paczki, która zawierała piękny niebieski sweter. Uwielbiał je i pisnął jak dzieciak. – Przepraszam za to. Jeszcze ci słuch zepsuje – schował twarz w dłoni i jego twarz zmieniła kolor z bladego na ogniście czerwony. Otworzył pozostałe paczki i znowu wydał dziwny dźwięk. Miś był przeuroczy, a oprawki okularów gustownie wykonane. Jutro miał zamiar pójść do okulisty i zmienić swoje okulary na te. Wiedząc, że wszystkie rzeczy pochodziły z Paryża Ed był bliski łez wzruszenia.
Brunet uśmiechnął się dumny, że zdołał wywołać u blondyna taką reakcję swoimi prezentami. Nie mógł nic poradzić na to, że chłopak był taki uroczy, że nawet jego dziecinny pisk spowodował, że serce Will zaczęło mocniej bić z radości.
– Edwardzie? Jesteś tam? – zapytał po dłuższej ciszy. Zmartwił się, że może Ed znów za dużo pracował i zemdlał. Usiadł na kanapie i wyłączył telewizor żeby w razie potrzeby jechać do jego domu sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
– Tak – powiedział drżącym głosem. – Dziękuje – dodał, a jego wizja zaczęła się rozmazywać. Uśmiech majaczył w kąciku jego ust. Pociągnął nosem chcąc powstrzymać łzy przed wypłynięciem, ale średnio mu się to udało. Jeszcze nigdy nie był taki szczęśliwy. Znów pociągnął nosem i przytulił misia.
– Edwardzie czy ty płaczesz? – zapytał nie mając pojęcia czy to dobrze, czy źle. Nigdy, ale to przenigdy Will nie słyszał płaczu z radości, wzruszenia. Aż do teraz. Drżący głos chłopaka, pociągnięcia nosem. Will uśmiechnął się lekko – Ed...
– Przepraszam – pociągnął nosem – na ogół mi się to nie zdarza. Wielki ze mnie dzieciak – zaśmiał się. Zaraz po tym zaszlochał cicho i zamilkł, wątpił w swój głos, gdy był w takim stanie. – To... bardzo... miłe – po każdym słowie słychać było cichy szloch. – Może się już rozłączę. Wychodzę na mięczaka.
– Chcesz żebym przyjechał? – zapytał, nie mając ochoty zostawiać Eda samego, gdy ten płakał. Nawet, jeśli miał być to płacz ze wzruszenia po prostu chciał być tam przy nim. Zwłaszcza, że nie widział go tydzień czasu. Ciągle pamiętał jego smutną minę, gdy odjeżdżał spod jego domu.
– Jutro mam wolne, więc... – powiedział cicho szlochając. – Nie chcę cię kłopotać, pewnie jesteś jeszcze zmęczony po wczorajszym locie. – Blondyn nie chciał by brunet czuł się w żaden sposób zobligowany by przyjeżdżać na każde jego zawołanie. – Nie, nie musisz. Już mi lepiej – powiedział spokojnie i ku własnej irytacji szloch opuścił jego gardło. Zmarszczył brwi błagając w duchu, by słuch Willa był, choć trochę zawodny, a ten postanowił, że po raz kolejny tego dnia zaskoczy Edwarda. Chciał się z nim spotkać i nic do cholery mu w tym nie przeszkodzi.
– Skoro już ci lepiej to dobrze. Spotkamy się, kiedy indziej najwyżej – wstał z kanapy i wziął z wieszaka kurtkę a ze stoliczka kluczyki do samochodu.
Blondyn poczuł dziwne ukłucie w okolicach mostka. Uderzył tam pięścią i uśmiechnął się pomimo swego smutku.
– To dobrze. Odpocznij sobie, a ja... już będę kończył – powiedział cicho i postanowił pójść wziąć prysznic.
– Miłego wieczoru Edwardzie – uśmiechnął się do słuchawki i wsiadł do auta. Betty już spała, więc nie musiał jej mówić, że wychodzi. Odpalił silnik i ruszył już w dobrze sobie znanym kierunku. Zastanawiał się, co właściwie kieruje jego zachowaniem. Ale nie miał ochoty analizować tego. Nie chciał. Jedyne, o czym teraz mógł myśleć to wzięcie Eda w swoje ramiona i przytulić. Wyszeptać, że za nim tęsknił. Nacisnął mocniej pedał gazu, ale po chwili zwolnił przypominając sobie prośbę Edwarda.
– Tak, miłego wieczoru – szepnął i odłożył telefon. Wstał z podłogi nie wiedząc, kiedy tam się znalazł. Rozebrał się po drodze do łazienki i wskoczył pod prysznic. Mył się bardzo długo. Ten płacz wykończył go dodatkowo. Nadal szlochał. Taki już był, gdy zaczynał płakać to ciężko mu było skończyć. Wychodząc z łazienki płacz już mu minął, ale jego oczy były lekko czerwone. Zapomniał wyjąć soczewek, więc zrobił to teraz. W samych spodniach dresowych wkroczył do swojego pokoju. Nie miał siły by się dokładnie wytrzeć, więc jego włosy były nadal lekko wilgotne i po jego torsie spływały krople wody. Zszedł po schodach zabierając po drodze okulary. Ruszył w kierunku kuchni by napić się swojego ulubionego soku. Poprawił okulary na nosie i wpatrzył się w trzymaną szklankę.
Will dojechał pod dom Eda po piętnastu minutach. Zastanawiał się czy sąsiedzi już nie plotą jakiś plotek, ale tylko zaśmiał się ze swojej głupoty, że w ogóle o tym pomyślał. Zgasił silnik, zamknął auto i już po chwili drugi raz tego samego dnia stał pod drzwiami młodego lekarza. Nacisnął dzwonek. Blondyn podniósł głowę gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Był w samych dresach, więc rozejrzał się po kuchni w poszukiwaniu czegoś do okrycia blizn, a nie miał czasu wracać do pokoju. Odstawił szklankę i wzruszył ramionami. Pech przybysza, że zobaczy jego blizny. Spokojnym krokiem ruszył do drzwi i otworzył je delikatnie. W międzyczasie przetarł oczy pod okularami, więc nie widział, kto stoi przed nim. Automatycznie zapytał:
– W czym mogę pomóc? – gdy w końcu spojrzał na gościa o mało, co nie podskoczył. Drżącym głosem zapytał: – Will?
– Miłe powitanie – uśmiechnął się lekko, a jego oczy błysnęły zawadiacko. – Mam nadzieję, że twoi dziadkowie i mama śpią, bo chcę cię zanieść do pokoju na rękach – wymruczał i szybkim ruchem podniósł lekkiego chłopaka wsuwając jedną z rąk pod jego kolana, a drugą pod jego ramiona. Butem ostrożnie zamknął drzwi i ruszył w dobrze sobie znanym kierunku schodami w górę. – Myślałeś, że tak po prostu wystarczy mi krótka rozmowa przez telefon po tym cholernym tygodniu?
– Postaw mnie idioto! – syknął czerwony jak burak. Cieszył się jak dziecko, z przyjazdu Willa. – I tak wyszło, że w domu jest tylko mama. Dziadkowie pojechali na działkę i będą tam cały tydzień.
Mimo tego że wygląd Willa nic się nie zmienił to Ed miał wrażenie że stał się jeszcze bardziej seksowny. Aby nie upaść złapał mężczyznę za szyję i schował twarz w swoim ramieniu. Ta pozycja była zawstydzająca.
– Idioto? Edwardzie.... nie sądziłem, że użyjesz wobec mnie takich słów.
Biodrem pchnął lekko uchylone drzwi do pokoju chłopaka i znów zamknął je nogą. Usiadł na łóżku i obrócił Eda do siebie tak by siedział mu na kolanach okrakiem. Uważnie przyjrzał się jego lekko zmęczonej twarzy i zaczerwienionym oczom, zapewne od płaczu. Przejechał dłońmi po jego plecach coraz lepiej pamiętając ich kształty.
– Znów się zarumieniłeś – uśmiechnął się nieznacznie.
– Idiota jesteś bo bawi cię zawstydzanie mnie – prychnął i zarumienił się. Teraz siedział w pozycji, która również należała do tych zawstydzających. Mimo wszystko westchnął głęboko, uspokojony nieco i wtulił się w ramiona mężczyzny. Przymknął oczy wsłuchując się w bicie serca przystojnego mężczyzny.
– Bo jeszcze nikt nie rumienił się tak często w mojej obecności jak ty – zaśmiał się lekko i utkwił swój nos w zagłębieniu szyi Eda wdychając jego zapach. Wyczuł pod palcami wilgotną skórę, a włosy blondyna były jeszcze lekko wilgotne, dlatego wplótł w nie jedną z dłoni i zamknął oczy napawając się wszystkim, czym tylko mógł. Blondyn westchnął i przysunął się bliżej by poczuć ciepło ciała mężczyzny, lecz chwilę potem odsunął się przypominając, że jeszcze ma mokre ciało.
– Oj wybacz, nie chcę zniszczyć ci ubrań – ruszył się by wstać, ale nie miał sił, więc z powrotem klapnął na miejsce. Zdjął z nosa okulary i położył obok na szafce. Pochylił się i oparł czoło o prawe ramię mężczyzny. Był okropnie zmęczony i już chciał się położyć. Jego oczy same się zamykały.
– Jesteś zmęczony Edwardzie – Will podniósł się z łóżka razem z chłopakiem, by po chwili odwrócić się i lekko pochylić, kładąc tym samym Edwarda w łóżku i przykrywając go kołdrą. Kucnął obok sięgnął dłonią do jego policzka by go pogłaskać. Miękkość skóry chłopaka ciągle wprawiała go w zachwyt. – Pracowałeś ciężko cały tydzień, a ja się obijałem – wyszeptał opierając łokcie o materac łóżka i przyglądając się blondynowi.
– Sam sobie wybrałem ten zawód – uśmiechnął się blondyn łapiąc za dłoń, która go głaskała. – Chwila, przyszedłeś specjalnie dla mnie, nie ma mowy bym kładł się spać – podniósł się do siadu i przetarł dziecięcym ruchem oczy. Ile by ich nie tarł, nadal mu opadały i się kleiły.
Will zdecydowanym ruchem pchnął go znów do pozycji leżącej. Był rozbawiony, ale i tak potrafił zachować swój władczy ton głosu.
– Idziesz spać Edwardzie – wstał i ściągnął buty i koszulkę pozostając w samych dżinsach, które świetnie opinały jego wąskie biodra. Momentalnie znalazł się w łóżku obok Eda i znów przysunął go do siebie zmuszając do ułożenia się w pozycji „na łyżeczkę”, która ostatnio nawet bardzo mu się spodobała – Śpij...
Ed mimo tego, że był zmęczony i słabo kontaktujący był zachwycony widokiem nagiego torsu mężczyzny. Taki widok nigdy mu się nie znudzi. Cieszył się, że niebieskooki położył się z nim. Wtedy będzie mógł spokojnie spać z nadzieją, że Will będzie tutaj też rano.
– Mama jutro jedzie do dziadków na działkę – szepnął sennie chłopak już nie mając siły nawet na myślenie. – Cały tydzień będę sam – dodał jeszcze ciszej. – Znowu... – to były ostatnie słowa, jakie wypowiedział zanim zasnął.
Will uśmiechnął się lekko i pocałował skórę za uchem mężczyzny. Przyglądał mu się z zachwytem, starając się zapamiętać każdy szczegół jego delikatnych rys. Dłonią wodził po jego brzuchu, co chwila składając na karku mężczyzny delikatne pocałunki. Sam zaczął powoli zasypiać zmęczony jeszcze lotem. Oczy zaczęły mu się kleić. Chciał wrócić do domu, ale było mu tu tak przyjemnie i ciepło, że zasnął nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch.